Wiara musi sięgać poza religijność, ku Bogu. Inaczej zwyczaje staną się puste i mechaniczne.
Lokalne tradycje i sanktuaria są cennym elementem religijności, trzeba jednak wystrzegać się dwóch niebezpieczeństw. Jednym z nich jest gnostyckie wynoszenie rozumu ponad wiarę i przesiewanie jej przez sito jakichś założeń, uprzedzeń czy doczesnych planów. Drugim jest pelagiańskie stawianie ludzkiego wysiłku ponad łaskę. Wiara ma swą nadprzyrodzoną dynamikę rozwoju, która się przejawia w życiu i pobożności, i nie jest ona prostym przełożeniem formuł teologicznych.
Czy z akcentowaniem ludowych form pobożności nie wiąże się ryzyko uznania, iż ortopraksja jest ważniejsza od ortodoksji? Jest to być może reakcja na zbytnie zaufanie do teoretycznych argumentów, w błędnym przekonaniu, że skoro one są racjonalne, to i też oczywiste, a więc jeśli kogoś nie porywają, to na pewno jest to przejawem złej woli. Takie nastawienie, niewrażliwe na osobistą drogę każdego człowieka, oczywiście wyzwala sprzeciw. Stąd rodzi się chęć bycia blisko ludzi i kierowania się ich intuicją, tak że to owieczki prowadzą pasterza. Ale podtrzymywanie tradycyjnych praktyk i obrzędów tylko dlatego, że one się ludziom podobają, też nie jest właściwe. Trzeba zastanawiać się nad ich sensem i owocnością oraz związkiem z wyzwaniami, które niesie świat.
Klasyczna teologia ceni i wiarę, i religijność, ale ich ze sobą nie utożsamia. Zwyczaje religijne bywają różnorodne i uwarunkowane kulturowo. Dzięki podróżom i migracjom poznaje się inne tradycje, które nie zawsze muszą się podobać, a z kolei rodzime obyczaje mogą się znudzić i już nie przemawiać tak jak kiedyś. Czy wiara może istnieć i rozwijać się tam, gdzie jest dystans wobec religijności?
Otwarcie się na Boga i Jego moc przekracza naturalne siły człowieka. Wrażliwość na Niego wymaga zaistnienia i zadziałania zdolności, które są całkiem innego rzędu. Teologalne cnoty wiary, nadziei i miłości są specjalnym wyposażeniem, które pozwala na styk ludzkiej psychiki z nieludzką, boską mocą. Dzięki nim obcowanie z Bogiem oraz kierowanie się ku Niemu staje się możliwe. Czym innym są cnoty moralne, takie jak sprawiedliwość, panowanie nad sobą, męstwo czy cierpliwość. One dotyczą spraw z tego świata, a więc osobistej i społecznej moralności. Można je wypracować w sobie, ale doświadczenie wykazuje, że wcale nie jest to łatwe. Dopiero gdy więź z Bogiem istnieje i jest świadomie podtrzymywana, ludzki etos ulega przekształceniu. A zatem najpierw trzeba zadbać o więź z Bogiem, nawet wtedy, gdy doświadczany nieład moralny niepokoi, bo dopiero w oparciu o Bożą moc można się w życiu pozbierać.
Religijność przyczynia się do budowania ładu społecznego. Nie jest ona potrzebna Bogu, ale ludziom, bo dzięki niej są wewnętrznie uporządkowani i pewniejsi siebie
Religijność różni się od wiary. Skoro jesteśmy zależni od Stwórcy, jest rzeczą słuszną, że okazujemy Mu szacunek. Od zarania dziejów ludzie uznawali tę zależność i wyrażali ją jak umieli przez obrzędy i ofiary, przez wdzięczność, posłuszeństwo, lęk i prośby. Religijność jest postawą moralną oddającą bóstwu należny kult. Dokonuje się to i wewnętrznie, i za pomocą zewnętrznych, publicznych i kulturowo dobranych gestów. Religijność jest cnotą moralną pokrewną sprawiedliwości.
Ludzie religijni są zakorzenieni. Nie traktują swego istnienia i tożsamości jak jakiś przypadek, który nie wiadomo dlaczego zdarzył się w zimnym, bezsensownym kosmosie. Uznają, że jest jakaś mądra celowość świata, pochodząca od Stwórcy. Dzięki niej człowiek ma swą godność i wyrasta ponad świat materialny i zwierzęcy. Człowiek religijny nie gubi się w nihilizmie. Nie ulega bezsensownym chwilowym zachciankom. A zatem, po części jest przewidywalny, bo ma kierunek w życiu. Religijność, i to każda, jest wielką ludzką wartością, przyczyniającą się do społecznego ładu. Dlatego należy się jej szacunek, a publiczne kpienie z niej jest działaniem anty-społecznym. Nie jest ona potrzebna Bogu, ale ludziom, bo dzięki niej są wewnętrznie uporządkowani i pewniejsi siebie.
