Maryja najlepszą Uczennicą swojego Syna

Historia relacji Maryi z Jezusem spisana na kartach Ewangelii to wielka szkoła uległości, pokory i bezgranicznego oddania.

Maryja Niepokalana, poczęta bez zmazy grzechu pierworodnego, to Kobieta waleczna. W Apokalipsie św. Jana widzimy, jak zmaga się i walczy o uratowanie Dziecka, które wydaje na świat. Wielki znak ukazał się na niebie: Niewiasta obleczona w słońce, i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu. […] I inny znak się ukazał na niebie: Oto wielki Smok barwy ognia, mający siedem głów i dziesięć rogów – a na głowach jego siedem diademów […]. I stanął Smok przed mającą rodzić Niewiastą, ażeby skoro porodzi, pożreć jej Dziecię (Ap 12, 1. 3-4). Od samego początku zarówno Niewiasta, jak i Jej Syn są zagrożeni. Porodziła Syna – Mężczyznę, zaraz jednak zbiegła na pustynię, gdzie miejsce ma przygotowane przez Boga (Ap 12, 5-6). Tak w symbolicznym obrazie przedstawione są dzieje walki Niepokalanie Poczętej o uratowanie Syna.

Ewangelia św. Jana ukazuje nam walkę Maryi pod krzyżem swojego Syna. Przez całe życie wiernie Mu towarzyszyła. Czyniła to nie tylko jako Matka, lecz także jako Jego najlepsza Uczennica. To od Syna Maryja uczy się zmagania i walki duchowej.

Szkoła uległości i oddania

Syn został dany Maryi jako Jej Nauczyciel i Mistrz. Widzimy to dobrze na przykładzie opowiadania o zaginięciu Jezusa w świątyni (por. Łk 2, 41-50). Dwunastoletni Jezus „samowolnie” oddalił się od rodziców, a oni trzy dni Go szukali. W ciągu tych trzech długich dni Maryja była pełna niepokoju. To naturalne, że Matka – choć Niepokalanie Poczęta – drżała o swoje Dziecko. Powróciła trauma sprzed dwunastu lat, kiedy to rodząc Je, zobaczyła Smoka, który miał siedem głów i dziesięć rogów i który chciał pożreć Jej Syna. Po odnalezieniu Jezusa w świątyni swój niepokój wyraziła pytaniem: Synu, czemuś nam to uczynił? (Łk 2, 48).

Wtedy Jezus swojej najlepszej Uczennicy, bardziej niż swojej Matce, udzielił trudnej lekcji: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? (Łk 2, 49). Jakby chciał powiedzieć: „Czy zapomniałaś o moich początkach? Czy zapomniałaś, w jaki sposób zostałem poczęty w Twoim łonie? Czy zapomniałaś, w jaki cudowny sposób zostałem uratowany z rąk Heroda? Nade Mną czuwa mój Ojciec i powinienem być w tym, co należy do Niego”.

Historia relacji Maryi z Jezusem spisana na kartach Ewangelii to wielka szkoła uległości, pokory i bezgranicznego oddania. Tę niełatwą lekcję Maryja otrzymuje także w Kanie Galilejskiej (por. J 2, 1-11). W czasie odbywającego się tam wesela Matka zwróciła się do Syna: Nie mają wina (J 2, 3), a On odpowiedział Jej: Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? [Czyż] jeszcze nie nadeszła godzina moja? (J 2, 4).

Przedziwne słowa, jedne z najtrudniejszych w Nowym Testamencie pod względem egzegetycznym. Ich tłumaczenie z oryginału (z języka grec­kiego) to pewna niezbyt jasno brzmiąca interpretacja. [Czyż] jeszcze nie nadeszła godzina moja? „Jeszcze nie” odnosi się do przyszłości, „nadeszła” wyraża przeszłość. Mamy tu zatem sprzeczność czasów, za pomocą której egzegeci bezradnie starają się przybliżyć nam słowa Jezusa.

Maryja jednak dobrze wiedziała, o czym mówił Jej Mistrz. Doznając bezradności podobnej do tej, jaką przeżyła wiele lat wcześniej w świątyni jerozolimskiej po odnalezieniu dwunastoletniego Jezusa, w Kanie Galilejskiej znajduje właściwe słowa: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie (J 2, 5). To słowo zaufania. Mistrz uczy swoją Uczennicę całkowitego zawierzenia.

