Pascha w listopadzie

Listopad to w polskiej tradycji miesiąc poświęcony pamięci zmarłych. Gromadzimy się na cmentarzach oraz na modlitwie, aby wyrażać w ten sposób naszą pamięć o tych, których na tym świecie nie ma już pomiędzy żywymi. W kościołach przez cały miesiąc odmawiany jest różaniec „wypominkowy” za zmarłych. W pierwszym tygodniu listopada można uzyskać odpust zupełny po spełnieniu tradycyjnych warunków o których mówi Kościół (np. w Katechizmie) przy pobożnym nawiedzeniu cmentarza. W tych dniach pragniemy być bliżej naszych zmarłych i towarzyszyć im modlitwą i pamięcią. Po co to wszystko? Kij między szprychy należy wsadzić od razu: Czy aby zawsze po to idziemy na cmentarz, aby odmówić „Wieczne odpoczywanie” czy może aby uspokoić własne sumienie oraz chociaż trochę ujarzmić swój strach przed umieraniem? „Kto chce zachować… Kto straci… z mego powodu…” Tu nie chodzi tylko o umieranie to ostateczne – o ostatnie dni i minuty życia, lecz o styl życia.

Śmierć jest rzeczywistością pewną oraz trudną do zrozumienia nawet dla bardzo wierzących. Umieranie prowokuje pytania o wiarę, zaufanie, sens życia. Te pytania są potrzebne wszystkim, ale przede wszystkim ochrzczonym. Ludzka niewiara w jej różnych przejawach widocznych w świecie (w sensie: brak wiary w Pana Boga oraz w życie po śmierci) jest nam chrześcijanom zadana po to, aby poszukiwać odpowiedzi na pytania fundamentalne — te z „pierwszej półki”. Zwłaszcza kiedy śmierć dotyka dzieci, ludzi młodych, przychodzi w sposób niespodziewany, to będzie ona prowokowała do takich pytań. Nie należy tych pytań poddawać represji, lecz pozwolić by one wybrzmiały. Czy Hiob chował swoje pytania przed Bogiem?

Jedno jest pewne: wobec takich dramatów nie należy się wymądrzać czy pouczać. Pozostaje modlitwa, współ-odczuwanie na wzór Maryi, Jana i innych osób stojących pod krzyżem Jezusa. To jest chyba właściwy obraz biblijny na takie wydarzenia.

Pytania o sens życia… człowiek powinien je postawić. Pan Bóg da odpowiedź na nie w odpowiednim czasie. Bóg odpowiada człowiekowi w różny sposób-na tym polega wiara oraz… cierpliwość. Modląc się za zmarłych warto także pamiętać o żywych, w tym o sobie – modląc się o łaskę, abyśmy umieli rozpoznawać znaki czasu: „Naucz nas Panie liczyć dni nasze, byśmy zdobyli mądrość serca” (Ps 90,12). Człowiek „tam” jest poza ziemską „kontrolą”. To jest jeden z powodów cierpienia tych, co pozostali przy życiu. Każdy lubi być panem swojego życia i realizować siebie według własnych planów i pomysłów. A jak „tam” jest? Tego do końca, będąc póki co na ziemi, nie poznamy. Czy aby nie jest jednak tak, iż stojąc nad czyimś grobem odczuwamy nie tylko lęk przed czymś nieznanym, smucimy się z powodu straty bliskiej osoby, ale też odczuwamy lęk przed tym, że nasze życiowe plany i ambicje okazują się śmiertelne? Ta biblijna potrzeba „liczenia dni” jest nie tylko po to, aby zdać sobie sprawę z własnej przemijalności, ale aby najpierw odkryć, iż Pan Bóg ma pomysł na moje życie i to o wiele ciekawszy, niż można przypuszczać. Na tym właśnie polega „liczenie dni”, iż Pan Bóg zadał mi życie, abym jak najlepiej je przeszedł. Mówiąc inaczej: życie jest pewnym zadanym do realizacji projektem. Apostoł Piotr powie o Jezusie, iż „przeszedł dobrze czyniąc” (Dz 10, 38). To ważna wskazówka.

Dobrze, jeśli chcemy pamiętać o tych, którzy odeszli z tego świata. Samo jednak wspominanie będzie bez sensu, jeśli nie odniesiemy go do Paschy Jezusa. Warto w tym kontekście przypomnieć sobie czym jest chrzest. Katechizm Kościoła Katolickiego (nr 1214) przypomina, iż „chrzcić” oznacza tyle, co „zanurzać”. Jest to zanurzenie w śmierci Jezusa, aby następnie wraz z Nim powstać do nowego życia. W ten sposób chrześcijanin zostaje zaproszony, aby w swoim ziemskim życiu upodobnić się do życia Jezusa. Jezus z Nazaretu wszedł w każde ludzkie doświadczenie, za wyjątkiem grzechu-a więc wszedł także w doświadczenie umierania. Zapewne wielu ludzi stawia sobie pytanie, dlaczego dzieje świata wyglądają tak, a nie inaczej i skąd tyle śmierci. Skoro śmierć dalej panuje w świecie, człowiek może postawić pytanie o sens krzyża i śmierci Jezusa. Tutaj dochodzimy do jeszcze jednego aspektu sakramentu chrztu: do oświecenia. W tym sakramencie człowiek otrzymuje „światłość prawdziwą, która oświeca każdego człowieka” (J 1,9). Ten dar to sam Bóg, który jest światłem. Skoro mówimy o świetle, to już nie jesteśmy w ciemnościach bądź w cieniu… Chrześcijanin chodzi w świetle, a nie po omacku. A jeśli nawet czasami po omacku, to mimo wszystko nie jest sam, bo wierzy w Pana Jezusa. Te ciemności potrafią gnębić i osłabiać, ale i tam Bóg jest.

