Kierowanie się jedynie zewnętrznymi nakazami i zakazami pozbawia człowieka wolności, rozleniwia duchowo i zrzuca odpowiedzialność na Pana Boga. Paweł zachęca, radzi, a nawet perswaduje, dając siebie, a nie Boga, za przykład: „Proszę was przeto, bądźcie naśladowcami moimi!” (1 Kor 4,16). Pucza i strofuje, ale nie powołuje się na autorytet Boga w każdym przypadku, bo sam jest wiarygodny.
Zanim rozważę kilka znaczących słów św. Pawła, w których Apostoł wyjaśnia Koryntianom, że mówi od siebie, a nie z nakazu Pana, przyjrzyjmy się kontekstowi, w jakim żyli pierwsi chrześcijanie Koryntu. Mieszkali w portowym mieście słynącym z handlu i rozwiniętej kultury, w którym spotykały się tradycje Wschodu i Zachodu. W tej metropolii typu multi culti rozwijała się sztuka i religia, znajdowały się różnorakie świątynie i miejsca rozrywki, organizowano regularne zawody sportowe. „Żyć po koryncku” oznaczało „nie podlegać żadnej dyscyplinie”. Do wspólnoty wierzących należeli głównie poganie. Paweł Apostoł nauczał tu najpierw Żydów w niewielkiej synagodze, ale gdy Żydzi zaczęli mu się sprzeciwiać i bluźnić mu, „otrząsnął swe szaty” i powiedział, że od tej pory pójdzie do pogan. Następnie przeniósł się do domu jednego z nawróconych pogan o imieniu Tycjusz Justus (por. Dz 18,5–7).
Pogańscy słuchacze interesowali się wszelkiego rodzaju nowinkami i z łatwością popadali z jednej skrajności w drugą. Paweł zrezygnował z przekonywania ich do jedynej prawdy za pomocą zręcznej retoryki i postawił na ukazanie im ducha oraz mocy chrześcijaństwa. Gdy pisał później listy do nawróconych już pogan, miał świadomość, że łatwiej jest im przyjąć świadectwo życia niż narzucone prawo.
W Pierwszym Liście do Koryntian nie proponuje rozwiązań dobrych dla każdego, kto poszedł za Jezusem. Ukazuje w nich Boga, który prowadzi każdego inną drogą, i to, co jednemu pomaga wzrastać w wierze, innego może zaprowadzić na zatracenie. Aby Koryntianie podążali właściwą drogą, nie wystarczy ślepe posłuszeństwo Bożym wskazówkom, jednoznacznym i kategorycznym, powinni także słuchać dobrych rad mądrych ludzi, które pozostawiają przestrzeń na osobistą decyzję. Przykładem jest rada św. Pawła skierowana do kawalerów: dobrze byłoby dla nich pozostać bezżennymi, ale „jeśliby nie potrafili zapanować nad sobą, niech wstępują w związki małżeńskie. Lepiej jest bowiem żyć w małżeństwie, niż płonąć” (1 Kor 7,9). To, co mówi Paweł w siódmym rozdziale Pierwszego Listu do Koryntian, nie pochodzi z nakazu Pana, ale jest mądrą radą pomocną w rozeznaniu własnego powołania. Podobnie w Drugim Liście do Koryntian, gdy zachęca ich do hojności, podkreśla, że nie wydaje rozkazu, lecz udziela rady, która przyniesie im wielki pożytek (por. 2 Kor 8,8–11). Niech każdy postępuje jak człowiek wolny, a nie jak niewolnik, „zgodnie z tym, do czego Bóg go powołał” (1 Kor 7,17). Takie słowa oddziaływały na Koryntian wychowanych w liberalnym społeczeństwie.
Nie powołuj się na imię Pana Boga Twego
Święty Paweł, udzielając rady, powołuje się na własne doświadczenie: „mówię ja, nie Pan” (1 Kor 7,12). Nie odwołuje się do praw ustanowionych przez Boga i powagi Jego autorytetu, lecz daje radę „jako ten, który – wskutek doznanego od Pana miłosierdzia – godzien jest, aby mu wierzono” (1 Kor 7,25). Podkreśla wolność człowieka w podejmowaniu osobistych decyzji, jak również konieczność wzięcia na siebie odpowiedzialności za dokonany wybór. Jeśli nie stać cię na heroizm, żyj w takim stanie, w jakim żyjesz. Nie jesteś przez to kimś gorszym. Nie podnoś sobie poprzeczki, jeśli miałoby to skomplikować ci życie i pozbawić cię wewnętrznego spokoju.
