O mściwości

Nasz wróg jest dokładnie taki jak my. Gdybyśmy się okazali na jego miejscu i w jego sytuacji, niewykluczone, iż musielibyśmy postępować dokładnie tak, jak on. Wrogość zawsze kończy się niewczesnym żalem w przeciwieństwie do życzliwości i wspaniałomyślności. W nienawiści do drugiego człowieka manifestuje się zresztą nasze uzależnienie od niego.

Mściwość, dążenie do wyrównania krzywdy, stanowi jedną z egzemplifikacji zasady wzajemności i sprawiedliwości: wet za wet; oko za oko; ząb za ząb; jak Bóg Kubie, tak Kuba Bogu. Baron Alexander Knigge w dziele O poznaniu ludzi z zewnętrznych oznak (Warszawa 1857) wyrażał zdanie, że mściwość najczęściej stanowi cechę osób popędliwych: Popędliwi częstokroć nie obrażają z namysłu, lecz dlatego, iż nie są panami swego gwałtownego temperamentu. W chwili gniewliwego napadu ubliżają swym najserdeczniejszym przyjaciołom i najulubieńszym osobom, czego wkrótce serdecznie żałują. Jeżeli są to osoby godne, warte pewnego stopnia względu, jedynym środkiem uspokojenia takiego napadu jest spokojna uległość. Jednak strzec się należy ewidentnie ją okazywać lub, co gorsza, łączyć ją z obojętnością, przez co osobnik popędliwy, zamiast się uspokoić, w większy wpada zapał, aniżeli doznając gwałtownej opozycji. Uważa on to bowiem za wielkie ubliżenie, iż przedmiot, który go wprawia w uniesienie, tak mało przez przeciwnika jest ceniony, iż go nie zaszczyca należnym zaprzeczeniem.

Lecz jeśli popędliwość łączy się z mściwością, rzecz ma się inaczej… Popędliwi wkrótce wracają do rozsądku i, jeśli doznali jakowej urazy w odwet ich wybuchu gniewliwego, takową wkrótce i zupełnie puszczają w niepamięć. Mściwi zaś zachowują urazę, dopóki nie nastręczy się sposobność wywarcia zemsty. Oni nie zapominają i nie przebaczają doznanej obrazy nawet wtenczas, gdy im się do przekonania usprawiedliwiamy i staramy się z nimi pogodzić, ale raczej wiecznie nas prześladując, niewinny żart, nierozważne słowo w biegu rzeczone, uważają za zniewagę i pragną zupełnego nas zniszczenia. Nadto, ich zemsta nie ogranicza się do osoby, lecz się rozciąga częstokroć na całą rodzinę, jej towarzyskie położenie i szczęśliwość… W obcowaniu z mściwymi są tylko trzy sposoby uniknięcia ich jadowitej natury: 1. Strzec się należy wchodzić z nimi w jakie bądź stosunki, a szczególnie pieniężne, które tak łatwo do nieporozumień i niezgody prowadzą. 2. Nie obrażać ich, albowiem wówczas ich złośliwa mściwość nie zna granic. 3. Na koniec, o ile można, imponować im należy bądź to znaczeniem, odwagą, a nawet siłą fizyczną… A to po to, by się obawiali, bo gdy będą wiedzieć, że zemsta im nie popłaci, cofną się, a okazja do dokonania złośliwego odwetu później może w ogóle się im nie nadarzyć. Są to wszelako dość żałosne dywagacje.

W klasycznej kulturze Japonii obowiązek dokonania zemsty uchodzi za jeden z ważniejszych nakazów etycznych. Judzan Dajdodzi w książce Budo-Sionsiu pisał: Powołaniem mężczyzn – krew… Często zemsta polega na tym, by wpaść do obozu wroga i zostać zarąbanym. To nie jest hańbą. Jeśli zaś myślisz, że powinieneś załatwić swe sprawy, a dopiero potem się zemścić, czas na wymierzenie sprawiedliwości może w ogóle nigdy nie nadejść… Niech twój wróg ma nawet tysiąc żołnierzy, powodzenie będzie ci towarzyszyć, jeśli wystąpisz zdecydowanie przeciwko nim z zamiarem wytępienia wszystkich co do jednego. Postępując tak, postawisz na swoim… Twój wróg nie ma prawa umrzeć własną śmiercią. Działaj szybko, zdecydowanie i bezwzględnie. Gdy wybija godzina, nie czas na rozterki…

