Wydaje się, że każdy, kto zrozumie istotę kolędy w swoim domu, będzie jej oczekiwał z radością i wykorzysta ten czas dla własnego dobra i dobra swojej rodziny.
W poświątecznym czasie w polski krajobraz miast, miasteczek i wiosek wpisuje się widok kapłana w komży i stule, wędrującego od domu do domu, czasami w towarzystwie ministrantów lub mieszkańców albo też niekiedy pokornie stojącego przed furtką szczelnie zagrodzonej posesji. Na przestrzeni wieków zmieniały się formy i zwyczaje kolędy, ale istota pozostała ta sama: kapłan przychodzi…
W poświątecznym czasie w polski krajobraz miast, miasteczek i wiosek wpisuje się widok kapłana w komży i stule, wędrującego od domu do domu, czasami w towarzystwie ministrantów lub mieszkańców albo też niekiedy pokornie stojącego przed furtką szczelnie zagrodzonej posesji.
Na przestrzeni wieków zmieniały się formy i zwyczaje kolędy, ale istota pozostała ta sama: kapłan przychodzi do domu, by go poświęcić, by pobłogosławić rodzinie na nowy rok i wspólnie z nią się pomodlić.
Między rzeczywistością a oczekiwaniami
Wizyta duszpasterska jest okazją do spotkania duszpasterzy ze swoimi parafianami, by lepiej wzajemnie się poznać, wymienić uwagi i spostrzeżenia na temat życia parafialnego czy też życia konkretnej rodziny.
Upowszechnia się też zwyczaj, że drzwi domów odwiedzanych przez kapłana oznaczone są literami K+M+B. Ten kolędowy zapis stanowi świadectwo, że jest to mieszkanie chrześcijanina – katolika. Przyjęcie kapłana staje się więc szczególnym wyznaniem wiary i podkreśleniem swojej przynależności do wspólnoty Kościoła.
Piękne założenia wizyty duszpasterskiej mijają się często z rzeczywistością. Ktoś ujął to krótko tak: „Zmęczeni, śpieszący się po pracy ludzie przyjmują zmęczonego, spieszącego się księdza. Parafianie często myślą, jak nie tracąc zbytnio twarzy pozbyć się problemu, a kapłan stara się omijać dłuższe i trudne tematy, by w miarę szybko wyjść i nie burzyć dobrej atmosfery”. W ograniczonym czasie, pod „presją” zegarka, przy omijaniu trudnych problemów, kolęda sprowadza się często do okazjonalnej pogawędki, która ma niewiele wspólnego zarówno z wizytą, jak i z duszpasterstwem.
Komu potrzebna jest kolęda?
Odpowiadając najprościej: kolęda potrzebna jest kapłanom i wiernym. Księża poznają środowisko, w którym pracują, do kogo mówią kazania, komu należy pomóc duchowo, a komu materialnie. Kolęda jest jedyną w ciągu roku okazją, aby kapłan spotkał się bliżej z większością parafian. Spotkał się z nimi w ich naturalnym środowisku życia. To spotkanie pomaga lepiej poznać ich sposób myślenia, ich radości i problemy, pomaga pośrednio lepiej prowadzić katechezę, czy mówić kazania.
Każdy ksiądz potrzebuje takiego doświadczenia. Jest ono bardzo cenne. Można wtedy usłyszeć, co w naszym posługiwaniu trafia do ludzi, co przynosi owoce, a co drażni, co wydaje się niestosowne lub budzi sprzeciw. Daje to szansę na wyprowadzenie kapłanów ze złudnego postrzegania świata.
Wizyta duszpasterska to dla kapłana możliwość obserwacji, jak dorasta dziecko, które chrzcił, jak się czują małżonkowie, których błogosławił, czy jak radzi sobie wdowa, która pochowała męża i sama wychowuje dzieci. W czasie kolędy kompletuje się nową listę chorych leżących w domach. Jest to też najlepszy czas, by zachęcić nowych kandydatów do służby liturgicznej. Wizyta duszpasterska stwarza też możliwość doświadczenia wielkiej wiary, którą wierni noszą w swoich sercach.