Naturalna religijność różni się od filozoficznych poszukiwań Absolutu. One wyrażają ciekawość umysłu, który wie, że jest jakiś sens, i stara się go zgłębić, choć właśnie tam, gdzie chciałby więcej wiedzieć, napotyka ślepy, czy raczej oślepiający punkt. Naturalna religijność różni się też od bałwochwalstwa, które jest ubóstwianiem czegoś, o czym się wie, że nie jest Bogiem. Nadawanie władcom i ideologiom statusu jakby religijnego jest zawsze deprawującą manipulacją. Biblia szanuje czystość naturalnej religijności świętych pogan, takich jak Melchizedek czy Hiob, ale występuje ostro przeciwko sztucznym bożkom.
Naturalne przejawy religijności, nawet te pogańskie, wyrażają pewną percepcję prawdy, i może się zdarzyć, że kryje się w nich Chrystusowy dar wiary, ale nie należy sądzić, że to jest automatyczne. Wiara nie jest wynikiem naturalnych poszukiwań, tylko jest darem Bożym, udzielanym według Jego hojności. Własnym wysiłkiem nie można uzdolnić siebie do obcowania z Bogiem. Do tego potrzebna jest łaska, na pewno udzielana w sakramencie chrztu. Ona w zalążku zawiera wiarę, nadzieję i miłość.
Cnoty teologalne umożliwiają bezpośrednią osobową więź z Bogiem, a naturalna religijność nie ma takiej mocy. Właściwym przedmiotem religijności są akty kultu, ale to nie to samo, co miłość Boga. Można wykonywać gesty religijne, które mają wartość moralną, ale dopiero wtedy, gdy rzeczywiście obcuje się z Bogiem, stają się one żywe. Wtedy, «wiara działa przez miłość» (Ga 5, 6) i odsłania moc Ducha Świętego. Gdy wiara jest ożywiana boską miłością, ogarnia ona całą osobę i wszystkie jej działania. Taka wiara nie tylko wierzy, że Bóg jest, i nie tylko uznaje Go za prawdomównego, akceptując Objawienie, ale także zmierza ku Bogu. Łacińskie credo in Deum wyraża moment ruchu, który został nadany przez nadprzyrodzoną miłość. Ta miłość przede wszystkim odnosi się do Boga, z którym wierzący się zaprzyjaźnił, ale przenosi się też na ludzi, którzy są kochani ze względu na Boga.
Nie jest to wcale oczywiste, ani też proste, ponieważ taka miłość jest wymagająca. Bóg nie jawi się tutaj tylko jako ogólny cel ostateczny, ale jest świadomie przywoływany wiarą, gdy ufając w moc łaski czyni się dobro, dla Jego przyjemności, aby coś z mocy Bożej przejawiło się właśnie tu i teraz. Można komuś dać kubek wody w imię sprawiedliwości czy ludzkiej solidarności. I można dać ten kubek w ramach miłości nadprzyrodzonej, co oznacza, że nie tylko chce się, aby bliźni zaspokoił pragnienie, ale nade wszystko chce się, aby został włączony w grono przyjaciół Boga. To oznacza, że staramy się o to, aby on stawał się kimś lepszym, aby w ostateczności został świętym, a to, że podało się mu wodę jest tylko okazją do wyrażenia tej głębszej, jedynie naprawdę ważnej miłości.
Nie da się żyć dla Boga, gdy traktuje się Go jedynie jak filozoficzny koncept czy moralną powinność
Cnoty teologalne sprawiają, że więź z Bogiem sięga o wiele dalej niż porządek moralny wraz z naturalną religijnością. Żywa wiara stawia wyższe standardy i nie pozwala na przepaść między chwilami religijnymi a bieżącym życiem. Każdy moment może być okazją do wyrażenia miłości Bogu. Brak tego świadomego odniesienia nie sprawia, że czyny stają się złe, mogły one jednak być Boże. Bywa tak, że łaska przechodzi obok, zignorowana.
Nadprzyrodzona miłość jest niemożliwa bez fundamentu wiary i nadziei. Wyrażana wiara ustanawia kontakt z Bogiem. Nadzieja skłania wolę do przyjęcia tajemniczych zakrętów życia, którymi Bóg prowadzi. Miłość wyraża przyjazną więź z Bogiem. Nie da się żyć dla Boga, gdy traktuje się Go jedynie jak filozoficzny koncept czy moralną powinność. Cnoty teologalne łączą z żywym Bogiem i stymulują łaskę w duszy. Dzięki nim można faktycznie żyć mocą samego Boga.
Cnoty teologalne, otrzymane na chrzcie, są odnawiane przez ich aktywizację i przyjmowane sakramenty. Boże życie w duszy cechuje się niezwykłą odpornością i własną zdolnością do wzrostu. Czasem ma się wrażenie, że ono całkowicie zamarło w duszy, ale potem nagle się odnawia. Może się zdarzyć, że wiara jest jak nigdy nieużywany, zapomniany program komputerowy, ale pozostaje ona zainstalowana w duszy i w chwili potrzeby umożliwia kochanie Boga i bliźniego z żadnego innego powodu, jak tylko ze względu na Boga. Czyż nie jest najważniejszą sprawą nauczenie się korzystania z tej mocy, zwłaszcza wtedy, gdy ludzka miłość gaśnie lub boleśnie odsłania swe granice?
