Na nasz północny kawałek świata spada właśnie wiosna. Kiedy obmyślam kształt zapisanych poniżej słów, kiedy je najpierw odnajduję w pamięci, potem oczyszczam, smakuję, domyślam i doczytuję, kiedy je jeszcze później przenoszę do pamięci komputera, i kiedy poprawiam świeży wydruk – w tym samym czasie za oknem po raz kolejny wiosna wygrywa bitwę z zimą. Toczą się ostatnie dni marca, pierwsze kwietnia. Przejmująco śpiewają kosy, znikają ostatnie plamy zlodowaciałego śniegu. W ogródkach pojawiają się krokusy, na ulicach wielobarwność wiosennych sukienek.
Dlatego pozornie nie jest trudno, uczestnicząc w tym kwietniowym cudzie, wierzyć w zmartwychwstanie ciała i w wieczność życia mocniejszego niż śmierć. Ale przecież wystarczy wizyta w onkologicznym szpitalu, spacer alejkami cmentarza, wirusowa infekcja z maligną i przeczuciem nieuchronności śmierci czy też telewizyjne migawki z Macedonii bądź Palestyny – by zwątpić. Ciało ludzkie jest kruche, ranliwe, śmiertelne, rozkładające się. A życie krótkie. Wbrew aksamitnym ariom kosów i chwilowemu zwycięstwu wiosny.
Formuła „wierzę w (…) ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny” jest końcowym fragmentem wyznania wiary, jednego z najstarszych w Kościele, które zwiemy Symbolem bądź Składem Apostolskim. Wielu z nas odmawia je podczas modlitwy porannej i wieczornej, na „różańcowym krzyżyku”. I bardzo dobrze, bo już w IV wieku pisał o takiej praktyce św. Ambroży, biskup Mediolanu: „Symbol ten jest pieczęcią duchową, jest rozważaniem naszego serca i zawsze obecną obroną; z całą pewnością jest skarbem naszej duszy”.
Ale też żaden fragment Apostolskiego Składu nie wywołuje – od początku istnienia Kościoła po dziś dzień – tyle niezrozumienia i oporu, jak właśnie owa formuła stanowiąca tytuł naszej refleksji: „wierzę w… ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny”. Już w Dziejach Apostolskich i Pawłowych Listach do Koryntian znajdują się wyraźne ślady pierwszych błędów, zgorszeń, sporów i wyjaśnień na temat tej sprawy. Św. Augustyn, uczeń i duchowy spadkobierca Ambrożego, pisze: „W żadnym punkcie wiara chrześcijańska nie spotyka więcej sprzeciwu niż w stosunku do zmartwychwstania ciała” (Enarratio in Psalmos, 88). Katechizm Kościoła Katolickiego z 1992 roku, dokument zakorzeniony głęboko w Tradycji Kościoła, ale też znakomicie „czujący” współczesną mentalność, nazywa rzecz po imieniu i pyta w imieniu nas wszystkich: „Bardzo powszechnie jest przyjmowane przekonanie, że po śmierci życie osoby ludzkiej trwa w sposób duchowy. Ale jak wierzyć, że to ciało, którego śmiertelność jest tak oczywista, mogłoby zmartwychwstać do życia wiecznego?” (KKK, 996)
Właśnie. Jak wierzyć i dlaczego wierzyć???
Fundamentem i zasadniczym motywem wiary w „ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny” jest to, co kryje się za „trzykropkiem” w tytule naszych rozważań. „Wierzę w” to pierwsze słowa Składu Apostolskiego; „ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny” – ostatnie. Po nich pojawia się już jedynie pełna ufności pieczęć hebrajskiego słowa Amen, które wyraża niezawodność Prawdy Bożej, wierność Stwórcy wobec stworzenia. Natomiast cały „środek” Credo (nasz „trzykropek” właśnie) jest wyznaniem wiary Kościoła w to, co stanowi podstawę naszej doczesnej i przyszłej nadziei: we Wszechmocną Miłość Trójjedynego Boga – Stworzyciela, Zbawiciela i Uświęciciela.
Chrześcijańska wiara w zmartwychwstałą wieczność człowieka nie opiera się żadną miarą na pogańskich przekonaniach o misteryjnej witalności przyrody, na ezoterycznych (a współcześnie też new age’owskich) tezach o boskości samego życia i jego ostatecznej niezniszczalności czy na wschodniej teorii cykliczności bytu (reinkarnacji – na przykład). Chrześcijańska wiara czerpie swoją siłę, swoją życiową i argumentatywną moc z Wszechmocy pochylonego nad człowiekiem i światem Boga-Miłości, Stwórcy i Zbawiciela. Kim On jest, czego On pragnie dla człowieka i co On może – pokazuje najdobitniej Wydarzenie Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa.