Nasz Bóg jest Bogiem żywych. Pokazuje to życie Jezusa. Jego śmierć nie jest ostatnim słowem wypowiedzianym światu. Pismo Święte nie kończy się w Wielki Piątek. Po śmierci przychodzi Wielkanoc. Dlatego żegnając odchodzących z tego świata czy wspominając kolejne rocznice ich odejścia jesteśmy zaproszeni do wielkanocnego potraktowania listopadowych dni. To prawda: jesteśmy zanurzeni w śmierci Jezusa, ale także oświeceni na życie wieczne. Śmierć człowieka też może być paschą… W Wielkanocy człowiek może znaleźć odpowiedź na swoje egzystencjalne pytania.

Nie na darmo na początku listopada czcimy wszystkich świętych, a dopiero potem wspominamy wszystkich wiernych zmarłych. Każdy człowiek jest zaproszony przez Pana Boga do świętości, a więc do złożenia swojego życia w ofierze Bogu na wzór Chrystusa, do realizacji siebie według Ewangelii i budowania człowieczeństwa po Jezusowemu. Przede wszystkim jest to, co by nie mówić, ryzyko zaufania komuś kogo nie widać. Uroczystość Wszystkich Świętych jest nam dana po to, bo Pan Bóg pragnie wyperswadować człowiekowi, iż to ryzyko zaufania Jemu prowadzi do dobrych owoców. Nie jesteśmy pierwszymi i ostatnimi ludźmi na ziemi. Wielu było przed nami i pewno jeszcze wielu przyjdzie po nas. To jest Uroczystość dana i zarazem zadana człowiekowi.

Ilu świętych jest w niebie?- Tego nie wiadomo, ale jednego możemy być pewni, iż o wiele więcej niż liczba wszystkich beatyfikowanych i kanonizowanych. Święci pokazują nam, iż celem człowieka jest komunia z Panem Bogiem, a więc życie razem z Nim. W tym kontekście śmierć, nawet ta najbardziej nieoczekiwana, jest przejściem z przed-pokoju do pokoju czy też, jak to napisał polski papież: „z życia do życia”. 1 listopada jest świętem także wielu naszych krewnych, przyjaciół czy zakonnych współbraci, którzy choć umarli, to żyją.

Warto w tym kontekście przywołać postać Świętej z Kalkuty. Matka Teresa była wyjątkową kobietą. Na pewno jednak nie była „kobietą sukcesu” tak, jak zwykło się rozumieć ten zwrot. Zresztą słowo „sukces” jest Ewangelii obce. Ona w swoim życiu przeżywała nie tylko radości zakładając kolejne wspólnoty i pomagając najbardziej biednym, ale także przeciwności oraz niesamowitą ciemność. W liście do o. Picachy’ego, który był jej powiernikiem i duchowym kierownikiem pisze z pewnym wyrzutem: „Niech mi ojciec powie, dlaczego mam w duszy tyle bólu i ciemności? Czasem przyłapuję się na tym, że mówię: ‚Dłużej tego nie zniosę’ i na tym samym oddechu mówię: ‚Przepraszam, czyń ze mną, co chcesz” oraz: „Kiedy ból tęsknoty jest tak wielki po prostu tęsknię i tęsknię za Bogiem i wtedy jest tak, że czuję-On mnie nie chce, nie ma Go tu. Niebo, dusze-dlaczego te tylko słowa, które nic dla mnie nie znaczą. Samo moje życie wydaje się tak pełne sprzeczności. Pomagam duszom iść-dokąd? Po co to wszystko? Gdzie we mnie samej jest dusza? Bóg mnie nie chce. Czasem słyszę po prostu, jak moje serce krzyczy ‚Mój Boże’ i nic więcej się nie dzieje. To tortury i cierpienie, których nie potrafię wytłumaczyć (…) Niech On robi ze mną, cokolwiek chce, jak chce, jak długo chce. Jeśli moja ciemność jest światłem dla jakiejś duszy-a nawet, jeśli nie jestem niczym dla nikogo-jestem całkowicie szczęśliwa, że jestem Bożym polnym kwiatem” (Matka Teresa, „Przyjdź, bądź moim światłem”, Kraków 2008, ss. 259. 287-289).

Jak mamy wielką Świętą – patronkę ludzkich ludzkich dziejów oraz ludzkich ciemności. Ale w tych uczuciach można też odnaleźć zaufanie.

ks. Norbert Frejek SJ

/ opoka.org.pl /