Wiara jest boskim narzędziem, które odpala życie Boże w duszy. To jest jej pierwsze i najważniejsze zadanie, i w tę jej moc trzeba wierzyć. Ona także usprawnia umysł, aby wyszedł poza swoje naturalne granice i zaakceptował odsłoniętą, boską tajemnicę. W wierze umysł ludzki jest opanowany przez Boga, Pierwszą Prawdę, i to jest darem Bożym, a nie owocem ludzkich poszukiwań, argumentów czy tradycji. Dalsze zaś rozwinięcie prawd wiary i pouczenie o nich jest zadaniem Kościoła, ale pierwszy decydujący moment w wierze jest z łaski samego Boga. Wiara potrzebuje pouczenia i wyjaśnienia, aby w końcu w umyśle pojawiła się synteza myślowa, oparta na objawionych tajemnicach, i jeszcze bardziej, aby w działaniu wytworzył się nawyk liczenia na pomoc Bożą. Najważniejszym jednak momentem w wierze jest to, że wyrażana dotyka ona Boga i prowokuje wylanie tajemniczej łaski. Jej się nie czuje, ale z czasem jej owoce stają się rozpoznawalne.
Może się zdarzyć, że wyartykułowanie prawd wiary będzie bardzo ubogie, znane tylko z religijnych obyczajów, ale samo wyrażanie wiary i miłości jednoczące z Bogiem będzie autentyczne. Kościół służy wierze przez nauczanie, ale także przez liturgię i religijne obyczaje. Najbardziej pożywnymi pokarmami dla wiary są te, które wymienił Chrystus, a więc sakramenty, zwłaszcza Eucharystia, Słowo pochodzące z ust Bożych oraz praktyczne spełnianie woli Niebieskiego Ojca.
Trzeba pielęgnować ludowe tradycje i nabożeństwa. Jednocześnie czuwać, aby wewnątrz nich była żywa i pogłębiana wiara
Prawdziwe życie teologalne przekracza naturalną religijność, tradycje Starego Testamentu oraz chrześcijańskie zwyczaje. Ludowa religijność ma funkcję nośną, ale nie zasadniczą. Trzeba zatem dbać o zdrową równowagę pomiędzy wewnętrzną duchową więzią z Bogiem a zewnętrznymi formami wsparcia wiary i wyrazami religijnego nabożeństwa. One nie są jak tymczasowe rusztowanie, które znika, gdy budowla jest wykończona. Widzialne zewnętrzne i społeczne formy religijności zawsze będą potrzebne, ale nie w nich jest zbawienie.
Trzeba więc pielęgnować ludowe tradycje i nabożeństwa, które z natury rzeczy są naznaczone lokalną kulturą. Jedne, rodzime, będą się kojarzyć, a inne, z innych kontynentów, będą nieco obce. Niektóre, te wiejskie, z czasem trzeba będzie przerobić. Należy przy tym czuwać, aby wewnątrz obrzędów i tradycji była żywa i pogłębiana wiara. Uwaga wiary musi sięgać poza religijność, ku Bogu, bo inaczej zwyczaje staną się puste i mechaniczne. Mogą one nadal spełniać pewną społeczną rolę i wyrażać moralną religijność oraz nawet prawdziwą, ale ciągle nieuformowaną wiarę, i przy tym mogą się okazać drętwe, rutynowe, a nawet i drażniące. Zatem troska o jakość faktycznej wiary, nadziei i miłości i pogłębianie tych otrzymanych od Boga cnót jest decydująca. Czy naprawdę Bóg jest najważniejszy, czy odniesienie do Niego jest zasadniczą osią życia?
To prawda, że owieczki czasem prowadzą pasterza, ale on musi spoglądać dalej i z większą głębią. Gdy pasterz tylko podtrzymuje lokalne tradycje, bo tak zawsze było, gdy się oburza, gdy komuś one się nie podobają, gdy ma perspektywę zawężoną jedynie do wymiaru społecznego i politycznego, to brak mu troski o to, co jest najważniejsze. Więź z Bogiem z istoty jest nadprzyrodzona i ma swoje specyficzne prawa wzrostu. Trzeba wierzyć, że Bóg jest żywy, że rzeczywiście prowadzi przez życie i z czasem koryguje osobiste trudności. Trzeba łaskę zapraszać do duszy, i wtedy ona sama przyniesie błogosławione owoce. Nic tak bardzo nie drażni, jak religijność celebrowana bez osobistej modlitwy, i nic tak bardzo nie porywa ku Bogu, jak żywa wiara, odpalająca Jego moc w duszy modlącego się i w tych, co stoją obok. Czystość wiary skierowanej ku Bogu żywemu ma znaczenie fundamentalne. Zbawienie jest przez wiarę w Chrystusa, a więc ta wiara, wsparta przez tradycje, musi być wolna od świadomych lub nieświadomych manipulacji.
o. Wojciech Giertych OP
źródło: wiez.pl