Śmierć i zmartwychwstanie Jezusa są bowiem tym miejscem historii świata i człowieka, w którym to miejscu najpełniej objawił się człowiekowi Bóg: objawił, kim jest i objawił, czego chce dla człowieka. Jest to również to samo miejsce, w którym Bóg objawił najpełniej człowieka człowiekowi: kim jest i jaka jest jego przyszłość. Śmierć i zmartwychwstanie Jezusa są w ludzkich dziejach ostatnim i ostatecznym słowem Boga na te tematy. I jest to największa w dziejach świata nowina. Dobra Nowina.
Co właściwie mamy na myśli, kiedy mówimy, że „Chrystus zmartwychwstał”? Ks. Tomasz Węcławski odpowiada tak: „jeżeli stało się to, co się stało, mianowicie Jezus został zabity za bluźnierstwo, a Bóg się za Nim ujął i powiedział, że to On mówił dobrze, że On się właściwie do Niego zwracał, On był umiłowanym Synem, to tym samym Bóg objawia swoje ojcostwo”. I jeszcze: mamy więc na myśli to, że Jezusowi „nie zdołano odebrać przyszłości, kiedy odebrano Mu życie. Okazało się, że zabity Jezus ma przyszłość. Więcej: że przyszłość należy właśnie do Niego (…) Jego zmartwychwstanie nie jest ani tylko przywróceniem życia, które minęło, ani prostą jego kontynuacją, ani cudownym do niego dodatkiem, ale dzięki Bogu jest prawdziwą i prawdziwie nową przyszłością tego, co samo w sobie minęło, jest nowym stworzeniem”.
I teraz najważniejsze: Dobra Nowina, którą chrześcijaństwo głosi światu dwadzieścia wieków, mówi o tym, że powtórzymy los Jezusa, czyli, że „na drodze do tego życia, którego dla nas wszystkich chce Bóg, staje śmierć – a jednak nie zdoła ona przeszkodzić widzialnemu i dotykalnemu objawieniu się tego życia”. Ludzkiego życia „nie pokonała i już nie pokona śmierć. Jego źródłem jest zmartwychwstanie Jezusa. W śmierci i nowym życiu Jezusa objawia się cel i sens Bożego działania w ludzkiej historii – miłość do końca”…
Przyglądam się swoim palcom, tańczącym zręcznie teraz, późną kwietniową nocą, na klawiaturze komputera. Nie mam złudzeń, wiem, że nie zawsze będą takie sprawne. Kiedyś zesztywnieją. Ale wiem też — wierząc Dobrej Nowinie — że chłód śmierci nie jest i nie będzie ostatnim słowem na temat zwinnego tańca moich palców. Mojego ciała ostatecznie śmierć nie pokona. Ono ma swoją wieczną przyszłość. Ujmie się za nim Bóg – Wszechmocna Miłość do końca.
To jest Ewangelia właśnie: Dobra Nowina.
W temacie „ciała zmartwychwstania” śmiertelnym wrogiem chrześcijaństwa jest herezja zwana gnozą. Najogólniej rzecz biorąc (bo gnoza to wiele subtelnych odmian wizji rzeczywistości, wizji dawnych i nowych), myślenie gnostyckie gardzi cielesnością człowieczej egzystencji. Uwikłane w materię ciało jest jedynie ciężarem dla duszy, prymitywnym balastem obciążającym duchowe wzloty i takież przeznaczenie ludzkiego bytu – twierdzą gnostycy starożytni i współcześni. Próba podważenia realizmu „w-cielenia” Bożego Syna, obrzydzenie ludzką płciowością, dręczenie ciała wyniszczającymi praktykami „pokutnymi”, wprowadzanie dualizmu w antropologię (ducha stworzył Bóg, ciało – szatan), rozumienie śmierci jako ostateczne uwolnienie się od ciała – to tylko niektóre z gnostyckich reakcji na „zgrzebną materialność” ortodoksyjnego chrześcijaństwa.
Gnoza chce uczynić z chrześcijaństwa spirytualistyczną sektę, obcą prawdziwemu (duchowo-cielesnemu) człowiekowi, nienawistną wobec realizmu życia. Dlatego chrześcijaństwo autentyczne, wywiedzione z „w-cielenia” Bożego Syna, zmaga się z gnozą bezustannie… Już Tertulian na przełomie II i III wieku w De resurrectione carnis zapisał słynne adagium Fiducia christianorum resurrectio mortuorum; illam credentes, sumus (Zmartwychwstanie umarłych jest ufnością chrześcijan; ta wiara nas ożywia) oraz Caro salutis est cardo, czyli „Ciało jest podstawą (zawiasem!) zbawienia”.