Kierowanie się jedynie zewnętrznymi nakazami i zakazami pozbawia człowieka wolności, rozleniwia duchowo i zrzuca odpowiedzialność na Pana Boga. Paweł zachęca, radzi, a nawet perswaduje, dając siebie, a nie Boga, za przykład: „Proszę was przeto, bądźcie naśladowcami moimi!” (1 Kor 4,16). Pucza i strofuje, ale nie powołuje się na autorytet Boga w każdym przypadku, bo sam jest wiarygodny.
Jakże często rodzice niesfornych nastolatków powołują się na Boga, na Biblię i na to, co mówi Kościół, by wywrzeć na nich presję: Bóg tak nakazuje, Kościół tego zabrania, pójdziesz do piekła! Wydawałoby się, że nie wierzą już we własny autorytet. Używają imienia Boga do obrony swoich przekonań na temat wychowania i dla wzmocnienia wychowawczego wpływu. Czy nie używają imienia Pana nadaremno? Czy nie lepiej byłoby powiedzieć: ja tak uważam, a nie Pan, i do tego, co mówię, jestem przekonany, bo „wydaje mi się, że ja też mam Ducha Bożego” (1 Kor 7,40). Stawianie dzieciom granic jest zadaniem powierzonym przez Stwórcę ojcom i matkom. Zrzucanie go na Pana Boga to wyraz niedojrzałości rodziców i brak wiary we własną wiarygodność[1]. Święty Paweł bierze na siebie odpowiedzialność za udzielane rady i ustalane zasady, nie potrzebuje utrzymywania nad ludźmi kontroli poprzez odwoływanie się do sankcji z wysoka.
Preferowane, lecz niewymagane
Kontekst, w jakim żyją ludzie, i problemy, z jakimi się zmagają, wymagają postaw, które w innych czasach i w innym środowisku nie byłyby nawet brane pod uwagę, nie miałyby wręcz wartości. Paweł Apostoł uważał, że w utrapieniach, z jakimi zmagali się ówcześni chrześcijanie, łatwiej służyć Panu w takim stanie, w jakim każdy się wtedy znajdował: „Jesteś związany z żoną? Nie usiłuj odłączać się od niej! Jesteś wolny? Nie szukaj żony!” (1 Kor 7,27). Osobiście był jednak przekonany, że należało preferować bezżenność, gdyż łatwiej wtedy zatroszczyć się o sprawy Pana. Podkreślał też, że przyniesie to każdemu większy pożytek i uchroni przed zbytnimi udrękami w dobie prześladowań. Jednak nie narzucał nikomu takiego życia, a wręcz doradzał, by nikt nie próbował wcielać jego rad na siłę, za wszelką cenę. Podobnie św. Piotr, gdy udziela rad starszym i zachęca ich, by z oddaniem pracowali w służbie ludowi Bożemu, pisze wyraźnie, by nie robili tego pod przymusem. Lecz z własnej woli (por. 1 P 5,1–5).
Niektórym ludziom trudno przyjąć Ewangelię jako dobrą nowinę o wolności człowieka. Nie wyobrażają sobie Bożego sługi, który zamiast nakazywać i zakazywać, zachęca i sugeruje; zamiast grozić palcem, wskazuje na pojawiające się w życiu okazje, podpowiada lepsze rozwiązania i nie ocenia, a tym bardziej nie potępia tych, którzy z nich nie skorzystają.
Między dobrym a lepszym
Dla dziewicy małżeństwo jest dobrą perspektywą – sugeruje Paweł – ale lepiej będzie dla niej, jeśli nie wyjdzie za mąż. Natomiast dla mężczyzny, który bez żony „płonąłby” i bez własnej rodziny podupadałby na duchu, lepszym rozwiązaniem jest małżeństwo. To, co dla jednego jest lepsze, dla innego może być tylko dobre, a może nawet i złe. Dlatego św. Paweł odchodzi od żelaznych reguł, które jednakowo obowiązują każdego, i zachęca do rozeznawania indywidualnej drogi.
„Mówię ja, nie Pan” (1 Kor 7,12a). Niektórzy komentatorzy tłumaczą, że Paweł mówi od siebie, a nie w imieniu Pana, bo poruszana kwestia nie znajduje się pośród Bożych nakazów. Jest zbyt szczegółowa i nietypowa, by prawo mogło ją przewidzieć. Taka interpretacja stoi w sprzeczności z przesłaniem autora Listu do Hebrajczyków, według którego zewnętrzne prawo zostało usunięte z powodu swojej nieużyteczności (por. Hbr 7,18), i w sprzeczności z prawem wolności zapisanym w sercach, na jakie wielokrotnie powołuje się św. Paweł. Ewangelia ogłasza darmowość zbawienia i wolność człowieka. Wiecznego szczęścia nie otrzymuje się w wyniku przestrzegania zakazów i nakazów Dekalogu, ale dzięki miłości Jezusa Chrystusa. Dla chrześcijanina każde słowo Chrystusa jest zaproszeniem, radą i zachętą, a nie nakazem, którego nieprzestrzeganie grozi wiecznym potępieniem.