Jest czymś naturalnym i powszechnym, że ludzie, przekonani o tym, iż zostali skrzywdzeni, zwykli odpłacać nienawiścią swym – rzeczywistym lub domniemanym krzywdzicielom. Czego się ktoś boi, tego zwykle nie cierpi. A każdy boi się perfidnych knowań swego wroga, szczególnie jeśli już doznał ich mocy na własnej skórze. Tak się rodzi pamiętliwość, którą niektórzy interpretują jako przyzwyczajeniowe, utrwalone, uwewnętrznione kojarzenie wrogich myśli i uczuć. Nieraz to słabość uczuć wyższych (dobroci, miłości, łagodności) czyni dla podmiotu czymś zgoła niemożliwym lub przynajmniej bardzo trudnym, stłumienie w sobie złych emocji.

W ten sposób w fizjognomice osobnika pamiętliwego nie tylko brak wyrazu życzliwości, lecz ponadto są zauważalne rysy złośliwości, jak też nieraz – degeneracji. Być może zresztą pamiętliwość i mściwość, zawiść i przewrotność stanowią skutek degeneracji, niedorozwoju wyższej uczuciowości, są wyrazem duchowego ograniczenia, wrodzonego moralnego cofnięcia, występującego także w przypadku nosicieli znacznych uzdolnień twórczych i umysłowych.

A może jest odwrotnie: niezdolność do zemsty – to cecha tchórzy, słabeuszy, nikczemników ciągle coś ważących i rozważających. Człowiek wyższy nie waży i nie mierzy – bije. Czytamy więc u genialnego Szekspira w Tymonie Ateńczyku:

Z silniejszym walczyć chwałą dla tułacza:
Żołnierz, jak bogi, krzywdy nie przebacza.

Wbrew tym słowom, w przeciwieństwie do japońskiej chrześcijańska tradycja etyczna ma do pamiętliwości i mściwości stosunek ujemny. O ile tam zemsta jest sprawą honoru, o tyle tutaj – wyrazem nieokrzesania moralnego. Zygmunt Zaleski w monografii Od zawiści do zemsty (Warszawa 1998) notuje: Zemsta to akt zadania cierpienia, wyrządzenie szkody innej osobie lub grupie (także zwierzęciu) w reakcji za uczucie własnej szkody lub krzywdy, wyrządzonej ze strony tej osoby lub grupy, przy czym celem tego aktu nie jest naprawienie szkody, zatrzymanie jej powtarzania się lub uzyskanie materialnego zysku. Jakie zatem dobro przynosi nam zemsta, jeżeli jej bezpośrednim efektem jest niszczenie innych? Nie pasuje to do ewolucyjnego paradygmatu emocji, sugerującego ułożenie odpowiednich stosunków z otoczeniem. Celem jest sprawienie, aby adresat zemsty cierpiał podobnie albo więcej niż aktor po zadanej mu uprzednio krzywdzie. Liczba pchnięć nożem, ulokowanych kul czy tortury poprzedzające mord wskazują na to, że poza zadaniem bólu mściciel miał jakąś potrzebę nasycenia się cierpieniem ofiary. Morderstwo z zemsty nie jest zwykłym morderstwem, lecz morderstwem z naddatkiem zadanego cierpienia. Zyski z dokonania zemsty mają pewien specyficzny wymiar. Przynosi ona ulgę dla własnego cierpienia, przynajmniej takie są oczekiwania u dokonującego zemsty.

Trudno odróżnić zemstę od przemocy, wendety, nienawiści, którym czasami nadaje się imię zemsty. Możliwość ich eskalacji nie zna końca. Skrajnie silne przejawy zemsty często muszą być instytucjonalnie kontrolowane.

Zemsta jest jedną z możliwych reakcji na krzywdę. Jeden będzie cierpiał po cichu, inny wpadnie w rozpacz, jeszcze inny zidentyfikuje winowajcę i go okrutnie ukarze.

