Rodzina nie potrzebuje sakralizacji, ale wsparcia

Jako dorośli często nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, jak lojalne wobec nas, nawet kiedy je zawodzimy czy krzywdzimy, potrafią być dzieci.

Miałam może 10 albo 11 lat. Pamiętam, że usiadłam na rozłożonym tapczanie-półce w swoim pokoju i kuliłam się w sobie, bo żołądek skręcały mi bolesne skurcze. Miało to związek z informacją usłyszaną w telewizji, dotyczyła śmierci kilkuletniego Daniela, który został zakatowany przez swoich bliskich. Nie pamiętam, ile dokładnie lat miał ten chłopiec, w pamięć wryło mi się, że był jeszcze mały, jego imię i to, że jego śmierć spowodowali rodzice.

Ta wiadomość rozbiła wtedy mój świat. Po raz pierwszy w swoim kilkunastoletnim życiu usłyszałam, że w rodzinie może zdarzyć się coś tak potwornego. Miałam dwóch młodszych braci, którzy żyli ze sobą jak pies z kotem i mnie, najstarszą z rodzeństwa, doprowadzali często niemal do obłędu. Pamiętam jednak, że tamtego wieczoru zmroziła mnie myśl, że ktoś mógłby tak potwornie – jak bliscy Daniela – znęcać się na którymś z moich „dręczycieli”.

Śmierć 8-letniego Kamila, którego ojczym maltretował (polewał wrzątkiem, sadzał na rozgrzanej kuchni, przypalał papierosami i rzucał nim o podłogę) wywołuje we mnie podobne reakcje do tej sprzed laty. Powoduje też wzmożenie polityków. Premier zadeklarował, że jest zwolennikiem kary śmierci, a także wystąpił z apelem do prokuratora generalnego o zaostrzenie kar wobec takich przestępstw jak te, których dopuścił się ojczym Kamila. Z kolei prokurator generalny wyraził aprobatę wobec apelu premiera i zapowiedział wszczęcie działań w tej materii.

Na pewno nie pomożemy rodzinie, budując w jej członkach (zwłaszcza w rodzicach) przekonanie, że wszelkie zło, które dotyka rodziny, pochodzi z zewnątrz

Potworne cierpienie, jakie stało się udziałem ośmiolatka, domaga się odpowiedniej kary. Ale przecież samo jej zaostrzenie nie sprawi, że przemoc wobec dzieci, do jakiej dochodzi w rodzinie, zmniejszy się. Zdaniem Anny Krawczak z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę może to wręcz mieć skutek odwrotny do zamierzonego. Dlatego ma ona nadzieję, że w Polsce do zaostrzenia kar nie dojdzie. – Z twardych badań międzynarodowych wiemy, że zaostrzanie przepisów w zakresie zwiększonych kar dla sprawców nie tylko nie poprawia ochrony ofiar, ale naraża te ofiary na zwiększone ryzyko. Mówiąc w uproszczeniu: sprawcy wolą skutecznie pozbyć się świadka, czyli zabić ofiarę, niż wezwać pomoc i narazić się na ryzyko – mówi ekspertka w wywiadzie dla Wirtualnej Polski.

A na naszych łamach udowadnia to dobitnie, przywołując historie gehenny innych dzieci zakatowanych przez najbliższych. I punktuje: „Nie mamy ani jednego aktu prawnego, który byłby poświęcony ochronie dzieci – nie ich rodzicom, nie służbom socjalnym, nie kuratorom i pieczy zastępczej, ale dzieciom. Nie mamy krajowej strategii na rzecz walki z przemocą wobec dzieci. Nie rozumiem więc, dlaczego ludzie są zdziwieni, że kolejne dzieci w Polsce giną wskutek maltretowania – byłoby nad wyraz dziwne, gdyby przy tej skali systemowej bierności udawało nam się zejść ze wskaźników krzywdzenia dzieci”.

Najlepsze miejsce do życia

Oczywiście, że rodzina to najlepsze miejsce do życia. Opowiadała mi o tym nie słowami, ale rozpromienioną twarzyczką i niezwykłą lojalnością wobec własnej rodziny 7-letnia Marzenka z domu dziecka. Wróciła z wyjazdu do rodzinnego domu mocno zaniedbana, z wszami we włosach, ale szczęśliwa. Bo mogła Boże Narodzenie spędzić we własnej rodzinie, a nie w placówce opiekuńczej.

