Kwadrans szczerości

Modlitwa posiada swój dynamizm. Jeżeli pragniemy, aby życie duchowe rozwijało się w nas, winien on być odkryty i uszanowany. Wejść w życie modlitwy, to wejść „na drogę”. Chrześcijaństwo jest „drogą” (por. Dz 9, 2; 18, 25). Droga modlitwy wymaga czasu poświęcanego jej systematycznie i regularnie.

Wziąć na serio nasze pragnienie modlitwy

Jeżeli chcemy prowadzić autentyczne życie duchowe, trzeba nam najpierw zauważyć i docenić nasze pragnienie pełniejszej i głębszej modlitwy. Jest ono darem Jezusa. Nie byłoby w nas tego pragnienia bez działania Jego Ducha. Docenić pragnienie modlitwy, to poczuć się zaproszonym do intymnej więzi z Bogiem.

Pragnąć modlitwy, to pragnąć Boga.

Docenić pragnienie modlitwy, to być za nie Bogu wdzięcznym. On o mnie nie zapomniał mimo moich zagubień życiowych i wewnętrznego nieuporządkowania. Mimo moich grzechów i niewierności zaprasza mnie do głębszego zjednoczenia z sobą.

Docenienie pragnienia modlitwy oraz wdzięczność za nie wyrazi się w tym, iż potraktujemy je na serio, z całą powagą, której ono wymaga. Jeżeli tak często bywamy niezadowoleni z naszej modlitwy, z czasu poświęconego na nią, z jej owoców, to może właśnie dlatego, że lekceważymy nasze pragnienie modlitwy, nie troszcząc się o jego rozwój i pogłębienie. Pragnienie modlitwy jest ziarnem, które może wzrastać i wydawać owoce tylko na glebie użyźnionej przez nasze duchowe zaangażowanie, wysiłek i ofiarę.

Oczyścić pragnienie modlitwy

Wziąć na serio nasze pragnienie modlitwy, to odkryć najpierw jego zasadniczą treść. Co ono w sobie zawiera? Skąd wypływa? Ku czemu albo ku komu nas prowadzi? Oto bardzo ważne pytania, które mogą nam pomóc w oczyszczeniu naszej modlitwy z elementów ucieczki od życia. Modlitwa nie może być nigdy alternatywą dla zaangażowania w ludzkie życie pełne trudności, ciężarów i zmagań. Ona musi być głęboko osadzona w realiach codzienności.

Pragnienie modlitwy jest dane człowiekowi właśnie po to, aby mógł on wejść w zażyłą relację z Bogiem, aby w Bogu odnalazł własne życie z tym wszystkim, co ono z sobą niesie: wielką radość i nadzieję, jak również ciężary, obowiązki i krzyże. Jest wielu ludzi, którzy noszą w sobie głębokie rozczarowania życiowe: ludzką miłością, rodzicielstwem, przyjaźnią, pracą zawodową, polityką, współczesną cywilizacją. W takiej sytuacji łatwo rodzą się „pragnienia duchowe”, które są próbą ucieczki od twardej rzeczywistości życia i mają uśmierzać ból rozczarowania. Jednak samo rozczarowanie życiowe, choć może stać się bodźcem do poszukiwania głębszej modlitwy, nie jest nigdy jej źródłem. Z rozczarowaniem winno iść w parze choćby najmniejsze pragnienie duchowe: pragnienie Boga.

Aby rozpocząć życie modlitewne, nie musimy jednak pragnąć Boga z czystej, całkowicie bezinteresownej miłości. Do takiej miłości będziemy stopniowo dorastać, jeżeli pozostaniemy Bogu wierni. Aby się modlić, wystarczy nam pragnąć Boga „dla naszego życia”: jako Lekarza w naszych zranieniach; jako Przewodnika w naszych rozlicznych zagubieniach i zagmatwaniach życiowych; jako miłującego Ojca, który przebaczy nam to, czego sami sobie nie możemy przebaczyć; jako sprawiedliwego Sędziego, który będzie rozjemcą w naszym skłóceniu ze światem i z ludźmi; jako „Miejsca” ukojenia i pocieszenia w naszym utrudzeniu i zmęczeniu życiowym; jako „Mądrości” odsłaniającej przed nami ukryty sens rzeczy najprostszych, a przez to najtrudniejszych.