Matka Boleściwa i Matka Pocieszenia

Niepokalanie Poczętą nie dotknął gorzki owoc grzechu Adama. Maryja to Matka Pięknej Miłości, bez pękniętego serca, bez grzechu gniewu i smutku, ale też Matka Boleściwa. Rana po grzechu pierwszych ludzi dotknęła bowiem również Jej serca. Jest jednak także Matką Pocieszenia. Tak naprawdę bowiem tylko Matka Boleściwa może być Matką Pocieszenia. Ktoś, kto sam nie doznał cierpienia, nie pocieszy cierpiącego. Wszystkie pocieszenia osób, które same nie przeżyły bólu, bywają banalne, przykre, czasami dla cierpiących wręcz upokarzające. Człowiekowi, który doznał ciężkiej krzywdy, doświadczył cierpienia czy kryzysu, po prostu nie chce się żyć i puste pocieszenie tego nie zmieni.

Przykładem tego może być trudne wspomnienie przywołane przez Jorge M. Bergoglia w książce Jezuita. Papież Franciszek. Kiedy Jorge M. Bergoglio miał dwadzieścia jeden lat, zachorował na ciężkie zapalenie płuc. Konieczne było wycięcie jednego płuca. Jak opowiada przyszły Papież, odwiedzało go wtedy wielu przyjaciół i wszyscy pocieszali go słowami typu: „Nie przejmuj się. Szybko wrócisz do domu. Wszystko będzie dobrze”. Człowiek stoi wobec perspektywy śmierci, a odwiedzający mówią mu: „Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze”. Kłamią, bo przecież nie wiedzą, co się stanie.

Jorge M. Bergoglio przyznaje, że tylko jedna osoba go pocieszyła. Była to siostra zakonna, która powiedziała: „W ten sposób naśladujesz Jezusa”1. Ona mówiła prawdę, a jej słowa stały się prawdziwym pocieszeniem. Choroba w dwudziestym pierwszym roku życia dała początek powołaniu kapłańskiemu i zakonnemu Jorge M. Bergoglia. Podobnie jak lata przeżyte pod okupacją niemiecką i ciężka praca w kamieniołomach przez cztery młodzieńcze lata były początkiem powołania do kapłaństwa Karola Wojtyły.

Kobieta czystego serca i bezgranicznego zaufania

Maryja jest Kobietą czystego serca, Kobietą ubogą, która wszystkiego się wyrzekła. Jej Mistrz prowadzi Ją drogą absolutnego wyrzeczenia. Pod krzyżem wyrzeka się także swego Syna, ofiarując Go Ojcu niebieskiemu, tak jak Jezus ofiarował się swojemu Ojcu. Maryja jest pokorną służebnicą: Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego (Łk 1, 38). Nie rządzi, nie króluje, ale w bezgranicznym zawierzeniu służy.

Poczęcie Słowa Wcielonego za sprawą Ducha Świętego jeszcze przed zamążpójściem stawiało Ją w bardzo trudnej sytuacji. Ona jednak wiedziała, że jest prowadzona przez Tego, który sam sprawił, że stała się Matką, i z ufnością pozwoliła się prowadzić. Wiedziała, że On wyjaśni niewyjaśnialne, wytłumaczy niewytłumaczalne, oświeci najciemniejsze. Wiele naszych ludzkich problemów szybko udałoby się nam rozwiązać, gdybyśmy jak Maryja pozwolili się prowadzić Bogu. My jednak nie słuchamy Stwórcy, tylko swojego niepokoju, obaw, smutku, zmysłowości, lenistwa, próżności, pychy. I zaczynamy swoje problemy rozwiązywać po swojemu, za pomocą przebiegłości, sprytu, a często także kłamstw.

Aleksander Sołżenicyn, skazany przez władze radzieckie na osiem lat łagrów, podkreślał, że przez obóz można było przejść, nie tracąc poczucia godności i szacunku do siebie – choć brzmi to absurdalnie – poddając się temu, co jest tu i teraz. Masz możliwość wybrania sobie lepszego zajęcia, miejsca zamieszkania, pracy. Skąd jednak wiesz, że to będzie dla ciebie lepsze? Może się okazać gorsze. Ileż razy daliśmy się nabrać naszemu sprytowi, lenistwu, „wężowej przebiegłości”, wybierając coś łatwiejszego, tańszego, przyjemniejszego? Ileż razy daliśmy się na to nabrać?

Tymczasem ludzka przebiegłość w swoich konsekwencjach bywa nieludzka. W niej bowiem mieszkają logismoi – Ewagriuszowskie „demony zła”2. Jeśli w naszym zamyśle jest obecny jakiś demon – gniewu, zazdrości, próżności czy pychy – to w konsekwencji zamysł ten przyniesie nam szkodę. Tylko zamysł oświecony Bożym słowem może dać dobre owoce.

Pozwolić prowadzić się Bożemu słowu

Owoce duchowych zmagań i walki Maryi były dobre, ponieważ Ona uważnie słuchała Bożego słowa i pozwalała się mu prowadzić. Z każdej najtrudniejszej sytuacji znajdowała wyjście. Gdy Smok zagrażał jej Dziecku, zbiegła na pustynię. Owo apokaliptyczne wyrażenie zbiegła na pustynię oddaje tę samą myśl co ewangeliczne słowa: rozważała, co by miało znaczyć to pozdrowienie (Łk 1, 29); zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu (Łk 2, 19); chowała wiernie wszystkie te sprawy w swym sercu (Łk 2, 51).

