O naszej pokornej miłości do Chrystusa

Można zazdrościć świętym ich miłości ku Chrystusowi, miłości niejednokrotnie odczuwanej fizycznie, można zazdrościć im doświadczenia bliskości Chrystusa odczuwanej jak obecność osoby, z którą przebywa się razem pod jednym dachem. Brak jednak tych czy im podobnych stanów duchowych nie przesądza wcale o wartości naszej miłości do Chrystusa, nawet gdyby miała być ona żarzącym się ogniem, ukrytym głęboko w naszej duszy, przyprószonym słabością czy nawet grzechem.

1. Co to znaczy kochać Chrystusa? Jaka powinna być nasza miłość ku Niemu? Św. Franciszek z Asyżu w kazaniu podczas pasterki w Greccio, przy wymawianiu imienia „Jezus” za każdym razem oblizywał głośno swe wargi. Taką słodyczą napawał Franciszka sam dźwięk imienia Jezus. Franciszek tak bardzo kochał Chrystusa, że na kilka lat przed śmiercią Anioł Miłości wycisnął na jego ciele ślady Męki Pańskiej – pierwszy przypadek stygmatów w Kościele. Franciszek był odtąd żywą ikoną Chrystusa. Czy miarą naszej miłości do Chrystusa powinno więc być przyspieszone bicie serca, gdy myślimy lub mówimy o Chrystusie?

Najlepszą odpowiedź na pytanie, co to znaczy kochać Chrystusa, daje nam sam Chrystus. Wczytajmy się uważnie w dialog Chrystusa z Piotrem, w Ewangelii św. Jana, w rozdziale 21:

A gdy spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?”. Odpowiedział Mu: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”. Rzekł do niego: „Paś baranki moje”. I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?”. Odparł Mu: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”. Rzekł do niego: „Paś owce moje”. Powiedział mu po raz trzeci: „Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?”. Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: „Czy kochasz Mnie?”. I rzekł do Niego: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham”. Rzekł do Niego Jezus: „Paś owce moje” (J 21, 15-17).

Jest to jedyne miejsce w Ewangelii, w którym jest wyraźnie mowa o miłości ucznia do Jezusa – gdzie Chrystus pyta swego ucznia o to, czy Go miłuje. Jezus, zwracając się do Szymona z zapytaniem, czy Go kocha, używa jego pełnego imienia: „Szymonie, synu Jana”. Tylko raz jeden poza tą sceną – w Ewangelii św. Jana – zwraca się Jezus do Piotra jego pełnym imieniem, gdy go po raz pierwszy spotyka. Jezus odwołuje się do odpowiedzialności Piotra, zwracając się do niego pełnym imieniem, uroczyście, solennie. Ma na uwadze jego pełną, niepowtarzalną indywidualność. Chodzi Mu o osobistą odpowiedź Piotra – odpowiedź płynącą z najgłębszych pokładów jego osobowości.

Jezus pyta Piotra trzykrotnie, czy ten Go miłuje. Nie jest to ani przypadek, ani ornamentyka krasomówcza. Piotr zaparł się Jezusa po trzykroć. Po trzykroć więc pyta Chrystus Piotra o jego miłość ku Niemu. Zauważmy znamienny szczegół. W Ewangelii św. Jana dwukrotnie jest mowa o żarzących się węglach. Przy żarzących się węglach na dziedzińcu Annasza Piotr trzy razy zaparł się swego Mistrza. Przy żarzących się węglach teraz, nad Morzem Tyberiadzkim, zmartwychwstały Chrystus pyta trzykrotnie Piotra o to, czy Go miłuje (kilka wierszy wcześniej, w wierszu 9 czytamy: A kiedy zeszli na ląd, ujrzeli rozłożone ognisko, a na nim ułożoną rybę oraz chleb, J 21, 9).

Jakże delikatnie, z jakim taktem traktuje Chrystus Piotra. Nie robi mu wyrzutów z powodu zdrady, nie wytyka jego grzechu palcem. Równocześnie nie zachowuje się tak, jak gdyby grzech ludzki był Mu obojętny. Tyle razy, ile Piotr Go zdradził, pyta go teraz o miłość. Żąda od Piotra większej miłości, bo grzech jego był większy aniżeli pozostałych uczniów. Chrystus jednak nie upokarza grzeszącego. Nie poniża grzesznika. Przenosi go tylko na wyższy stopień miłowania. Otwiera przed nim – na przykładzie Piotra – szersze horyzonty Bożej i ludzkiej miłości. Zachęca grzesznika do tego, by więcej kochał Boga i bliźniego.