Jest ona także potrzebna parafianom. Na ogół wierni mają niewiele okazji do bezpośredniego kontaktu z księdzem. W czasie kolędy to oni są gospodarzami. Jest wówczas możliwość, by powiedzieć o tym, co cieszy i co boli. Kolęda może być też okazją do rozwiązania nawet poważnych problemów dotyczących życia religijnego.
Kapłan – gość oczekiwany?
Wspomnienie kolędy, jakie zachowało wielu z nas z dzieciństwa, należy dziś do rzadkości: domownicy świątecznie ubrani, mieszkanie posprzątane, stół nakryty białym obrusem, na nim krzyż, zapalone świece, naczynie z wodą święconą i kropidło. Wszystko już wcześniej dokładnie przygotowane, wyczekiwanie na zbliżające się dzwonki ministrantów, modlitwa na klęcząco, śpiew kolędy, całowanie krzyża.
Dzisiaj zamiast słów powitania zza uchylonych drzwi coraz częściej dobiega głos: „Nie, dziękuję”, „Nie mam pieniędzy”, „W tym roku nie”, „Może innym razem”. A i tam, gdzie kapłan jest przyjmowany – bywa różnie. Wiele o tym mogą powiedzieć sami księża.
Nierzadko, kiedy duszpasterz wchodzi do mieszkania, włączony jest telewizor, szczeka pies, domownicy rozproszeni są w różnych zakątkach mieszkania. Zaczyna się nawoływanie, uciszanie psa, szukanie kropidła… Zdarza się, że ktoś z domowników pozostaje w sąsiednim pokoju i ogląda telewizję. Ksiądz zachęca do wspólnego odmawiania najpopularniejszej chyba modlitwy „Ojcze nasz”, a odmawia ją sam. Może tylko moment pokropienia wodą święconą wywołuje ożywienie: „Niech ksiądz jeszcze tam pokropi”.
Trudno wtedy uwierzyć, że w tym domu jest się oczekiwanym gościem, zwłaszcza że telewizor często nie jest wyłączony, a tylko wyciszony, jakby domownicy czekali aż kapłan opuści mieszkanie, a oni będą mogli wrócić do ulubionego serialu.
Zdaje się jednak, że zachodzą pewne zmiany, choć trudno ocenić, dobre czy złe. Coraz więcej ludzi określających się jako wierzący, ale obojętni, nie wpuszcza księdza, ale u tych, którzy przyjmują, coraz większa jest świadomość, że kolęda to przede wszystkim wydarzenie duszpasterskie.
Kolęda w pięć minut?
Kolędowe posługiwanie wbrew pozorom jest bardzo trudnym odcinkiem pracy duszpasterskiej. Trzeba nieraz odwiedzić kilkadziesiąt rodzin. A każda rodzina jest inna – z innymi pytaniami, problemami, z inną religijnością, często z cierpieniem. Do każdej kapłan ma przyjść z autentyczną radością. Ma przynieść Chrystusa, przynieść nadzieję.
Trudno jest to wszystko unieść. Trzeba być chyba z kamienia, by obojętnie iść dalej, nie myśląc o poznanych sprawach, nie pamiętać bolesnego spojrzenia i prośby o pomoc.
W kolędowym czasie kapłani pracują jakby na dwa etaty – rano szkoła, później kolęda, a w międzyczasie Eucharystia, pogrzeby, kancelaria i grupy parafialne. Trudno uchronić się od zmęczenia.
Nie usprawiedliwia to jednak zaniedbań ze strony duszpasterzy.
Trudno odmówić racji ludziom, którzy mówią: „Jeśli ksiądz ma w ciągu popołudnia odwiedzić 60 mieszkań i spędza w każdym średnio 5-7 minut, to jest to po prostu urzędowa wizyta, bardziej zbiórka pieniędzy niż duszpasterstwo”.
Ktoś powiedział: „Ludzie potrzebują księdza duszpasterza, a nie księdza poborcy, czy księdza rachmistrza”.
Nie przekonuje argument, że z poważniejszym problemem zawsze można się umówić do kancelarii parafialnej ani tłumaczenie, że na kolędzie najważniejsze jest błogosławieństwo Boże, którego kapłan udziela rodzinie. Bywa niestety, że podczas wizyty duszpasterskiej ksiądz nawet nie usiądzie, tylko szybko się pomodli, pokropi i weźmie ofiarę. Trzeba wówczas powiedzieć, że taka kolęda nie ma zupełnie sensu.