Zemsta ma najczęściej swojego poprzednika w postaci doznania jakiegoś rodzaju krzywdy. Pokrzywdzona osoba domaga się sprawiedliwości, zadośćuczynienia. Emocjonalna reakcja na krzywdę wraz z jej behawioralną manifestacją nosi miano zemsty. Niekoniecznie musi to być krzywda zadana przez inną osobę. Pokrzywdzony może upatrywać krzywdziciela w systemie społecznym… Przeżywa zawód, kryzys i czując niesprawiedliwe traktowanie, mści się na porządku społecznym poprzez niszczenie, przemoc, wandalizm, organizuje się w przestępcze gangi. Subiektywna miara krzywdy jawi się jako determinanta siły zemsty.

W tradycji bramińskiej i talmudycznej dominuje przekonanie, iż zemsta jest zawsze zemstą dokonywaną na samym sobie, świat bowiem stanowi Wszechjedność; bijąc kogoś, bijesz siebie samego, oczerniając – oczerniasz siebie, prześladując – prześladujesz samego siebie, wyśmiewając – wyśmiewasz siebie. Wrogów nie ma. Wszyscy ludzie stanowią części i komórki jednego ciała: cóż za sens, by nawzajem się nienawidziły i uszkadzały? Jak powiadał Rabi Nachman z Bracławia: Nikt na świecie nie zna twych słabości i niedostatków tak dobrze, jak ty sam, a jednak to nie przeszkadza ci kochać samego siebie. Kochaj więc i swego bliźniego jak siebie samego, choćbyś znalazł w nim mnóstwo ułomności.

Nasz wróg jest dokładnie taki jak my. Gdybyśmy się okazali na jego miejscu i w jego sytuacji, niewykluczone, iż musielibyśmy postępować dokładnie tak, jak on. Wrogość zawsze kończy się niewczesnym żalem w przeciwieństwie do życzliwości i wspaniałomyślności. W nienawiści do drugiego człowieka manifestuje się zresztą nasze uzależnienie od niego.

Wpuszczając przedmiot naszej antypatii do swej świadomości i wyobraźni, nadajemy mu prawo do mieszkania w naszym wnętrzu oraz do współrządzenia naszym życiem i losem. Ba, robimy z niego niemal naszego krewniaka. Nawet tylko w myśli komuś szkodząc, stajemy się jego niewolnikiem, sumą reakcji na jego zachowania.

Dlatego w żadnym razie nie wolno kogokolwiek nienawidzić i pałać żądzą zemsty na nim. Ulotny impuls rychło się stanie przewlekłym, trudno uleczalnym schorzeniem, a zakorzeniona wrogość nie da się żadnym sposobem usunąć. Silny nie ten, kto zwyciężył wroga, lecz ten, kto nawiązał z nim przyjaźń i oddalił ze swego serca nienawiść.

Stąd i Joshua ben Perachia radzi: Z życzliwością wydawaj sąd o wszystkich mężczyznach i kobietach. Któż nie żywił do kogoś zjadliwej nienawiści, a później się dowiadywał o czymś, co zmuszało go do czerwienienia się przed samym sobą ze wstydu? O drugich należy myśleć jak o sobie, a z bliźniego czynić bliskiego. I dać mu prawo do bycia kimś, kim jest, a nie naszą marionetką. Niekoniecznie uratuje to nas przed ludzką niegodziwością, lecz sprawi, że nie będziemy musieli wstydzić się własnej.

Człowiek oczywiście ma jecer cha – ra (skłonność do zła), lecz niekoniecznie należy ona do najgłębszych impulsów ludzkiej natury; wydaje się, że zła uczymy się dopiero, gdy jesteśmy zmuszeni uczestniczyć w patologicznych stosunkach społecznych w rodzinie, szkole, na ulicy itd. Tylko Bóg jest absolutnie doskonały, człowiek zaś w naturalny sposób ma wady i bywa zły, ale w jego mocy leży (o ile jest rozumny), tak ukierunkować energię zła w swym sercu, by przyniosła ona owoce dobre. Niektórzy bowiem są przekonani, że zło – to tylko wąska miedza, oddzielająca jedno dobro od drugiego.