2. Pytanie o miłość do Jezusa rodzi się w duszy na gruncie świadomości grzechu. Odpowiedź Piotra na pytanie Jezusa – to najdojrzalsza odpowiedź, na jaką stać człowieka: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”. Piotr jest ostrożny. On już kiedyś chciał być lepszym od innych: Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię (Mt 26, 33). Teraz Piotr jest pokorny. Nie ufa sobie. Zasmucił się Piotr, mówi Pismo Święte, gdy Jezus zapytał go po raz trzeci, czy Go miłuje. Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham. Czy może być bardziej pokorna modlitwa, jak ta: Panie, Ty wszystko wiesz…?

Jeden Bóg wie, co dzieje się w ludzkim sercu. Jego wiedza o naszym sercu przerasta naszą wiedzę o nas samych. Chybotliwy płomień świadomości potrafi rozświetlić mroki naszego jestestwa tylko na pewną głębokość. Reszta wymyka się naszym możliwościom poznawczym, nawet gdybyśmy chcieli zapuścić w nas sondy psychoanalityczne. Panie, Ty wszystko wiesz… Modlitwa pokory, obnażenia się przed Bogiem, okazania Mu, kim jesteśmy; z naszymi mrokami, ale także i ze światłami. Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham. Ty wiesz, na ile Cię kocham i na ile Cię nie kocham – na ile moja miłość ku Tobie przysypana jest porwanymi strzępami moich miłości do stworzeń. Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham.

Zwróćmy teraz uwagę na rzecz bardzo istotną w dialogu Jezusa z Piotrem, mianowicie na to, o jakiej miłości mówi Jezus, a o jakiej mówi Piotr. Jezus pyta Piotra: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie? Słowo, które jest tu użyte, w języku greckim to: agapas me. Wskazuje ono na najwyższą formę miłości – na miłość całkowicie bezinteresowną. Taką miłością na przykład Bóg kocha człowieka. Piotr boi się odpowiedzieć Chrystusowi, że kocha Go taką właśnie miłością. Nie dowierza sobie, woli być ostrożny. Odpowiada zatem na pytanie Jezusa: filo se (oznacza to po grecku miłość przyjaźni, „miłość za miłość”, jest to niższa forma miłości niż agape): Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham.

Chrystus nie daje za wygraną. Po raz drugi pyta Piotra, czy Go miłuje (agapas me). Utrzymuje wysoko poprzeczkę miłości. Piotr jednak nie ustępuje. W dalszym ciągu uważa, że słowo „miłować” jest zbyt wysokie w odniesieniu do jego biednej, jakże doświadczonej niepowodzeniami miłości ku Chrystusowi. Po raz drugi zatem odpowiada Chrystusowi: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Wtedy ustępuje Chrystus. On nie zmusza nikogo. Zaniża poprzeczkę miłości, zniża się do Piotra, do jego odczuć, obaw i pokory. Już nie pyta Piotra, czy Go miłuje, tylko czy Go kocha: Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie? Piotr zasmucony co prawda, że Chrystus pyta go po raz trzeci o miłość, czuje się jednak teraz u siebie, w domu. Odpowiada: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham.

3. Zgoda Chrystusa na Piotrową terminologię czyni z tej karty Ewangelii „dobrą nowinę” dla nas, którzy tak mało wiemy o Bogu, o świecie i o nas samych. Tak mało wiemy, co to jest życie, co to jest miłość, co to jest prawda. Największe wartości przerastane są cieniami, nasza świadomość stanowi tylko wierzchołek góry lodowej, którą jesteśmy.

Można zazdrościć świętym ich miłości ku Chrystusowi, miłości niejednokrotnie odczuwanej fizycznie, można zazdrościć im doświadczenia bliskości Chrystusa odczuwanej jak obecność osoby, z którą przebywa się razem pod jednym dachem. Brak jednak tych czy im podobnych stanów duchowych nie przesądza wcale o wartości naszej miłości do Chrystusa, nawet gdyby miała być ona żarzącym się ogniem, ukrytym głęboko w naszej duszy, przyprószonym słabością czy nawet grzechem.

