Czy dobrze się modlę? Jak właściwie odpowiedzieć na powyższe pytanie, które przecież zadaje sobie chyba każdy wierzący człowiek? Dla każdego, kto pragnie w modlitwie pogłębiać swą przyjaźń z Bogiem, uniknąć pomylenia dobrych uczuć z modlitwą, stale wzrastać duchowo i osiągnąć właściwy cel modlitwy – miłość Boga i bliźniego, rozważania mogą być wyjątkowo cennmi i niezastąpionymi wskazówkami, że to Bóg pragnie wkroczyć w moje życie.
● Modlitwa niespodziewana
Od czasu do czasu Tajemnica Boga wkracza w nasze życie z takim zaskoczeniem i jasnością, że nie mamy innego wyboru, jak tylko natychmiast i całkowicie pójść w kierunku trwałej świadomości tej wielkiej miłości. Na krótką chwilę zostajemy porwani w kontemplację łączącą nasz świat wewnętrzny i zewnętrzny. Przekraczamy granicę, za którą spotykamy się i zlewamy z Boską Obecnością. To słodki, święty i zaskakujący moment.
Pewien mieszkaniec stanu Wisconsin napisał mi o tym, jak pewnego wieczoru zbudził się i poszedł do kuchni napić się wody. Gdy mijał lodówkę, poczuł jakby jego ciało uniosło się znad podłogi. Kiedy to się działo, John doznał najgłębszego pokoju i pełnej radości. Poczucie bliskości Boga ogarnęło całą jego istotę. Był zaskoczony tym, co czuł, podszedł do okna, stanął zdumiony, wpatrując się w ciemną noc. Nie potrafił przestać się uśmiechać. W końcu wrócił do łóżka, wciąż się uśmiechając i dalej zastanawiał się nad tym zaskakującym incydentem. Wreszcie wstał ponownie, usiadł przy stole kuchennym i napisał o tym niezwykłym wydarzeniu, wiedząc, że w przeciwnym razie, kiedy obudzi się następnego ranka, nie uwierzy, iż to przeżycie było prawdziwe.
Odczuwałam wdzięczność za to, że podzielił się ze mną tą szczególną chwilą. Często wahamy się, czy opowiedzieć innym o takich sprawach, obawiając się, że ktoś uzna nas za głupich albo irracjonalnych.
Wezwanie Johna do bliskości z Bogiem potwierdziło moje własne doświadczenie sprzed kilku lat. Pewnego rześkiego poranka na początku marca wybrałam się na codzienny spacer. Kilka przecznic dalej zaczęłam wspinać się idącą pod górę ulicą. Gdy podniosłam wzrok, wydałam głośne „Och!”. Przede mną widniał księżyc w pełni, zajmujący cały koniec ulicy i niebo. Okrągły, świecący księżyc wyglądał tak, jakby spoczywał na ziemi. Najbardziej utkwiło mi w pamięci natychmiastowe poczucie „największej miłości”, jaką kiedykolwiek znałam – mogłabym wtedy natychmiast umrzeć i być w pełni szczęśliwą.
Incydent ten trwał krótko, ale pociągnął mnie do bliższej jedności ze Świętym przez cały nadchodzący dzień i na przyszłość. Jeszcze teraz, kiedy przypominam sobie to wydarzenie, wraca poczucie „wielkiej miłości”. Nikt z nas nie potrafi zaplanować ani wymusić tych nadzwyczajnych sytuacji. To chwile mistyczne, napełnione niedającą się wyjaśnić bliskością, pociągające nas do komunii z Bogiem, która pozostaje całkowicie poza naszym zrozumieniem.
Dorothy Soelle pisze: „Mistycyzm to (…) doświadczenie Boga, doznanie bycia jednym z Bogiem, przeżycie, którego Bóg udziela ludziom”. Chociaż mamy tendencję do wątpienia w autentyczność tego rodzaju niespodziewanej modlitwy, nie powinniśmy odrzucać tego daru. Mistyczne chwile poświadczają zdumiewającą bliskość i niewytłumaczalny bezmiar Boga. Kiedy Duch udziela nam swych darów, nie możemy zrobić nic ponad zauważenie ich. Najlepszą reakcją na chwile mistyczne jest wdzięczność, a nie sceptyczne niedowierzanie.
s. Joyce Rupp OSM
*** Rozważanie pochodzi z książki: Modlitwa osobista.
/ deon.pl /