Mistrz prowadził swoją Uczennicę, karmiąc Ją swoim słowem. Oto Boskie słowo dla Niej: Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?; Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto?; [Czyż] jeszcze nie nadeszła godzina moja? Maryja jest Kobietą twórczą, która znajduje rozwiązanie zgodne z wolą Ojca w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. Jest Kobietą poszukującą, która pozwala się prowadzić.

W naszych ludzkich poszukiwaniach powinniśmy się zmagać ze wspomnianymi logismoi, złymi myślami i namiętnościami po to, by nasze serca – wzorem serca Maryi – były wrażliwe na miłość Boga, by umiały Mu zaufać, by potrafiły współczuć, by stały się pełne miłosierdzia i prostej ludzkiej życzliwości. Mamy się wyzwalać z demonów: łakomstwa, nieczystości, chciwości, gniewu, acedii i wyniosłości. One bowiem obciążają ludzkie serce i sprawiają, że łatwo obrasta pychą. Aleksander Sołżenicyn w swoim monumentalnym dziele Archipelag Gułag, opisując nieprawości milionów ludzi stojących na straży imperium zła i organizujących cały więzienny „archipelag”, mówi: „Serce obrasta pychą, jak świnia sadłem”3.

Trzeba nam czuwać, by nasze serca nie obrastały pychą. Trzeba nam uczyć się pokory w każdej sytuacji, zarówno wtedy, gdy we wszystko opływamy, jak i wtedy, gdy cierpimy brak. Autor biblijny świadom takiego niebezpieczeństwa modli się: Nie dawaj mi bogactwa ni nędzy, żyw mnie chlebem niezbędnym, bym syty nie stał się niewierny, i nie rzekł: „A któż to jest Pan?” lub z biedy nie zaczął kraść i nie targnął się na imię mego Boga (Prz 30, 8-9). Święty Paweł zaś mówi: Umiem cierpieć biedę, umiem też korzystać z obfitości. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, korzystać z obfitości i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia (Flp 4, 10-13).

Antidotum na wszystkie demony naszego serca to pokora i uniżenie na wzór uniżenia i pokory Wcielonego Słowa. On uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej (Flp 2, 8). To rozwiązanie jest w zasięgu naszych serc, umysłów i rąk. Karen Horney, amerykańska psycholog, mówi, że zasadniczym źródłem neurotyczności człowieka współczesnego jest „pogoń za własną wielkością”. Tymczasem w Psalmie 131 czytamy: Panie, moje serce nie jest wyniosłe i oczy moje nie patrzą z góry. Nie gonię za tym, co wielkie albo co przerasta moje siły. Przeciwnie: zaprowadziłem ład i spokój w mojej duszy (Ps 131, 1-2). Gdy człowiek goni za własną wielkością, wynosi się i pyszni, doświadcza uczuć niepokoju i lęku, które z czasem stają się nerwicowe i niszczące.

Maryja jest nam dana jako najwyższy wzór Kobiety czystej, pokornej i uniżonej. Oto ja służebnica Pańska – tylko tyle ma do powiedzenia, gdy Anioł Gabriel oznajmił Jej słowo Boga. Również obecność Maryi pod krzyżem jest znakiem pokory. Naśladując swojego Syna, uniża się aż do Jego śmierci – i to śmierci krzyżowej.

Pokój serca w Bogu i z Bogiem

Maryja może być wielkim wzorem dla kobiet, na przykład jeśli chodzi o wyrzekanie się chciwości na ludzkie uczucia i poczucie bezpieczeństwa. Uczucia przywiązania, emocjonalnego zachwytu czy fascynacji są piękne i ważne w ludzkim życiu, ale bywają one zmienne i nietrwałe. Nie można na nich budować przyszłości. Nietrwałe jest także nasze poczucie bezpieczeństwa. Życie na ziemi bywa wręcz niebezpieczne.

Mówi o tym sam Jezus. Kiedy usłyszał, że w świątyni jerozolimskiej Piłat rękami żołnierzy zamordował zbuntowanych Galilejczyków, a ich krew zmieszała się z krwią składanych na ołtarzu ofiar, Jezus nie potępia Piłata, ale mówi: Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie (Łk 13, 3). Okazją, by dać nam trudną lekcję nawrócenia, jest również śmierć kilkunastu robotników budujących wieżę obronną w Siloam. Także to wydarzenie nie zdziwiło ani szczególnie nie zainteresowało Jezusa. Powtarza tylko wcześniejsze swoje słowa: Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie (Łk 13, 5).

