Między kaplicą i ulicą

Granice między kaplicą i ulicą muszą być otwarte. Na tym polega eucharystyczna unia człowieka z Bogiem.

Wspaniałość praktyk liturgicznych i zwyczajów ludowych, które narosły w związku z obchodami Bożego Ciała, pokazuje, jak intensywnie przeżywana jest ta uroczystość w Kościele katolickim. Tylko największe święta, odnoszące się do najważniejszych prawd wiary, mają tak bogatą oprawę, świadczącą o ich głębokim przyswojeniu w naszej świadomości i kulturze. Do takich prawd należy również ta o realnej obecności Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie.

Nie zawsze tak było. Rozumienie istoty sakramentów, wypracowane w pierwszych wiekach po Chrystusie na styku mentalności żydowskiej i filozofii greckiej, zaczęło się bowiem zacierać w czasach dominacji w Kościele żywiołów germańskich. Dominacja ta wyrażała się nie tylko w próbach podporządkowania papiestwa niemieckiemu cesarzowi, ale także w narzucaniu Kościołowi germańskich ksiąg liturgicznych i koncepcji teologicznych. Te koncepcje doprowadziły naukę o realnej obecności Chrystusa do paradoksalnych wniosków i po wiekach zaowocowały jej odrzuceniem właśnie na gruncie germańskim podczas reformacji.

Orzeczenie Soboru Laterańskiego IV z roku 1215 potwierdzało, że Chrystus jest realnie obecny pod postacią Chleba i Wina nie tylko w momencie Przeistoczenia czasie Mszy Świętej, ale i potem. Rozumienie Przeistoczenia, czyli Transsubstancjacji, w kluczu myślenia arystotelesowskiego przybliżało wielu teologów. Najpełniej uczynił to św. Tomasz. W koncepcji arystotelesowskiej istnieje bowiem różnica między materią (istotą) i formą (przypadłościami). Dzisiaj łatwo nam tę różnicę uchwycić, gdy np. coś, co wygląda na spiżowy pomnik, wcale nie jest ze spiżu, tylko z żywic. Przeistoczenie podczas Mszy Świętej polega więc na tym, że zmienia się istota rzeczy (materia), choć jej cechy fizyczne (forma, przypadłości) pozostają niezmienione. To dlatego po Przeistoczeniu dalej widzimy chleb i wino oraz czujemy smak chleba i wina, a nie Ciała i Krwi Chrystusa. W hymnie eucharystycznym, który św. Tomasz miał napisać na polecenie Urbana IV, śpiewamy: „Mylą się, o Boże, w Tobie wzrok i smak…” Warto nad każdym słowem tego hymnu zamyślić się w Boże Ciało.

Mówiąc o Ciele i Krwi Chrystusa, obecnych pod eucharystycznymi postaciami, nie mamy na myśli żadnych konkretnych tkanek ani płynów fizjologicznych we współczesnym znaczeniu. Ciało i krew w mentalności biblijnego Izraela oznaczały całość człowieczeństwa. W tym przypadku chodzi jednak o uwielbione człowieczeństwo zjednoczone z bóstwem Chrystusa. Wierzymy zatem, że cały Chrystus jest realnie obecny w Najświętszym Sakramencie, ze swoim człowieczeństwem i bóstwem. Ale ta realna i sakramentalna zarazem obecność jest inna od tej, do której przyzwyczailiśmy się w naszym ludzkim świecie. Jego Ciało nie podlega ograniczeniom przestrzeni: jest całe zarówno w dużej Hostii, jak i w najmniejszej jej okruszynie; nie cierpi, gdy jest łamane czy rozgryzane, nie czuje chłodu w nieogrzewanym kościele itp. To doprecyzowanie chroni nas przed zejściem na manowce niedorzeczności.

Równocześnie z doprecyzowaniem nauki Kościoła o Eucharystii, Pan Bóg swoim zwyczajem działał także przez mistyków (podobnie było z doprecyzowaniem nauki o Bożym Miłosierdziu czy o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny, któremu towarzyszyły objawienia prywatne). Na kilka lat przed wspomnianym Soborem Laterańskim IV w okolicach Liége miały miejsce objawienia eucharystyczne udzielone św. Juliannie. Jej kierownikiem duchowym był Jakub Pantaléon, późniejszy papież Urban IV, który w 1264 r. zdecydował o wprowadzeniu Uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa. Tego bowiem żądał Chrystus w objawieniach św. Julianny. Dodatkowo na papieską decyzję wpłynął cud eucharystyczny w Bolsenie, którego relikwie dostarczono przebywającemu wówczas w Orvieto papieżowi.

Od tej pory w Boże Ciało zarówno w świątyniach, jak i poza nimi w uroczystych procesjach wyznajemy wiarę w obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Ale w tych procesjach jest coś jeszcze. To wprowadzenie w nasz ludzki świat i w naszą codzienność Boga, który dla nas stał Człowiekiem i dał nam siebie w Eucharystii za pokarm. Jest w tym zarówno forma błogosławieństwa dla naszej codzienności, głoszenia Ewangelii na cztery strony świata, jak i zobowiązanie, aby codzienność przeżywać w jedności z Bogiem. Granice między kaplicą i ulicą muszą być otwarte. Na tym polega eucharystyczna unia człowieka z Bogiem.

ks. Henryk Zieliński

/ opoka.org.pl /