* * *

O powód do poczucia krzywdy i następnie o wystąpienie odruchu zemsty jest bardzo łatwo. Wystarczy jedno nieopatrzne lub źle zrozumiane zdanie, a Nemezys już podnosi miecz nad głową człowieka. Elias Canetti w dziele Masa i władza zauważał: Kto raz uciekał przed groźbą lub jej uległ, ten niezawodnie będzie się mścił. Mści się zawsze, ilekroć nadarza się sposobność, a ten, od którego wyszła groźba, jest tego świadom i musi uczynić wszystko, by udaremnić odwrócenie sytuacji.

W ten sposób koło się zamyka i ludzie poruszają się w nim jak zaczarowani, czyniąc sobie nawzajem nieustannie niezliczone przykrości i utrudnienia. Na ich czynienie i przed nimi obronę tracą większą część swej energii, inteligencji, czasu i sił witalnych. Darzmy zemstą i spotwarzaniem tych wszystkich, którzy nie są nam podobni – oto ślubowanie „tarantul”.

Nie tylko w Japonii, lecz w dawnych czasach także w krajach chrześcijańskich, często uważano zemstę nie tylko za „rozkosz bogów”, ale i za sprawę honoru. Szota Rustaweli pisał:

We mgle ukryta zemsta, posępna i cicha,
Jest stałością rycerza: jawna – dumą dziecka.

Dotychczas harde narody Kaukazu uważają rezygnację z zemsty za przejaw nie tylko słabości, ale i nikczemności, tchórzostwa, upodlenia moralnego. Tak samo odczuwano tę sprawę we Włoszech jeszcze w XIX i XX wieku.

Natura ludzka nie jest skłonna do przesadnej elastyczności i spolegliwości. Gdyby zresztą była, byłoby to ku uciesze przede wszystkim zdeklarowanych łajdaków, którzy by nie omieszkali robić na tym imponujące interesy. Obowiązek kochania bliźnich, jak trafnie stwierdził Emil Cioran, jest instynktownie odbierany przez prawie wszystkich ludzi jako „dziwactwo”, którego w praktyce nikt poważnie nie traktuje.

Ten zaś, kogo nie stać na zniszczenie bliźniego, ten, kto jest zbyt słaby, by wypowiedzieć ludzkości wojnę, nie powinien nigdy w chwilach żarliwości zapominać o modlitwie o drugi potop, większy jeszcze niż ten pierwszy. Niejeden, gdyby miał po temu okazję i siłę, użyłby nie tylko modlitwy, lecz by własnoręcznie otworzył śluzy niebieskie, aby spłukać ludzkość tam, gdzie jej miejsce – do Tartaru.

Zosimo Medici, książę Florencji, mawiał: Przeczytacie, że musimy wybaczać swoim wrogom; lecz nigdzie nie powiedziano, że musimy wybaczać swoim przyjaciołom. Należy przyznać, że hołdowanie zasadzie „oko za oko, ząb za ząb” odpowiada konstytucji psychicznej wielu ludzi i jest odczuwana jako sprawiedliwość. Jest jednak twarda i wymaga dużej bezwzględności na co dzień. Żadna zaś właściwość ludzka – zauważa Giacomo Leopardi – nie jest bardziej nieznośna w życiu codziennym i w istocie nie jest mniej cierpiana niż bezwzględność.

Jak zaznaczyliśmy powyżej, w kręgu kultur chrześcijańskich („niewolniczych” według Nietzschego) uważa się mściwość za coś niewłaściwego. Uciekając się do zemsty, człowiek niejako stawia siebie na jednym poziomie ze swoim wrogiem; gdy natomiast wybaczy obrazę, to jakoby przewyższy swego przeciwnika, gdyż wybaczać – to cecha królów, jak głosi mądrość. Ludzie mściwi zaś, czyniąc źle innym, sami kończą nieszczęśliwie.

Interes egoistyczny nakazuje więc, byśmy się zachowali małodusznie, a brudny i trudny obowiązek pomszczenia zła zostawili samemu Panu Bogu – niech to zrobi za nas. Ten „chrześcijański” punkt widzenia doskonale wyraziła Simone Weil, pisząc: Zostawić Bogu zemstę za doznane obrazy, ku Bogu nakierować swoją nienawiść; jeżeli naszym Bogiem jest Bóg prawdziwy, w zetknięciu z dobrem przepali się nasza nienawiść. W przeciwnym razie nienawiść stanie się przedmiotem bałwochwalstwa.

