Nie jest problemem zewnętrzny atak na Kościół, tylko jego słabość wewnętrzna. Jeśli Kościół będzie wewnątrz podzielony, jeśli nie będzie żył nauką Jezusa Chrystusa, przykazaniami, słowem Bożym, to się sam zniszczy.
O powodach odchodzenia z Kościoła młodzieży, wymaganiach wobec księży oraz wewnętrznych zagrożeniach dla Kościoła mówi metropolita gdański abp Tadeusz Wojda SAC.
W pierwszym tygodniu sierpnia był Ksiądz Arcybiskup gościem na spotkaniu młodych w Medjugorju. Relacje z tego wydarzenia pokazywały rozentuzjazmowaną młodzież z całego świata. Tymczasem w Europie, a także w Polsce, gwałtowanie spada odsetek młodzieży uczestniczącej w praktykach religijnych. Który obraz młodych jest prawdziwy?
Są grupy młodych, nawet dzieci, które odchodzą od Kościoła. Warto się zastanowić, dlaczego tak się dzieje. Na pewno jedną z przyczyn jest młodzieńczy bunt, który przypada właśnie na ten okres.
Tylko ten bunt młodzi przeżywają od zawsze, a teraz odchodzenie ich od Kościoła przybrało gwałtowną formę.
Młodzi czują się dziś niezrozumiani, za mało ich słuchamy. W Kościele nie mają przestrzeni, często wszystko im narzucamy, nie próbujemy ich zrozumieć. Bardzo poważnym problemem jest kwestia ludzkiej płciowości. Młodzi często postrzegają relacje ze światem przez pryzmat swojego ciała, seksualności. Ponieważ Kościół wprowadza w tej sferze określone zasady, które wiążą się z zakazami, młodzi mówią, że nie ma dla nich miejsca w Kościele. To nie jest do końca prawda, księża powinni więcej mówić o ludzkim ciele i seksualności, pokazywać ich istotę, tłumaczyć, czym jest relacja komplementarności między mężczyzną i kobietą.
Inną przyczyną odejść z Kościoła na pewno są różne skandale z udziałem duchownych. Nie możemy też zapominać o nagonce na Kościół, próbach dyskredytowania go.
Często słyszę od młodych, że Kościół jest skostniały, wszystko jest z góry określone, a oni szukają własnych dróg, chcą wolności. Czy Kościół może być dla młodych miejscem, gdzie odnajdą wolność?
Kościół jest przestrzenią wolności, ale rozumnej. Nie na zasadzie, że nic mnie w życiu nie obowiązuje, wszystko mogę, „róbta, co chceta”. Młodzież jest wyczulona na dobro, na piękno, na szlachetność. Aby mogła odnaleźć w Kościele wolność, potrzeba kapłanów, którzy potrafią stworzyć przestrzeń do dialogu z młodymi, do wspólnej refleksji nad problemami, które zgłaszają, kapłanów, którzy czują młodzież. Niestety, nie wszyscy księża są do tego przygotowani. Mamy wielu wspaniałych kapłanów, którzy jednak do końca nie są w stanie zrozumieć obecnych czasów. To są ludzie wychowani w innej rzeczywistości, mają inną mentalność. Nawet nie próbuję posyłać ich do młodych, wybieram kapłanów, którzy sami są młodzi i mogą zrozumieć młodzież.
Współczesny świat jawi się jako wielkie targowisko religii, idei, ideologii, z których młody człowiek może wybrać, co mu odpowiada, albo częściej – do czego ktoś go przekona. W jaki sposób Kościół może przekonać do siebie młodych?
Przede wszystkim kapłani muszą być autentyczni, a części z nas tego brakuje. Co innego mówią, a co innego robią.
Efektem tego są różnego rodzaju skandale, zgorszenia. Na kazaniu kapłan mówi, że trzeba kochać drugiego człowieka i robić wszystko, aby mu służyć, a gdy potem świecki przychodzi do kancelarii, to czasem spotyka się z postawą księdza, która jest zaprzeczeniem jego własnych słów z homilii. Brak autentyczności w Kościele powoduje, że młody człowiek szybko się zraża i odchodzi. Kapłan musi być człowiekiem autentycznym, pełnym miłości, gotowym do przebaczenia, otwartym do posługi.
Drugą sprawą jest przykład życia wiarą. Wiara, którą przeżywam, mnie pobudza, ponosi, każe mi wychodzić we wszystkich kierunkach. Papież Franciszek pięknie to tłumaczy – na tyle będę dla drugiego człowieka, na ile przeżyję moją wiarę w relacji do Jezusa Chrystusa, na ile przeżyję spotkanie z Nim. Dlatego kapłan musi się modlić, codziennie, gorliwie, zbliżać do Pana Jezusa, a wówczas będzie czuł się człowiekiem posłanym, dynamicznym, szukającym, gdzie może mówić o Jezusie Chrystusie, gdzie są ludzie poszukujący.
