Śmierć dotyka wszystkich, jest faktem nieuniknionym. Śmierć nie jest czymś wyjątkowym. Wyjątkowe może być życie. Także w jego ostatnich godzinach. I właśnie życie oceniamy, życiem się radujemy i życiem się smucimy.
Powiem jeszcze coś, co może wydawać się szokujące. Otóż śmierć w kontekście czasu i ziemskiej egzystencji jest czymś cudownym…
Dlaczego cudownym?
Ponieważ pomaga nam to życie szanować, wartościować je. Gdyby nie było perspektywy śmierci, to nie szanowalibyśmy życia. Bo tak jest, że tego, czego nie cenimy, tego też nie szanujemy. Nie szanujemy również tego, co mamy w nadmiarze. Trawę, której wszędzie mamy w nadmiarze, depczemy. Ale mamy także róże, które pielęgnujemy. I gdyby nie było perspektywy śmierci w naszym życiu, to ono nie stanowiłoby żadnej wartości. Trudno też sobie wyobrazić możliwe konsekwencje takiej zwykłej, codziennej egzystencji. Patrząc na to od tej strony, śmierć jest dla nas jakimś błogosławieństwem. Jest pewnego rodzaju szkołą. To jest coś analogicznego – analogia jest oczywiście bardzo daleka – do uniwersytetu. Gdyby nie było perspektywy egzaminu, to któryż ze studentów by się uczył? Egzaminy są perspektywą dla studenta, który uczęszcza na wykłady, chodzi do biblioteki, uczy się, przygotowuje, pisze prace seminaryjne – bo w perspektywie ma egzamin. W tej perspektywie śmierć jest ważna. Myślę, że Bóg powołał śmierć również jako pewnego rodzaju wykładowcę, edukatora. Bo śmierć uczy nas. Każdy żyje w perspektywie śmierci – niezależnie od tego, czy o niej myśli, czy myślami od niej ucieka. Ale przez całe życie chcąc nie chcąc ocieramy się o śmierć. I tak naprawdę nikt nie ucieknie od świadomości, że wszystko zmierza ku śmierci i dlatego wszystko jest cenne. Czas jest cenny tylko w perspektywie śmierci. Ale wracając jeszcze do śmierci, która jest błogosławieństwem, proszę popatrzeć na ludzi ciężko chorych, którym medycyna nie jest w stanie pomóc. Proszę wyobrazić sobie, że mieliby tak cierpieć wiecznie. To przecież jakiś koszmar. A śmierć przeżywana z wiarą jest dla tych ludzi perspektywą nowego narodzenia, uwolnienia od kalectwa czy cierpienia.
Ale o wieczności mówić nie możemy, ponieważ przykładalibyśmy do niej nasze ludzkie, ograniczone pojęcia.
A jednak coś powiedzieć możemy, opierając się na naszej wierze. Wieczność charakteryzuje się tą samą dynamiką życia co nasze życie aktualne. Św. Paweł mówi, że w duchu żyjemy, poruszamy się, jesteśmy. Życie – jak ujmuje to chrześcijaństwo – zmienia się, ale się nie kończy. Więc w życiu przyszłym zwielokrotniony jest ten sam dynamizm życia, odkrywania, poznawania, cieszenia się, radowania, smakowania życia. Nie będzie już zależny od zmęczenia cielesnego. Można powiedzieć, że perspektywa śmierci jest jak perspektywa końca wakacji – ten czas wakacji tak szanuję, bo on jest krótki i muszę go przeżyć dobrze i intensywnie. Świadomość śmierci jest dla mnie wezwaniem do smakowania życia na ziemi, ponieważ przejdzie ono w inną fazę. Muszę powiedzieć, że trudno mi wyobrazić sobie życie bez śmierci. To prawda, że śmierć w zdrowym, sprawnym człowieku budzi lęk. A jest to lęk, by nie utracić życia. Gdyby śmierci nie było, to tak jak gdyby wsiąść do autobusu i jechać, jechać bez celu… Patrząc od tej strony można oceniać śmierć jako coś pozytywnego. Przypomnę to, o czym już mówiłem. Św. Franciszek nazywa śmierć siostrą. Przyjaciół sobie dobieramy, a braci czy siostry przyjmujemy – śmierć musi też zostać przyjęta, ale nie jako wróg, tylko jak nasza siostra. Z drugiej strony człowiek ma w sobie zakodowane, że jako osoba ciesząca się życiem, chce życie pozostawiać po sobie.
I chce, żeby po śmierci dobrze o nim myślano.
Tak. Nawet, jeśli nie podziela wiary w życie przyszłe, to chce, żeby o nim dobrze myślano. Ale sądzę, że to stanowi wymiar wiary. Bo jeżeli chcę, żeby o mnie dobrze myślano, to znaczy, że wierzę w życie, wierzę w pamięć, a to już nie jest nicość. Jeżeli zależy mi na tym, by o mnie dobrze myślano, to niejako podświadomie przeczuwam, że życie ma swą kontynuację. Oczywiście, prowadzimy rozważania teoretyczne. Ale problem śmierci zyskuje zupełnie inny wymiar, gdy mamy do czynienia z własną śmiercią. Wtedy pojawia się konkret. Ktoś powie, że w śmierci człowiek jest najpełniej wolny, ponieważ wtedy nie dba już o opinię, o to, co inni pomyślą, powiedzą, czy to wypada, czy nie. W śmierci człowiek staje się autentyczny. Ale żeby być autentycznym w śmierci, trzeba być autentycznym przez całe wcześniejsze życie. Nie jesteśmy w stanie zmieniać się nagle. Zmiany są wynikiem ewolucji, pewnego procesu, który jest procesem ciągłym. Żeby dobrze umierać, trzeba dobrze żyć.