Kiedy przez zupełne wyrzeczenie zapewnimy już sobie kontakt z prawdziwym Bogiem, dobrze jest potem, w czasie modlitwy, kierować ku Bogu wszystkie bez wyjątku nasze pragnienia, bo ten kontakt wypala całe zawarte w nich zło, i z energii, którą się karmiły, czerpie pokarm dla miłości Boga.

W tym okresie trudno przychodzi prosić Boga o to, czego się pragnie; cała dusza buntuje się przeciw temu kierowaniu pragnień do Boga.

I owszem, buntuje się, gdyż w geście przebaczenia zawiera się nie prawdziwa mądrość i życzliwość, lecz jedynie nadzieja na to, że wszechmogący Bóg potrafi zemścić się na naszym wrogu bardziej skutecznie i zadać mu cierpienia tysiąckrotnie potworniejsze niż bylibyśmy w stanie uczynić my sami. Stąd to – a nie z miłości do Jezusa – pochodzi owo złośliwe i mściwe naśmiewanie się z Judasza, popełniającego samobójstwo: dobrze mu tak!

* * *

Odrzucenie mściwości nie było dziełem chrześcijaństwa, także etyce rzymskiego stoicyzmu ta postawa nie była obca. Lucjusz Anneusz Seneka (O gniewie, ks. II, r. XXII – XXIV) odrzucał pogląd, iż słodko jest za ból odpłacać bólem: W żadnym wypadku. Jeśli chodzi o dobrodziejstwa, jest rzeczą szlachetną nagradzać zasługi zasługami, ale co innego jest krzywdy odpłacać krzywdami. W pierwszym przypadku dać się przewyższyć komuś, w drugim – przewyższyć kogoś jest hańbą. Niegodna człowieka jest zemsta uznawana za sprawiedliwą… Znamieniem wielkiego człowieka jest gardzić krzywdami. Najbardziej znieważającą zemstą jest nieuznawanie kogoś za godnego, by na nim się zemścić. Wielu ludziom lekkie krzywdy ciężej się dały we znaki dlatego, że je pomścili. Ten jest szlachetny i wielki, kto zwyczajem wielkiej bestii z całkowitą obojętnością słucha szczekania maleńkich psiaków…

Mniej – powiesz – będą nam ludzie okazywać lekceważenia, jeżeli będziemy mścić krzywdy. – Jeżeli się jednak uciekamy do zemsty jak do lekarstwa, bez gniewu się uciekajmy, nie tak, jak gdyby przyjemnie było się mścić, lecz pożytecznie. Często jest korzystniej udawać, że się krzywdy nie czuje, niż mścić się. Krzywdy z ręki silniejszych należy znosić z lekceważeniem, nie tylko z cierpliwością. W przeciwnym razie będą ponawiać krzywdę, jeśli spostrzegą, że już ją zadali. To jest największym przekleństwem zaślepionych pychą z powodu wielkiej pomyślności, że tych, którym krzywdę wyrządzą – nienawidzą ponadto… [Znany to fakt psychologiczny, że nie wybaczamy naszej podłości tym, których naszą podłością dotknęliśmy].

Stawać do walki z równym jest rzeczą niebezpieczną, z silniejszym – szaleństwem, ze słabszym – hańbą. Jest oznaką małodusznego i nędznego człowieka kąsać w odwet każdego, kto kąsa. To tylko myszy i mrówki, jeżeli wyciągniesz rękę, pyszczkami zwracają się do niej. Wszelkie nikczemne stworzenia czują, że są skrzywdzone, gdy je tylko ktoś dotknie… Walka jest możliwa tylko między dwoma przeciwnikami. Jeśli więc obie strony spierają się w gniewie, dojść musi do walki, a wtedy ten ją wygrywa, kto z niej wycofuje się pierwszy, a zwyciężony jest ten, kto zwyciężył. Uderzył cię kijem? Odstąp! Jeśli uderzysz nawzajem, dasz zarówno sposobność do dalszych ciosów, jak też podstawę do ich usprawiedliwienia. Nie będziesz mógł wycofać się z walki, choćbyś i pragnął.