Ale najważniejsze argumenty zostały wytoczone jeszcze wcześniej w Nowym Testamencie. Oto Chrystus, choć nie wrócił do życia ziemskiego, to jednak zmartwychwstał w swoim własnym ciele: „Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem” (Łk 24,39). Tak samo w Nim (Jego mocą i Jego los powtarzając) „wszyscy zmartwychwstaną we własnych ciałach, które mają teraz” (Sobór Laterański IV; KKK 999), ale ciało to będzie przekształcone w chwalebne, duchowe (Flp 3,21; 1 Kor 15,44). W sposób niezrównany, aczkolwiek nie zrywając zasłony tajemnicy, pisze na ten temat Paweł do kuszonych spirytualistyczną gnozą Koryntian:
„Lecz powie ktoś: A jak zmartwychwstają umarli? W jakim ukazują się ciele? O, niemądry! Przecież to, co siejesz, nie ożyje, jeżeli wcześniej nie obumrze. To, co zasiewasz, nie jest od razu ciałem, którym ma się stać potem, lecz zwykłym ziarnem… Zasiewa się zniszczalne – powstaje zaś niezniszczalne… Trzeba, ażeby to, co zniszczalne, przyodziało się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodziało się w nieśmiertelność” (1 Kor 15,35-37.42.53).
W temacie „żywota wiecznego” śmiertelnym wrogiem chrześcijaństwa jest „wulgarna” odmiana epikureizmu. Czyli pogląd (a jeszcze bardziej konkretna życiowa postawa), który zacytował Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian: „Skoro zmarli nie zmartwychwstają, to jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy” (15,32). A więc: życie jest przemijające, krótkie, mało sensowne, gorzkie. Jedyne, co warto z nim zrobić, to wycisnąć je jak cytrynę. Do szklanki życia skapnie wówczas przynajmniej kilka kropel przyjemności…
Chrześcijaństwo odpowiada następująco: żyje się wprawdzie raz – a na ziemi, faktycznie, niedługo – ale za to wiecznie. Życie jest jak półprosta: zaczyna się, ale się nie kończy. Człowiek ma w sobie (na mocy aktu i faktu stworzenia „na obraz Boży”) „od-Boski” zaczyn wieczności. Jest nim nieśmiertelna dusza, owa „składowa” ludzkiego bytu, która jest tak Boża, że nawet śmierć sobie z nią nie potrafi poradzić… To jedno z najważniejszych źródeł odpowiedzialności za każdą chwilę ziemskiego życia i za każdy doczesny czyn. Znajdą one bowiem swoje przedłużenie i konsekwencje w wieczności.
Ale „wieczne życie” to nie tylko rozciągnięte w nieskończoność czasu „nagie trwanie”. „Życie” w najgłębszym biblijnym sensie to nie tyle „ilość”, co raczej „jakość”: zdrowie, dobrobyt, szczęście. Poczucie pełni. Zaś „wieczność” w Piśmie Świętym należy do atrybutów samego Boga. Tylko On jest wieczny, czyli bezgraniczny. Człowiek jest wielorako ograniczony. Mieć życie wieczne znaczy więc mieć udział w pełni życia Boga.
I to właśnie jest nasza przyszłość: udział w pełni życia Trójjedynego Boga. Wiemy o tym dzięki zmartwychwstaniu Jezusa. Dobra to, zaiste, Nowina…
Ale chrześcijaństwo nie polega na tropieniu śmiertelnych wrogów. Ono jest czymś pozytywnym z samej swej natury. Rodzi się bowiem z entuzjazmu wiary i z tęsknoty za wiecznym życiem w Bogu: życiem autentycznie ludzkim, to znaczy duchowo-cielesnym – syntezy zmartwychwstałego ciała i nieśmiertelnej duszy. I z tego entuzjazmu i tęsknoty za niebem uczeń zmartwychwstałego Chrystusa czerpie siłę do przemiany ziemi. Taki jest ideał… Czy doń dorastam???
Śpiewają kosy. Kwitną drzewa pod lazurowym niebem kwietnia. Wiosennymi ulicami spacerują pary zakochanych. Dzieciarnia zalewa wszystkie piaskownice miasta. Przybywa nam zmarszczek i chorób. W szpitalach i hospicjach śmierć zbiera swoje codzienne żniwo.
Wszyscy zostaniemy ocaleni. Zakochani i konający. Wszyscy powtórzymy los Jezusa. Zmartwychwstaniemy w wieczność.
Oto wielkanocna Dobra Nowina.
ks. Jerzy Szymik
/ opoka.org.pl /