Wreszcie musimy pokazać, że nasza wiara jest oparta na miłości drugiego człowieka, na służbie drugiemu. Jest to trudne, ale musimy tacy być.
Za mało jest w księżach miłości do bliźnich?
Na pewno jest za mało miłości i za mało autentyczności.
Miłości musimy się nieustannie uczyć, musimy ją w sobie doskonalić, korzystając też z doświadczenia innych. Myślę, że w tym względzie powinniśmy też częściej sięgać do budujących przykładów młodych ludzi, którzy doszli do tego, czym jest miłość, wiara, Kościół. Błogosławiony Carlo Acutis zmarł w 2006 r. w wieku zaledwie 15 lat, pokazał jednak głęboką wiarę. Mówił m.in., że dla niego Eucharystia to źródło miłości, autostrada do nieba. Błogosławiona Chiara Badano, gdy dowiedziała się, że jest chora na raka kości, powiedziała, że może swoje życie oddać Panu Jezusowi, skoro On oddał za nas swoje na krzyżu. Zmarła w 1990 r. w wieku 19 lat. Przykłady życia, wiary takich ludzi musimy pokazywać.
Padają opinie, że odchodzenie młodych od Kościoła wynika ze słabego poziomu katechezy w szkołach, inni postulują powrót nauki religii do parafii. Jaka jest opinia księdza arcybiskupa na ten temat?
Nie uważam, że katecheza w szkole poniosła porażkę. Ona spełniła pozytywne zadanie. Przede wszystkim utrzymała świadomość religijną ludzi, bo wiemy, że dziś z przekazywaniem wiary w rodzinie jest problem. To, że wciąż mamy tak dużo ludzi wierzących, to na pewno są owoce katechizacji w szkołach. W krajach zachodnich katecheza sprowadza się do godziny, albo i mniej, w tygodniu w parafii i dziś tam w Kościele wielu ludzi nie ma. Wiara musi mieć fundament, a jest nim m.in. wiedza.
Ksiądz arcybiskup mówi o korzyściach ze szkolnej katechezy, tymczasem jesienią ubiegłego roku młodzież w wieku licealnym bardzo licznie protestowała przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej. Manifestujący atakowali też Kościół katolicki. Znaczna część protestujących osób uczęszcza na lekcje religii, co nie świadczy dobrze o jej poziomie, np. skuteczności przekazu etyki katolickiej.
Nie do końca wynika to z poziomu katechezy. Rzeczywiście znam przypadki, gdy młodzież, która nawet była we wspólnotach religijnych, znalazła się po drugiej stronie. Jednak według mnie młodzi biorący udział w tych protestach byli w dużym stopniu zmanipulowani. Znam sytuacje, że prowadzona była w niektórych szkołach bardzo mocna agitacja, aby cała klasa poszła na manifestacje. W zamian uczniowie otrzymywali wynagrodzenie, konkretne sumy. Gdy cała klasa jest zmuszana do udziału w proteście, zaczyna działać psychologia tłumu i wszyscy się przyłączają. Jednak młodzież bardzo szybko się zorientowała, że została zmanipulowana i wykorzystana do celów, które nie są jej, i z tych manifestacji się wycofała. Oczywiście jakaś grupa została, być może z przyczyn, o których wcześniej mówiliśmy.
Nie możemy traktować tych młodych ludzi jako samo zło. Być może udział w protestach był krzykiem, przez który chcieli zwrócić na siebie uwagę.
Wniosek z tej sytuacji jest taki, że powinniśmy z młodymi więcej rozmawiać, spotykać się, słuchać ich głosu. Księża muszą ich wysłuchać, spróbować do nich dotrzeć; oczywiście do tych, którzy będą tego chcieli. Choć zdaję sobie sprawę, że to nie jest jedyna droga. W pewnej rodzinie, wierzącej, chodzącej do Kościoła, otwartej na wspólne podejmowanie najtrudniejszych nawet tematów, jedna z dwóch córek stanęła po stronie protestujących. Jej mama ze smutkiem dzieliła się ze mną, że dla niej był to ogromny szok. Razem próbują zrozumieć, skąd u niej nagle takie postawy, których nigdy wcześniej nie przejawiała. Wiedzą, że potrzeba czasu, opadnięcia emocji. Tak właśnie trzeba robić.
Wskazane przez księdza arcybiskupa powody odchodzenia od Kościoła młodzieży właściwie są takie same jak przyczyny porzucania Kościoła przez osoby dorosłe: brak autentyczności, świadectwa wiary i miłości u księży. Po pandemii we Mszach niedzielnych uczestniczy średnio od 15 do 20 procent mniej wiernych, rośnie zjawisko apostazji. Czy są jeszcze jakieś inne czynniki tego procesu w przypadku dorosłych?
Z pewnością te trzy elementy mają również wpływ na stosunek do Kościoła ludzi dorosłych.