Idąc więc za profesorem psychologii Uniwersytetu św. Włodzimierza w Kijowie Janem Sikorskim (ojcem genialnego konstruktora samolotów Igora), zaznaczmy, iż zemsta może więc być albo szlachetnym, wybaczalnym, nieodwracalnym pomszczeniem, lub, odwrotnie – wyrazem niskiej, podłej mściwości, w zależności od tego, w jakim stopniu do poczucia gniewu dołącza moderujące i modyfikujące działanie myśli; z drugiej strony – od tego, w jakiej mierze w skład myśli wchodzą uczucia dobre (łagodzące) lub złe (powodujące zawziętość). Ta sama proporcja może być rozciągnięta i na rozległą grupę uczuć oraz stanów psychicznych, wchodzących do kategorii gniewu. Jeżeli wyjść z najbardziej wysokiego stanu idealnego – sprawiedliwości, to w miarę zmniejszania się w podmiocie uczuć dobrych a dodawania domieszki złości, sprawiedliwość powoli przekształca się w surowość, chłód, srogość, okrucieństwo, bezduszność.

Z kolei w apokryficznej Słowiańskiej księdze Henocha czytamy:

Kto czyni źle duszy ludzkiej, krzywdzi własną duszę i nigdy nie będzie dla niego uzdrowienia. Kto popełnia morderstwo, skazuje na śmierć swoją duszę i nigdy nie będzie dla niego ratunku. Kto zastawia na kogoś pułapkę, sam dostaje się w matnię i nigdy nie będzie bezpieczny. Kto popycha człowieka na potępienie, spotka go takie samo potępienie…

Inny tekst apokryficzny pt. Księga Jubileuszów powiada: Tak jak człowiek zabija drugiego człowieka, taką samą bronią on też zostanie zabity. Kto zrani drugiego człowieka, tak samo zostanie on też zraniony. Tego rodzaju sformułowania są, z jednej strony, ostrzeżeniem przed mściwością, a z drugiej, nie wyrażają nic innego, jak właśnie myśl o tym, że wszystko na ziemi mści się.

* * *

Jeśli chodzi o aspekt psychomoralny, to mściwość bywa często interpretowana jako coś w rodzaju przyznania się do własnej małości. Każdy bowiem jest mniejszy od tego, przez kogo uważa siebie za wzgardzonego. Ale duch wielki i zgodnie z prawdą oceniający siebie nie mści krzywdy, bo jej nie czuje. Podobnie jak odbijają się strzały od stali, a o twarde przedmioty nie można uderzać, aby bólu nie doznał ten, kto w nie uderza, tak samo żadna krzywda nie może sprawić, aby ją odczuł duch wielki, ponieważ jest słabsza od tego, w co godzi. O ileż jest piękniej dla ciebie, jeżeli odtrącisz od siebie każdą krzywdę i zniewagę, jak gdybyś był pancerzem, niedosiężnym dla żadnego pocisku! Zemsta jest wyznaniem cierpienia. Żaden duch nie jest wielki, którego przygnębia krzywda. Albo potężniejszy od ciebie, albo nikczemniejszy cię skrzywdził, i jeśli nikczemniejszy, miej litość dla niego, jeżeli potężniejszy – dla siebie. (…) Tak się miewa duch wzniosły: jest zawsze pogodny, znajduje się w stanie niezmąconego spokoju i tłumi w sobie to wszystko, z czego rodzi się gniew. Jest zawsze skromny, godny uszanowania i utrzymany w porządku (Seneka, O gniewie, ks. III, r. V, VI).

W syryjskiej Apokalipsie Barucha, piśmie apokryficznym z drugiego wieku, znajdujemy niebanalne słowa, ukazujące obiektywne działanie w świecie „prawa Nemezys”: Wszelka wyniosłość i próżność zamieni się w upokorzenie i wstyd; każda duma i pycha – w spustoszenie i milczenie. Każda przyjemność i słodycz zamienią się w proch i zniszczenie. Każdy krzyk pysznych zamieni się w kurz i milczenie; a wszelkie pragnienia w sąd i karę…

Sprawa jednak nie jest tak prosta, jak się wydaje. Zauważono, że ci, co to „wybaczają i przepraszają”, z reguły nie potrafią patrzeć ludziom prosto w oczy – tak ich nienawidzą. Nieraz robią też z tego procederu wcale intratny interes. Mają więc widocznie dusze zatrute własnym jadem, jak skorpiony żądlące samych siebie, gdy nie mogą z jakichś względów użądlić kogoś innego.