Co z kopertą?
Tematem, który budzi wiele dyskusji, są ofiary składane przy okazji kolędy. Zwyczaj składania przez wiernych tzw. ofiar kolędowych, jako wyraz ich troski o potrzeby materialne parafii, istnieje od niepamiętnych czasów i nie został on wymyślony przez współczesnych księży.
Nie jest to „opłata za wizytę”, jak to niektórzy skłonni są pojmować, ale wyraz żywej troski o funkcjonowanie parafii, bo ofiary przeznaczane są na różne cele: na utrzymanie kościoła, remonty lub budowę, ale także na utrzymanie seminarium duchownego, działalność charytatywną. Część zebranych pieniędzy jest przeznaczona dla księdza jako pewnego rodzaju premia.
Potrzeb jest wiele i większość ludzi, zwłaszcza tych, którzy uczęszczają do kościoła, to rozumie i okazuje wielką hojność. Warto wspomnieć, że według nowej wersji przykazań kościelnych piąte wprost nakazuje obowiązek troski o potrzeby wspólnoty Kościoła.
Zdaje się, że temat budzi najwięcej emocji raczej u tych, którzy nie dają żadnych ofiar. Komentarze wypowiadają zwykle ludzie, którzy nie rozumieją Kościoła, wprost się z nim identyfikują i nie mają pojęcia, jakie są potrzeby w parafii, a szukają powodu, by sami przed sobą usprawiedliwić swoje lenistwo.
Lepiej i uczciwiej byłoby, gdyby ktoś zjadliwie komentujący po wyjściu księdza fakt wzięcia przez niego „koperty” wcześniej jej nie dawał. Może warto zastosować biblijną zasadę: niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa. To znaczy, jeżeli dajesz ofiarę, to nie wymawiaj tego albo nie dawaj wcale.
Tajemnice kartotek
Inną kontrowersyjną kwestią związaną z kolędą jest tajemnicza kartoteka, wypełniana przez księży w trakcie wizyty duszpasterskiej. Niewielu wiernych wie, co księża zapisują w kartotekach. A są tam dane personalne domowników, przyjmowane sakramenty oraz wizyty duszpasterskie. Kapłani odnotowują, czy rodzina żyje w związku sakramentalnym, w jakim wieku są dzieci, czy uczestniczą w katechizacji. Odnotowuje się także urodziny czy zgony.
Kartoteki są konieczne, bo prowadzenie parafii wymaga dobrze zorganizowanej administracji. Proboszcz np. musi wiedzieć, ilu w parafii mieszka katolików. Zwłaszcza w dużych parafiach, gdzie jest kilkanaście tysięcy wiernych, nie sposób znać wszystkich. Kiedy więc ktoś prosi o zaświadczenie, bo chce np. być ojcem chrzestnym, trzeba zajrzeć do kartoteki, czy jest ochrzczony, bierzmowany. Oczywiście, w tych kartotekach nie ma żadnych intymnych informacji. Można natomiast zapisać informację o tym, że rodzina potrzebuje pomocy lub że ktoś nie życzy sobie odwiedzin kapłana w jego domu. Zebrane na kolędzie informacje pozwalają kapłanom rozeznać potrzeby wiernych. Ważne jest i to, że dostęp do kartotek mają wyłącznie księża.
Otwórzmy drzwi kapłanowi!
Wydaje się, że każdy, kto zrozumie istotę kolędy w swoim domu, będzie jej oczekiwał z radością i wykorzysta ten czas dla własnego dobra i dobra swojej rodziny. Każda kolęda przynosi wiele wspaniałych spotkań i stanowi szansę zacieśnienia więzi wiernych z duszpasterzami.
Wizyta duszpasterska może pozostawić trwały ślad w życiu parafian i kapłana, jeśli będzie dużo dobrej woli z obu stron i jeżeli będzie przeżywana świadomie zarówno przez duszpasterzy, jak i przez poszczególne rodziny.
ks. Tadeusz Miłek
źródło: przewodnik-katolicki.pl