Rady i zachęty zamiast Bożych nakazów
Ewangeliczny apel o zrezygnowanie z siebie dla dobra innych jest radą, a miłowanie bliźniego nie jest rezultatem posłuszeństwa względem Bożego przykazania, lecz wynikiem osobistego doświadczenia bycia ukochanym przez Boga. Nowy Testament, jakim od dwóch tysięcy lat posługują się chrześcijanie, nie jest kodeksem praw, lecz poradnikiem, skarbnicą rad skierowanych do każdego, kto dokonał przemiany swojego umysłu i wie, „co jest dobre, co Bogu miłe i co doskonałe” (Rz 12,2). Nie jest zbiorem złotych myśli dla niewierzących w Jezusa Chrystusa. Wbrew temu, co się potocznie uważa, nie zawiera uniwersalnych zasad moralnych i warunków, które wystarczy spełnić, by nie narazić się Bogu. Jedynym warunkiem, bez którego trudno człowiekowi wejść na drogę zbawienia, wydaje się Jezusowe nowe przykazanie: trwaj w mojej miłości, czyli pozwól się kochać! (por. J 15). A wtedy ty sam będziesz także kochał i dzięki mocy Ducha Świętego, podobnie jak Paweł, staniesz się osobą wiarygodną. Będziesz dawał innym przykład i dobre rady, które nie pozbawią nikogo wolności.
Rady udzielane przez św. Pawła dotyczące bezżeństwa i małżeństwa z osobą niewierzącą mają cel wychowawczy, a nie dyscyplinujący. Lepiej jest się nie żenić, ale nie w każdym przypadku to najlepsza droga. Dobrze jest uświęcić niewierzącego współmałżonka poprzez świadectwo swojego życia, ale to nie znaczy, że masz ją lub jego uszczęśliwiać na siłę. Jeśli chce od ciebie odejść, niech odejdzie. Paweł zachęca wiernych do myślenia w kategoriach: co jest lepsze w ich konkretnej sytuacji, a nie co zakazane lub nakazane. Prosi i mobilizuje do rozeznania własnej drogi, aby wszystkiemu towarzyszył wewnętrzny pokój.
Pytania, na które możemy odpowiedzieć tylko życiem
W Ewangelii Jezus posługuje się jeszcze bardziej wyrafinowaną zachętą do pójścia za Nim. Zamiast nakazywać, zadaje pytania, na które da się odpowiedzieć jedynie życiem. „Kto jest moim bliźnim?” – zapytał Jezusa uczony w Prawie. Jezus opowiedział znaną nam wszystkim przypowieść o miłosiernym Samarytaninie i zadał mu pytanie: „Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?”. „Ten, który mu okazał miłosierdzie” – odpowiedział uczony w Prawie. Na to Jezus: „Idź, i ty czyń podobnie!” (por. Łk 10,29–37). Słowa Jezusa nie są przykazaniem, lecz radą, jak uczony w Prawie może sam odpowiedzieć na zadane przez siebie pytanie?
***
Zakończę fragmentem tekstu Doroty Betlewskiej-Gutowskiej z jej rozważań nad chrześcijaństwem zatytułowanych Krewni i przyjaciele Jezusa Chrystusa: „Havel napisał: «Tragedią współczesnego człowieka jest nie to, że wie coraz mniej o sensie własnego życia, lecz że coraz mniej zajmuje się tym pytaniem». Czytałam to, gdy jeszcze żył. Kiedy umarł, pomyślałam: Co z pytaniem? Czy zdążył się nim zająć?”[2]. Nie zawsze za tym, co ważne, musi stać znak zapytania, abyśmy zajęli się tym jako najistotniejszym pytaniem, zadaniem na całe życie.
Zbytnio kręcimy się wokół nakazów i zakazów, definicji i ich sensu, a za mało żyjemy pytaniami. Paweł Apostoł rozumiał liberalnie nastawionych do życia Koryntian, bardzo do nas podobnych, dlatego radził im, on sam, nie Pan Bóg, aby każdy sam siebie badał i sam siebie doświadczał, by odkrywał własne powołanie. „Czyż nie wiecie o samych sobie, że Jezus Chrystus jest w was?” (2 Kor 13,5). Oto pytanie, a zarazem zadanie, którym żyję. Bóg nie daje mi odpowiedzi. On mi je zadaje.
Przypisy
[1] Zainteresowanych tematem wychowania odsyłam do mojej książki Rodzice dodający skrzydeł, Łódź 2018.
[2] D. Betlewska-Gutowska, Krewni i przyjaciele Jezusa Chrystusa, „Twórczość” 3/2019, s. 90.
ks. Wojciech Żmudziński SJ
/ zycie-duchowe.pl /