Emil Cioran w Historii i utopii napisał wielce przenikliwie: Nie mścić się wcale to przywiązać się do idei przebaczenia, pogrążyć się w niej, w nią się zapaść, to stawać się aż nieczystym od nienawiści, którą w sobie dusimy. Wróg przez nas oszczędzony prześladuje nas w myślach i niepokoi, zwłaszcza gdy postanowiliśmy nie żywić do niego obrzydzenia. Bo przecież prawdziwie wybaczamy mu wówczas tylko, gdy przyczyniliśmy się do jego upadku lub staliśmy się upadku świadkami, gdy prezentuje nam widok swego sromotnego końca lub gdy w najwyższym odruchu pogodzenia się z nim kontemplujemy jego trupa. Co prawda, rzadkie to szczęście; lepiej na nie nie liczyć. Albowiem wróg nigdy nie leży na ziemi; jest zawsze wyprostowany i tryumfujący, a jego największą zaletą jest to, że staje przed nami twarzą w twarz i naszym bojaźliwym drwinom przeciwstawia promienny sarkazm.

Nic nie czyni nieszczęśliwszym niż obowiązek stawiania oporu swej pierwotnej jaźni, temu zewowi krwi. Dla człowieka cywilizowanego wynikają stąd same udręki: sili się na uśmiech, przymusza do grzeczności i dwulicowości, niezdolny unicestwić przeciwnika inaczej niż werbalnie, zdany na oszczerstwo i zrozpaczony, że musi zabijać bez czynu, zwykłą mocą słowa, tym niewidzialnym sztyletem. Różne są drogi okrucieństwa. Rozmowa, zastępująca dżunglę, pozwala wyrazić się naszemu bestialstwu bez widocznego uszczerbku dla bliźnich. Jeślibyśmy utracili przez kaprys jakiejś złowieszczej potęgi zdolność języka, już nikt nie byłby bezpieczny. Umieliśmy bowiem przenieść potrzebę morderstwa, wpisaną w naszą krew, na teren myśli: tylko ta akrobacja tłumaczy możliwość powstania społeczeństwa i jego trwałość. Czy należy stąd wnioskować, że udało nam się pokonać nasze wrodzone skażenie, nasze ludobójcze talenty? Znaczyłoby to mylić się co do własności słowa i przeceniać jego zalety. Okrucieństwa, które odziedziczyliśmy i stosujemy, nie można tak łatwo poskromić; póki nie oddamy mu się do końca i go nie wyczerpiemy, póty przechowujemy je w skrytości ducha i nie uwalniamy się od niego. Zabójca z krwi i kości przemyśliwuje swą zbrodnię, przygotowuje ją, spełnia, i spełniając ją, wyzwala się na jakiś czas ze swych popędów; natomiast człowiek, który nie może zabić, choć ma na to ochotę, zabójca niespełniony, bez silnej woli, o elegijnym nastawieniu do rzezi, popełnia w duchu niezliczone zbrodnie, zadręcza się i gryzie o wiele bardziej niż tamten, gdyż nosi w sobie tęsknotę za wszystkimi potwornościami, których nie mógł popełnić. Ten, kto nie ma śmiałości się mścić, podobnie zatruwa sobie życie, przeklina swe skrupuły i ów gest wobec natury, jakim jest przebaczenie. Niewątpliwie zemsta nie zawsze jest słodka: gdy została już dokonana, czujemy się gorsi od ofiary albo plączemy się w subtelnościach wyrzutu sumienia; zatem i ona sączy truciznę, choć bardziej pasuje do tego, czym jesteśmy, do tego, czego doznajemy, do prawa właściwego każdemu z nas; jest także zdrowsza niż wielkoduszność. Furie uchodziły za istniejące wcześniej od bogów, nawet od Jupitera. Zemsta poprzedza boskość! Widać w tym wyższą intuicję starożytnej mitologii.

