Miłość wyprowadza nas od siebie ku drugiemu…

Śmierć Jezusa na krzyżu do końca wyraża prawdę o miłości, pozwala przekonać się, jak dalece można być dyspozycyjnym dla innych, jak dalece można okazać gotowość dawania siebie potrzebującym, zniewolonym i zagubionym.

Refleksja Kościoła o miłości jest bogata i wielowątkowa. Wierzący, inspirowani dziełem miłości Jezusa Chrystusa, stawiają ciągle aktualne pytanie, jak kochać, by żyć na wzór Zbawiciela. Ojciec Święty Franciszek zauważa, że miłość, wypływając z każdego serca, tworzy więzi i poszerza egzystencję wówczas, gdy sprawia, iż osoba wychodzi ze swoich ograniczeń ku drugiemu. Jesteśmy stworzeni dla miłości, i w każdym z nas jest „prawo «ekstazy» – wyjścia z siebie, aby tym pełniej bytować w drugim”. Dlatego też „człowiek musi się kiedyś zdobyć na to, by się od siebie oderwać” (Fratelli Tutti, 88). [ czytaj ]

Próbując sprecyzować, na czym polega doświadczenie miłowania, które Bóg czyni możliwym za sprawą swej łaski, św. Tomasz z Akwinu wyjaśnił to jako poruszenie, które skupia uwagę na drugim człowieku i „uważa go za jedno z samym sobą”. Zainteresowanie uczuciowe skierowane ku drugiemu człowiekowi sprawia, że bezinteresownie dąży się do jego dobra. Wszystko to zaczyna się od szacunku, od uznania, które ostatecznie kryje się za słowem „miłość”: umiłowany jest dla mnie „drogi”, to znaczy uważam, że ma wielką wartość. „Z miłości bowiem, która sprawia, że ktoś staje się nam miłym, udzielamy mu czegoś darmo”. /…/ Miłość oznacza zatem coś więcej niż tylko serię działań dobroczynnych. Działania wynikają z jedności, która coraz bardziej kieruje się ku drugiej osobie, uważanej za cenną, godną, miłą i piękną, niezależnie od jej aspektu fizycznego i moralnego. Miłość do drugiego człowieka z powodu tego, kim jest, pobudza nas do poszukiwania tego, co najlepsze dla jego życia. Jedynie pielęgnując ten sposób nawiązywania relacji, umożliwimy przyjaźń społeczną, która nikogo nie wyklucza, oraz braterstwo otwarte na wszystkich” (Fratelli Tutti, 93-94).

W święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny modlimy się w liturgii: „Wszechmogący Boże, Ty przyjąłeś z upodobaniem posługę miłości, którą spełniła Matka Twojego Syna wobec Elżbiety”. Jest to właśnie posługa tej miłości, która wyprowadziła Maryję z Nazaret do Ain-Karim – stała się dla Maryi siłą opuszczenia jej domu, by być dla Elżbiety w jej codzienności. Ewangelia tego dnia przypomina o ważnym wymiarze miłości. Oto Maryja, rozpromieniona radością zwiastowania, udaje się do krewnej Elżbiety. Jej radość nie jest płytkim, ulotnym czy krótkotrwałym uczuciem. Jej radość zrodziła się ze świadomości powołania, jakim obdarzył Maryję Bóg. Maryja raduje się powołaniem, które pozwoliło jej dostąpić największego wyróżnienia, jakie może zdarzyć się człowiekowi. To radość człowieka wypełnionego Bogiem. Tej radości nie jest w stanie przysłonić żaden smutek tego świata: choćby było ciężko, trudno i boleśnie.