Wydarzenia na Ukrainie uświadamiają nam, że i dziś – jak w przeszłości – łatwo wywołać wojnę. Dzieje świata to historia okrutnych zbrojnych konfliktów. To niezwykła łaska, że w Europie już siedemdziesiąt lat żyjemy bez wielkiej wojny. Powinniśmy często za to dziękować. Musimy jednak pamiętać także, że na świecie nie ma absolutnego bezpieczeństwa, również w czasie pokoju. Bywa, że planujemy sobie swoją spokojną przyszłość, tymczasem niespodziewanie tracimy pracę, dom, ulegamy wypadkowi, zaczynamy chorować, umiera nam ktoś najbliższy. Nagle wszystko wali się nam na głowę.

Nasze bezpieczeństwo jest w Bogu i z Bogiem. Pokój serca jest możliwy, ale w Bogu i z Bogiem. Jeśli bez Niego zagłębiamy się w naszą przyszłość i zastanawiamy się nad wszystkimi możliwymi zagrożeniami, łatwo doświadczymy swoistego rozedrgania. Trzeba nam więc pamiętać, że bezpieczeństwo jest możliwe, ale w Bogu i z Bogiem! Dusza moja odpoczywa tylko w Bogu (Ps 62, 2). Psalmy nieustannie powtarzają tę prawdę. W chwilach niepokoju powtarzajmy i my te słowa „do upadłego”. Psalmista mówi także: „Drżą ze strachu ci, którzy nie wzywają Pana” (por. Ps 14, 4). Mamy bowiem bardzo ograniczony wpływ na losy świata, kraju, swojej rodziny i na nasz własny.

A dla nas, mężczyzn, Maryja może być wielką Mistrzynią na przykład w opanowywaniu agresji przez szukanie postawy łagodności, miłosierdzia i zrozumienia. Tak łatwo wielu z nas ulega demonowi gniewu, przemocy, wyniosłości i pychy. Złamać, upokorzyć, zakrzyczeć, zgnieść, siłą wprowadzić swoje – oto męskie pokusy obecne już w życiu małego chłopca, nawet niemowlęcia. Święty Augustyn pisze w Wyznaniach: „Na własne oczy widziałem zazdrość małego dziecka: jeszcze nie umiało mówić, a pobladłe ze złości spoglądało wrogo na swego mlecznego brata”4. Można sobie wyobrazić, jak będzie reagowało to małe dziecko po piętnastu latach, jeżeli nie zostanie odpowiednio wychowane i samo nie będzie opanowywać swojego demona gniewu.

Maryja jako Uczennica Jezusa jest Mistrzynią łagodnego i pokornego serca. Prośmy o to, byśmy przyjęli Ją jako swoją Mistrzynię. Ona może być Mistrzynią, ponieważ była Uczennicą. Jeżeli ktoś jest złym uczniem, niech nie przyjmuje pozy mistrza. Tylko dobry uczeń może być dobrym mistrzem! Maryja może być naszą Mistrzynią, gdyż była doskonałą Uczennicą.

Za pontyfikatu Jana Pawła II w Ameryce Południowej były poważne problemy z niektórymi duchownymi angażującymi się w tak zwaną teologię wyzwolenia. Papież, który był człowiekiem dialogu, podejmując te sprawy, pytał zwykle o owych księży: kim są, czy się modlą, czy odprawiają Msze święte, a przede wszystkim – i to było najważniejsze pytanie – czy kochają Matkę Najświętszą. Jeżeli powiedziano mu, że ów ksiądz kocha Matkę Najświętszą, odpowiadał w stylu: Musimy to jakoś pokojowo załagodzić. Oczywiście, idee, które głosi, są nieprawomyślne, ale on kocha Matkę Najświętszą, czyli nie może być zbuntowany przeciw Bogu, przeciw Kościołowi, bo Matka Najświętsza jest Matką Boga i Matką Kościoła.

Prośmy, by Matka Najświętsza była naszą Mistrzynią, by uczyła nas, jak walczyć ze Smokiem, ale również jak walczyć z naszymi małymi „smokami”, złymi myślami, jak każdego dnia walczyć z wszystkimi naszymi demonami.

ks. Józef Augustyn SJ

Przypisy
1. Por. F. Ambrogetti, S. Rubin, Jezuita. Papież Franciszek. Wywiad rzeka z Jorge Bergolio, Kraków 2013, s. 44.
2. Por. Ewagriusz z Pontu, O różnych rodzajach złych myśli. O ośmiu duchach zła, Kraków 2006.
3. A. Sołżenicyn, Archipelag Gułag, t. 1, Warszawa 1990, s. 156.
4. Św. Augustyn, Wyznania, Kraków 2000, I, 7.

źródło: zycie-duchowe.pl