Żyjemy w okresie po św. Janie Pawle II, który bardzo dużo zrobił dla Polski i dla nas. Mam czasem wrażenie, że było nam wygodnie schować się pod jego płaszcz, żyć jego świętością, a zaniedbaliśmy budowanie własnej świętości.
Wspominamy jego pielgrzymki do Polski, wspaniałe teksty, tylko na ile ich treść sobie przyswoiliśmy, na ile stały się fundamentem naszego życia? Tu jest problem. Teraz przyszedł kryzys m.in. autorytetów, stanęliśmy wobec nowych wyzwań, z którymi jako Polacy nie potrafimy sobie poradzić, np. laicyzacja, apostazja, odchodzenie od Kościoła, ideologia gender. Zachód przeżywał te problemy kilkadziesiąt lat temu, my musimy się z nimi zmagać teraz. Musimy wypełnić pewną pustkę, która wytworzyła się w człowieku, zrozumiałymi treściami, do przyjęcia przez współczesnych ludzi. Oczywiście nie możemy odchodzić od nauczania Jezusa Chrystusa, a takie postulaty się pojawiają. Słowo Boże od dwóch tysięcy lat jest aktualne i takie będzie zawsze. Trzeba zmienić język mówienia o Bogu, bo często używamy kościelnego żargonu, w którym jest trochę teologii, trochę utartych schematów, a to do ludzi nie dociera. Jeśli znajdziemy przestrzenie, w których wszyscy próbujemy szukać swojej tożsamości, będziemy w stanie ukazywać, co jest prawdą niezmienną, do przyjęcia przez wszystkich.
Jedną z przyczyn odchodzenia od Kościoła są ujawniane przypadki molestowania nieletnich przez niektórych duchownych, a także ukrywanie tych przestępstw przez ich przełożonych. Czy powołanie przez Kościół niezależnej komisji, która zbadałaby tę sprawę, mogłoby pomóc mu w oczyszczeniu się z grzechu pedofilii?
Być może powołanie takiej komisji byłoby dobre, bo gdy poruszamy się we własnym świecie, często trudno dostrzec swoje braki. Jednak nie mam pewności, czy taka komisja by pomogła. W ubiegłym roku została powołana państwowa komisja ds. pedofilii i okazało się, że nie jest w stanie rozwiązać tych problemów.
W przeszłości może mało zastanawialiśmy się nad tym, jak ciężki jest to grzech, nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Dziś jest już inaczej. Od czasów Jana Pawła II Kościół podejmuje intensywne działania, aby oczyszczać się z takich zachowań. Potem kontynuował to Benedykt XVI, a teraz bardzo mocno papież Franciszek, który w tej sprawie wprowadza jednoznaczne przepisy. Uczestniczę w zebraniach episkopatu i widzę, że każdy biskup chce, aby Kościół się z tego grzechu oczyścił. Podejmuje się w tym zakresie wiele działań. Episkopat powołał Fundację św. Józefa, która ma pomagać ofiarom i zapobiegać nadużyciom. Osobiście boleję nad każdym tego typu przypadkiem i stawiam sobie pytanie, jak to możliwe, że mimo całej wielowymiarowej formacji kapłan dopuszcza się wykorzystywania seksualnego nieletnich czy niepełnosprawnych. To naprawdę jest rzecz okropna i trzeba z tym na wszelkie sposoby walczyć.
Mówimy o problemach, słabościach Kościoła, ale są silne środowiska, które stawiają sobie za cel jego zniszczenie. Jakie są największe niebezpieczeństwa zewnętrzne dla Kościoła?
Opowiada się anegdotę, że kiedy Napoleon zaczął wykrzykiwać wobec jednego z kardynałów, że zniszczy Kościół, ten odpowiedział: „Ekscelencjo, my to już próbujemy zrobić od blisko dwóch tysięcy lat i nam się nie udało”. Nie jest problemem zewnętrzny atak na Kościół, tylko jego słabość wewnętrzna. Jeśli Kościół będzie wewnątrz podzielony, jeśli nie będzie żył nauką Jezusa Chrystusa, przykazaniami, słowem Bożym, to się sam zniszczy. Natomiast zewnętrzne ataki mogą go tylko umocnić, ugruntować. Kościół zawsze był atakowany, prześladowany, niszczony, ale to nie wyrządzało mu dotkliwych szkód. Kościół przetrwa, bo nie jest ludzki, jest z ustanowienia Boga.
Bogumił Łoziński
*** Arcybiskup Tadeusz Wojda SAC
jest od marca tego roku metropolitą gdańskim, przedtem był metropolitą białostockim. Święcenia kapłańskie przyjął w 1983 r. w Stowarzyszeniu Apostolstwa Katolickiego (pallotyni). Studiował misjologię na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim, doktorat uzyskał na tej uczelni w 1989 r. Od 1990 do 2017 r. pracował w Papieskim Dziele Rozkrzewiania Wiary i w Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów.
/ gosc.pl /