Radość Maryi emanuje, rozlewa się na otoczenie. To powołanie promieniuje. Oto w swej miłości zapragnęła podzielić się tą radością. Ewangelista Łukasz notuje skrzętnie, iż Maryja poszła z pośpiechem. Bardzo spieszyła się, by swoją radością podzielić się z najbliższymi. Jej miłość okazała się silniejsza od świadomości konieczności pokonania trudnej drogi, dzielącej dzisiejsze Ain-Karim od Nazaret. Imperatyw miłości był silniejszy niż niewygody przemierzania pustynnych szlaków. Maryja wiedziona miłością pragnęła podzielić się największą radością swojego życia z krewną Elżbietą. Maryja przypomina nam dzisiaj, jak wielka jest to radość. Jest to radość, która całkowicie wypełnia serce ludzkie. Jest to radość, która się udziela. Nie jest jedynie wyuczoną mimiką twarzy, nie przemija jak zdmuchnięty płomień świecy, nie jest ulotną chwilą. Jest na tyle trwała i mocna, że można z niej czerpać. A my, patrząc na Maryję, która poszła z pośpiechem do swej krewnej Elżbiety odczytujemy niezaprzeczalny i tak bardzo wyczekiwany urok realizowanej miłości. Miłość potrafi wyprowadzić ze swego wnętrza przeżywaną radość i sprawić, by mógł przeżywać ją także ten, którego się kocha. Dzielona radość Maryi ubogaciła życie Elżbiety. Tym samym Maryja przypomina nam o roli apostołów Boga samego, którzy w codziennym życiu pragną żyć miłością – przypomina, że miłość w sercach ludzi uszlachetnionych bliskością Boga, oddanych swemu Panu i mocnych skarbem wiary rodzi potrzebę obecności w życiu społecznym, politycznym, kulturowym i gospodarczym.

Maryja przypomina nam, że w świecie, w którym człowiek uwierzył w swoją wielkość i zafascynował się wytworami swojej inteligencji tak bardzo, że potrafi powiedzieć swojemu Stwórcy: „Nie istniejesz”; że właśnie w tym świecie, w którym jednocześnie ten sam człowiek doświadcza kruchości i ulotności dzieła swoich rąk potrzeba ludzi bogatych Bogiem, wiernych miłości, która wyprowadza z kręgu swoich spraw ku drugiemu. Maryja, która poszła z pośpiechem do swej krewnej Elżbiety przypomina, że również dzisiaj mamy w sobie to samo pragnienie spotkania ludzi o dobrym sercu, ciepłym słowie i życzliwym zrozumieniu naszych potrzeb. I to właśnie jest przestrzeń realizacji miłości na miarę Maryi, która umiała dać siebie; ofiarować swój czas, siły i przeżycia.

Maryja udająca się do swej krewnej Elżbiety przypomina także, że miłość zawiera w sobie cenną cechę dyspozycyjności dla drugiego człowieka. Tę maryjną cechę widzimy w jej trosce o gości weselnych w Kanie Galilejskiej; tę troskę widzimy również w jej wiernym trwaniu pod krzyżem Chrystusa w chwili, gdy nawet deklarujący swą wierność zawiedli i nie wytrzymali chwili próby. Ta wynikająca z miłości dyspozycyjność bycia dla drugiego człowieka przemawia najdoskonalej do każdego z nas z wysokości krzyża. Śmierć Jezusa na krzyżu do końca wyraża prawdę o miłości, pozwala przekonać się, jak dalece można być dyspozycyjnym dla innych, jak dalece można okazać gotowość dawania siebie potrzebującym, zniewolonym i zagubionym. Bożą lekcję bycia dla człowieka odczytujemy nadal.

Maryja, która poszła z pośpiechem do swej krewnej Elżbiety przypomina, że miłość to cenna umiejętność bycia dla drugiego człowieka, gotowość dawania siebie, zdeklarowana dyspozycyjność wobec innych, której ostatecznym wzorem jest Chrystus – ten sam wczoraj i dziś, i na wieki. Maryja miłością, która realizuje się w jej spotkaniu z Elżbietą uzmysławia, że także dzisiaj zawiłe sprawy tego świata czekają na ciepłe ludzkie serce, ofiarne w swoim wyrazie i tak skuteczne jak Boża ekonomia; że również dzisiaj tego właśnie potrzeba, by było nam lepiej na tym świecie. Maryja uczy cennej umiejętności bycia dla drugich, ciągłego opuszczania ciasnego kręgu własnych spraw, by ciepłem ludzkiego serca rozpalić środowisko wokół siebie. Tego rodzaju powołanie nie zna granic, bo w miłości bliźniego nie ma granic.

ks. dr hab. Ireneusz Stolarczyk

źródło: wychowanie.siostry.net