Nie wszystkie dzieci z tego domu dziecka miały to szczęście. Miałam zamiar napisać „szczęście”, ale myślę, że paradoksalnie było to szczęście bez cudzysłowu. Bo my, dorośli, nie jesteśmy sobie często w stanie wyobrazić, jak lojalne wobec nas, nawet kiedy je zawodzimy czy krzywdzimy, potrafią być dzieci. W przejmujący sposób opowiadała nam o tym (Cezaremu Gawrysiowi i niżej podpisanej) prof. Irena Namysłowska w książce „Od rodziny nie można uciec”.

Rodzina to rzeczywistość i temat budzący wiele zrozumiałych emocji. Każdy z nas ma przecież swoją rodzinę, jeśli bowiem nawet sam jej nie założył, to najczęściej wychowywał się w rodzinie. Ma (lub miał) więc rodziców, często rodzeństwo oraz innych bliskich.

Chyba też większość wykazuje potrzebę pielęgnowania w samych sobie wspomnień i opowieści o dobru, którego doświadczyliśmy we własnej rodzinie. To zrozumiałe, wielu z nas w rodzinie naprawdę otrzymało mnóstwo dobra i miłości. Ale też spotkały nas w niej – przyznanie się do tego nierzadko traktujemy jako zdradę własnej rodziny – rzeczy trudne, czasem złe.

I wcale nie były to doświadczenia z katalogu tych patologicznych. Ale choćby takie, o których pisze Małgorzata Wałejko w tekście na naszych łamach. Wynikały zazwyczaj ze zwykłych ludzkich niedoskonałości, nieuważności, uwarunkowań czasu czy z niewystarczającej wiedzy na temat psychiki dziecka.

W Polsce rodzina wciąż ma bardzo wysoki status – w badaniach od lat młodzi ludzie deklarują, że najważniejsza wartością w ich życiu jest właśnie ona. W nauczaniu Kościoła katolickiego niezmiennie stawiana jest na piedestale. Wiele mówi się o zagrożeniach, z jakimi zmagać się muszą dzisiaj rodziny, o atakach na rodzinę, a prawie w ogóle nie podejmuje się tematu zła i przemocy, które w niej się dzieją.

Nie walczmy, ale wzajemnie się wspierajmy

Kamil, Daniel, Zuzia z Torunia, Blanka z Olecka…. do tej smutnej listy dołączą najprawdopodobniej kolejne dzieci, bo – jak twierdzi Anna Krawczak – historia zmarłego Kamila „to klasyczna tragedia, którą nie tylko dało się przewidzieć, ale opracowano w tym celu nawet konkretne narzędzia. Wystarczy je znać i stosować. Dlaczego w Polsce tego nie robimy?”.

No właśnie, dlaczego te konkretne narzędzia, których użycie pozwala skutecznie zadziałać w obronie krzywdzonych dzieci, tak często nie są stosowane? Anna Krawczak wskazuje w przywołanym tekście liczne powody. Jednym z nich jest idealizacja rodziny. Sama powiedziałabym to jeszcze mocniej – wręcz jej sakralizacja.

Odnosząc się do śmierci Kamila ekspertka z goryczą zauważa: „Tu akurat dziecko straciło życie; tysiące dzieci są jednak utrzymywane w krzywdzących rodzinach lub do nich zwracane, ponieważ sędzia tak zdecydował mocą swojej intuicji, i wolno mu tak orzec. Gorąco się zrobi dopiero wtedy, kiedy dziecko umrze. No ale jednak większość dzieci nie umiera: z siniakami, złamaniami i w skrajnym zaniedbaniu da się żyć”.

Na pewno nie pomożemy rodzinie, budując w jej członkach (zwłaszcza w rodzicach) – jak to dziś nierzadko robią przedstawiciele partii rządzącej i Kościoła – przekonanie, że wszelkie zło, które dotyka rodziny, pochodzi z zewnątrz. To sprawia, że zamiast skupiać się w rodzinie na rozwijaniu wzajemnych relacji i troski, zaufania, bliskości i empatii, zbroimy się, żeby walczyć z jakimś zewnętrznym wrogiem, który nas atakuje.

A przecież zadaniem rodziny nie jest bycie odziałem wojskowym, który ma walczyć w jej obronie, ale właśnie rodziną, czyli środowiskiem, w którym nie walczymy, ale uczymy się siebie nawzajem, wychowujemy i wspieramy.

Gorzka prawda

Trzeba wreszcie spojrzeć gorzkiej prawdzie w oczy, zwłaszcza w Kościele oraz w tych środowiskach, gdzie rodzina bywa uwznioślana, traktowana niemal bezkrytycznie – ,i przyznać, że dzieci krzywdzone są także we własnych rodzinach. Dotyczy to również zbrodni wykorzystywania seksualnego nieletnich – ten proceder ma najczęściej miejsce właśnie w rodzinie, a sprawcą bywa ojciec, ojczym, matka, wujek, dziadek.