Aby kogoś pokochać, trzeba go najpierw dostrzec, zauważyć. Bez spełnienia tego warunku żadna miłość nie jest możliwa. Miłość to przede wszystkim „fenomen uwagi”, jak to sformułował Ortega y Gasset w swoich Szkicach o miłości. Oczywiście – uwaga uwadze nie jest równa. Uwaga wpisana tylko powierzchownie w nasz świat doznań i uwaga, jak gdyby nakreślona ostrym rylcem w głębokich pokładach naszej świadomości czy też podświadomości różnią się od siebie. Ortega y Gasset nie mówi o miłości do Chrystusa, ale także i ona jest w pewnej mierze „fenomenem uwagi”, „uwagą” spośród tysięcy „uwag”, które nadsyła nam każdy dzień.

Często w przypadku miłości ziemskiej, przedmiot miłości (najczęściej chodzi tutaj o inną osobę) może stopniowo wypełnić całkowicie czyjąś świadomość, wyprzeć ze świadomości danego człowieka wszystko inne, zepchnąć inne treści w świat „pod-uwagi”. Miłość do Chrystusa nie przejawia takiej zaborczości. Jest wręcz tłem, na którym każda dobra miłość ludzka nabiera swych barw i swej jasności. Jest Miłością, która leczy każdą inną miłość.

Nasza lektura dialogu Chrystusa z Piotrem byłaby niepełna, gdybyśmy nie zwrócili jeszcze uwagi na jeden ważny moment (na marginesie: dialog ten to swoisty egzamin dojrzałości duchowej dla Piotra. Egzamin z najważniejszej „wiedzy” w życiu ludzkim, bo z „wiedzy” miłości. Przypomina mi się tutaj powiedzenie św. Teresy od Dzieciątka Jezus, które cytuję z pamięci, w przybliżeniu: „Każdy człowiek stara się mieć jakiś zawód: moim rzemiosłem niech będzie miłość – miłość do Boga i do ludzi”).

Jest rzeczą nader dziwną, że Jezus po każdej odpowiedzi Piotra nie mówi na przykładzie „Dobrze, że Mnie kochasz” czy „Dobrze, że starasz się Mnie kochać”. Odpowiada Piotrowi pozornie całkowicie nie na temat. Mówi mu: Paś baranki Moje, Paś owce Moje. I tak po trzykroć. Niezawodną miarą tego, czy Chrystusa rzeczywiście kochamy czy tylko łudzimy siebie, twierdząc, że Go kochamy, lub wcale nie kochamy, jest drugi człowiek. Gdybyśmy chcieli iść do Boga „na skróty”, pomijając ludzi czy wręcz idąc przez nich na przełaj, nie dojdziemy do Boga. Stąd dialog Chrystusa z Piotrem, dialog na temat miłości Piotra do Chrystusa, kończy się misją – posłaniem Piotra do ludzi. Tak kończy się każdy dialog miłości z Chrystusem. Nawet świętym nie pozwalał Chrystus zbyt długo przebywać z Nim na górze Tabor. Kazał im iść „w dolinę”, ku ludziom, do ich bied fizycznych i duchowych. Niekiedy jakby wymazywał z ich świadomości szczególne poczucie bliskości, które mogło być kiedyś ich udziałem. Św. Bernadeta z Lourdes skarżyła się przed śmiercią, że zatarły się w jej świadomości objawienia, które kiedyś miała, tak iż zaczęła sama wątpić, czy je kiedykolwiek posiadała.

Miłość jest stanem przezwyciężenia własnego egzystencjalnego osamotnienia. Żadna miłość ziemska nie jest w stanie przezwyciężyć skutecznie i bez reszty naszego osamotnienia. Tylko jedna Miłość potrafi tego dokonać: ta Wszechogarniająca i Odwieczna. Niespokojne pozostanie każde serce ludzkie, dopóki w tej Miłości nie spocznie. Miłość ta bije ku nam ludzkim sercem w Jezusie Chrystusie. Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham (J 21, 17).

ks. Stanisław Musiał SJ

/ zycie-duchowne.pl /