Nie jest więc ojciec zwolennikiem twierdzenia węgierskiego jezuity Ladislausa Borosa i jego znanej tezy o ostatecznej czy też fundamentalnej decyzji, jaką człowiek podejmuje w chwili śmierci – w momencie, który według Borosa cechować ma się wyjątkową jasnością umysłu, w którym opowiadamy się za Bogiem lub przeciwko Bogu?
Uważam, że śmierć jest kropką nad „i”.
Czyli nasz ostateczny wybór jest konsekwencję całego życia?
Tak. Choć zawsze istnieje możliwość cudownych, radykalnych nawróceń, nawet w chwili śmierci. Ale to są wydarzenia cudowne.
A więc bezpieczniej jest się wcześniej przygotować na śmierć, przygotowywać się przez całe życie?
Nie tyle bezpieczniej, co bardziej naturalnie. Znów posłużę się analogią. Mogę pójść na egzamin nieprzygotowany i może mi się udać. Ale – jak pokazuje doświadczenie – zazwyczaj się nie udaje. By zdać egzamin, muszę coś wiedzieć. Podobnie jest z życiem. Nawet jeśli ktoś mnie pokochał, to nie oznacza, że jestem zwolniony z dawania pozytywnej odpowiedzi na jego miłość. Jeżeli Bóg mi ofiarował swoją wiarę, to nie oznacza to, że ja jestem zwolniony z obowiązku udzielenia pozytywnej odpowiedzi na Bożą propozycję. Raczej przychylałbym się do opinii, że końcówka życia zależy w dużym stopniu od jakości wcześniejszego życia. Z życiem jest jak z zawodnikiem na stadionie. Jeśli nie trenuje – po pierwszym kilometrze złapie zadyszkę. By wytrzymać proces umierania, który czasami może być długi – może trwać miesiące, a nawet lata – by być przygotowanym na takie doświadczenie, muszę mieć pokarm, by w tych trudnych chwilach móc się pożywić. Może się zdarzyć, że Bóg ześle ostateczną łaskę w chwili śmierci i da mi akt nawrócenia, ale lepiej przygotować się na ten czas.
Mówiąc o śmierci, musimy mieć świadomość, że poruszamy się w polu tajemnicy. Czasami możemy czynić jakieś dobro, nawet o tym nie wiedząc. Pamiętam przypadek osoby, która wręcz zrujnowała życie swojej rodzinie przez alkohol. Człowiek ten porzucił żonę, dzieci. Znalazł się gdzieś w przytulisku. Później zaczął jednak pracować w grupie Anonimowych Alkoholików. Gdy zmarł, zwyczajem panującym w grupach AA, wywieszono klepsydrę, na której było tylko jego imię. Rodzinę poinformowano o śmierci męża i ojca. Rodzina przyszła na pogrzeb, chociaż z wielkimi oporami. I była zaskoczona świadectwem osób, którym ten człowiek pomógł jako członek AA. Byli zaskoczeni, że ten, którego przekreślili, okazał się tak dobry dla innych. Dobro tych ludzi, którym pomógł, poszło za nim. Z drugiej strony jednak krzywda żony i dzieci też za nim poszła. Wydaje mi się, że przez całe życie trzeba angażować się w czynienie dobra Nie czekać na ostatnią okazję. Bo tej okazji możemy po prostu nie mieć. Śmierć może przyjść tak nagle, ze nie będę miał czasu na podjęcie tej ostatniej decyzji.
Tego jednak nie wiemy, czy będę, czy też nie będę miał czasu na podjęcie ostatniej decyzji, ponieważ nie wiemy, co się dzieje w tym momencie zerowym – gdy nasze dotychczasowe życie się nieodwołalnie kończy i przechodzimy do wieczności. Nie wiemy, czy dysponujemy wtedy pełną jasnością umysłu – jak uważa Boros – czy też jest to moment, w którym nie starcza czasu na podjęcie jakiejkolwiek decyzji.
Z tego co pan mówi, można sądzić, że w życiu człowieka najważniejsza jest śmierć. A przecież tak nie jest. Najważniejsze jest życie. Nawet w procesach beatyfikacyjnych nie oceniamy śmierci, ale oceniamy życie. Także wtedy, gdy bierzemy pod uwagę męczenników z czasów ostatniej wojny światowej, którzy modlili się za swych oprawców. I w tych wypadkach liczyła się jakość ich życia, a nie śmierć. Śmierć dotyka wszystkich, jest faktem nieuniknionym. Śmierć nie jest czymś wyjątkowym. Wyjątkowe może być życie. Także w jego ostatnich godzinach. I właśnie życie oceniamy, życiem się radujemy i życiem się smucimy. Nie dotyczy to śmierci. Nią się ani nie radujemy, ani nie smucimy. Dlatego, że ona jest takim fenomenem, który jest już poza czasem. Śmierć przyjdzie, choć nie wiemy, kiedy. Najważniejsze jest życie. I to, w jaki sposób żyjemy.
*** Wywiad ukazał się w książce: Brama śmierci. Pytania o rzeczy ostateczne
Jan L. Franczyk
/ deon.pl /