Zamiast rodzinę idealizować czy sakralizować warto spojrzeć na nią realnie. To znaczy zobaczyć, z jak wieloma problemami się zmaga. Pandemia i wojna w Ukrainie odciskają swoje piętno na psychice nas wszystkich. Rodzice są często coraz bardziej bezradni wobec psychologicznych i psychicznych problemów własnych dzieci, bo i oni sami mają już opróżnione baki z zasobami.

Nie jest też dzisiejszemu rodzicowi łatwo być przewodnikiem dla swoich dzieci choćby w rozpychającej się w życiu nas wszystkich rzeczywistości cyfrowej. Przecież w przeważającej większości to dzieci poruszają się w niej zwinniej niż dorośli. Zwinniej, ale zazwyczaj jednocześnie z dużą dezynwolturą i bez świadomości zagrożeń, jakie wdrukowane są w internet i media społecznościowe.

Wierzącym rodzicom, którzy troszczą się o wspieranie dziecka w budowaniu relacji z Bogiem, na pewno nie pomaga kryzys, w jakim znajduje się obecnie Kościół. A ich nastoletnie dzieci, które zgodnie z przywilejem wieku skłonne są do radykalnych sądów i wyborów, zło dziejące się w Kościele oraz często marny poziom katechezy zniechęcają wobec niego. Wielu odwracania się od Kościoła. Niestety nierzadko również od wiary.

Z tymi i mnóstwem innych problemów borykają się dziś rodziny w Polsce. Potrzebują bardziej wsparcia (w różnych wymiarach) niż ochrony. A realne, profesjonalne wsparcie przecież także służy ochronie rodziny. W szczególności zaś powinno być nakierowane na ochronę przed wszelkimi formami krzywdzenia jej najbardziej bezbronnych członków.

Odebranie dziecka rodzinie to czasem jedyny sposób, żeby zapobiec tragedii oraz chronić dziecko. Rodzinie oczywiście warto dawać szansę, ale w wielu wypadkach nie powinno nią być pozostawienie dziecka pod opieką rodziców czy opiekunów

Ochronie rodziny służyłaby z pewnością ustawa o analizie krzywdzenia dzieci ze skutkiem śmiertelnym (serious case review), której uchwalenia domaga się od 2019 r. Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. Funkcjonujący w Wielkiej Brytanii od ponad 30 lat serious case review pozwala udoskonalać systemowe działania chroniących dzieci. O tym, jak działa, można przeczytać tutaj.

Dać szansę również dziecku

Wiele dzieci mogłoby żyć i nie doświadczać trudnych do wyobrażenia zachowań przemocowych ze strony swoich opiekunów, gdyby na czas zostały zabrane ze swoich rodzin. Nierzadko jednak sąd uznaje, że biologicznym rodzicom trzeba dać szansę. Albo więc, mimo niepokojących sygnałów, decyduje o pozostawieniu dzieci w biologicznej rodzinie (przypadek Kamila z Częstochowy), albo o powrocie do niej.

Tak było z Blanką z Olecka. Tuż po urodzeniu trafiła do rodziny zastępczej, bo jej matka nadużywała środków psychoaktywnych. Przebywała tam kilka miesięcy, po czym – zgodnie z decyzją sądu – wróciła do matki. Trzy miesiące później dziewczynka już nie żyła. Miała zaledwie 9 miesięcy, była przez matkę maltretowana, czego znaki widoczne były na jej małym ciałku. Zmarła wskutek uduszenia.

Odebranie dziecka rodzinie to zatem czasem jedyny sposób, żeby zapobiec tragedii oraz chronić dziecko. I ostatecznie również jego rodzinę. Rodzinie oczywiście warto dawać szansę, ale – jak pokazuje życie – w wielu wypadkach nie powinno nią być pozostawienie dziecka pod opieką rodziców czy opiekunów. Bo jemu również trzeba dać szansę.Jeśli więc naprawdę zależy nam, aby ją miało, powinniśmy – o co wielokrotnie apelował na tych łamach Konrad Ciesiołkiewicz – dopominać się „o uznanie dziecka za równoprawnego obywatela, posiadającego własną podmiotowość i prawa człowieka. Tylko tyle i aż tyle”.

W Polsce rocznie do śmierci co najmniej trzydzieściorga dzieci przyczyniają się właśnie oni – ich najbliżsi.

Katarzyna Jabłońska

źródło: wiez.pl