Ci, którzy z braku okazji czy z teatralnej szlachetności nie odpowiedzieli na postępki nieprzyjaciół, noszą na twarzy stygmat przełkniętych wściekłości, ślady zniewagi i sromoty, dyshonor płynący z przebaczenia. Ciosy, których nie zadali, zwracają się przeciw nim i biją ich w twarz, obnażając ich tchórzostwo. Zagubieni, przeżerani natrętnymi myślami, pogrążeni we wstydzie, przepojeni zgorzknieniem, zbuntowani przeciw innym i przeciw sobie samym, tyleż stłumieni co bliscy wybuchu, dokonują nadludzkich, rzec można, wysiłków, aby oddalić od siebie zagrożenie konwulsją. Im większa jest ich niecierpliwość, tym bardziej muszą ją skrywać, a jeśli im się to nie udaje, wreszcie wybuchają, lecz niepotrzebnie, głupio, bowiem okrywają się śmiesznością, równą śmieszności tych, którzy nagromadziwszy w sobie zbyt wiele żółci i milczenia, w decydującej chwili tracą przed swymi wrogami rezon i okazują się ich niegodni. Ich klęska jeszcze wzmoże ich urazę, i każde doświadczenie, niechby i najbardziej nieistotne, przynosić im będzie nową porcję goryczy…

Tak więc, jeśli nie trzeba się mścić, to wymierzać sprawiedliwość się powinno, wbrew temu, co powiedziała słynna żydowska filozofka Simone Weil: Człowiek, który się mści, naśladuje Boga Ojca. Jest to zły sposób naśladowania Boga. Człowiekowi wolno naśladować tylko Syna Bożego… A niby to dlaczego? Cała etyka talmudyczna naśladuje Boga Ojca.

Miłosierdzie w stosunku do człowieka złego (np. seryjnego mordercy, gwałciciela własnych i cudzych dzieci, ojcobójcy, dzieciobójczyni itp.) jest bowiem sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i nakazami sprawiedliwości. W 2009 roku prasa polska donosiła: Na 15 lat więzienia Sąd Okręgowy w Lublinie skazał kobietę, która otruła rtęcią swe trzytygodniowe dziecko. Ewelina D. zabiła, bo nie chciała ujawnić mężowi, że nie jest ojcem jej dziecka. 19-latka podała dziecku rtęć z rozbitych termometrów i włożyła mu do ust czereśnię. Dziewczynka zakrztusiła się i zaczęła się dusić. Ale matka nie wezwała karetki pogotowia medycznego, tylko zadzwoniła do męża. Udawała zrozpaczoną i prosiła o pomoc. Dopiero gdy mąż wrócił z pracy, dziecko trafiło do szpitala w Kraśniku. Lekarze nie zdołali uratować dziewczynki. Sąd ostatecznie uznał, że kobieta zabiła córkę, bo rodzina miała wątpliwości, czy jej mąż jest ojcem dziewczynki. Dziecko miało inną grupę krwi niż Ewelina D. i jej mąż. To, że mężczyzna nie był ojcem, potwierdziły badania DNA, które przeprowadzono w trakcie procesu.

O niedopuszczalności czy domniemanej niewłaściwości etycznej, zemsty często rozprawiają ci, którzy chcą bezkarnie popełniać swe nikczemności i zbrodnie. Dobrze jednak się dzieje, gdy ich dosięga zasłużona kara. Łagodne traktowanie ciężkich zbrodniarzy może się kończyć dalszym popełnianiem przez nich potwornych zbrodni, co też wielokrotnie się zdarza, gdy są oni wypuszczani warunkowo z więzień. [Papież Jan Paweł II, choć w słowach wybaczył winę swemu niedoszłemu tureckiemu mordercy, nigdy przecież nie zwrócił się do sądu włoskiego z apelacją o przedterminowe zwolnienie go z więzienia, o co był proszony przez Ali Agcę, jego rodziców i organizacje międzynarodowe].

Nie można być bardziej miłosiernym niż Bóg i jeśli Los nakazuje prowadzenie wojny przeciwko złu, należy ten wyrok Opatrzności wykonać. Trzeba być dość zdecydowanym i silnym, by uznać mądrość Boga i Jego wyroków, nie zapominając, że to właśnie On a nie człowiek – gdy jest to konieczne – karze niegodziwców ręką sprawiedliwych.

dr Jan Ciechanowicz (Magazyn Wileński, 2020)

źródło: magwil.it