Pragnienie modlitwy, pragnienie Boga to głębokie pragnienie duchowe. Jest to jednak duchowość, w której obecny pozostaje żywy człowiek z jego wszystkimi potrzebami, nadziejami, problemami i krzyżami. Jeżeli Bóg daje nam pragnienie modlitwy, to właśnie po to, byśmy dzięki sile Jego łaski przemieniali, naprawiali i leczyli nasze życie, czyniąc je coraz bardziej ludzkim. Bóg bowiem pragnie, aby nasze życie stawało się lepsze, sensowniejsze i szczęśliwsze.

Modlitwa wymaga czasu

Wziąć na serio nasze pragnienie modlitwy, to poświęcić jej odpowiedni czas. Życie modlitwy wymaga czasu. Od wszystkich: od duchownych i od świeckich. Modlitwa wymaga czasu. Bóg, sam istniejąc poza czasem i ponad nim, umieścił człowieka w czasie.

Modlitwą zostaje objęty cały czas człowieka. „Zawsze się módlcie i nigdy nie ustawajcie” (por. Łk 18, 1). Modlitwa nie jest tylko zbiorem pojedynczych aktów, ale trwałą i wierną relacją. Modlitwa to nawiązywanie więzi.

Modlitwa tak samo jak ludzka miłość wymaga czasu. Nierzadko dobrze zapowiadające się małżeństwa, rodziny, przyjaźnie rozpadają się właśnie dlatego, iż kochającym się osobom brakuje dla siebie czasu. Pełna spontaniczności miłosna fascynacja łatwo zamiera, jeżeli nie jest podtrzymywana i rozwijana poprzez wzajemne obcowanie i dialog.

Modlitwa posiada swój dynamizm. Jeżeli pragniemy, aby życie duchowe rozwijało się w nas, winien on być odkryty i uszanowany. Wejść w życie modlitwy, to wejść „na drogę”. Chrześcijaństwo jest „drogą” (por. Dz 9, 2; 18, 25). Droga modlitwy wymaga czasu poświęcanego jej systematycznie i regularnie. Niemowlę nie może w jednym dniu nasycić się miłością matki na kilka tygodni. Ono potrzebuje jej codziennej obecności, rozmowy, codziennej pociechy i ciepła. Człowiek przed Bogiem jest jak niemowlę u swej matki (Ps 131, 2) i potrzebuje również co dzień Jego obecności i miłości.

Jak modlić się regularnie w naszym codziennym, zabieganym życiu? Jak wykroić czas na systematyczną modlitwę w nadmiarze zajęć i obowiązków, którymi nierzadko czujemy się przytłoczeni? Oto, jaką radę daje doświadczony ojciec duchowny człowiekowi bardzo zapracowanemu, który nosi jednak w sobie głębokie pragnienie modlitwy.

„Jedynym rozwiązaniem będzie tu plan modlitw, którego nigdy nie zmienisz bez zasięgnięcia rady twojego duchowego kierownika. Ustal rozsądną porę, a gdy to zrobisz, trzymaj się jej za wszelką cenę. Uczyń z modlitwy swoje najważniejsze zadanie. Niech każdy wokół ciebie wie, że jest to jedyna rzecz, której nigdy nie zmienisz, i módl się zawsze o tej samej porze… Ustal dokładne godziny i trzymaj się ich. Wyjdź od znajomych, kiedy zbliża się ta pora. Po prostu niech wtedy będzie dla ciebie niemożliwa jakakolwiek praca, nawet gdyby wydawała ci się pilna, ważna i decydująca. Kiedy będziesz wierny temu postanowieniu, powoli się przekonasz, że nie ma sensu myśleć o wielu problemach, ponieważ i tak nie można ich rozstrzygnąć w tym czasie. I wtedy powiesz sobie w czasie tych wolnych godzin: «Ponieważ nie mam teraz nic do roboty, mogę się modlić». I tak modlitwa stanie się równie ważna jak jedzenie i spanie; wolny czas, przeznaczony na to, stanie się czasem «uwalniającym», do którego przywiążesz się w dobrym sensie tego słowa” (Henri J. M. Nouwen, Dziennik z klasztoru trapistów).

Powyższa propozycja z pewnością jest bardzo trudna, szczególnie wówczas, gdy prowadzimy nieregularny, a może nawet chaotyczny tryb życia. Ale odczucie, że dłuższa, regularna, codzienna modlitwa jest w naszym życiu rzeczą nierealną może być także oznaką tego, jak bardzo zepchnęliśmy modlitwę na margines naszego życia i jak dużo mamy jeszcze do zrobienia, aby przywrócić jej właściwe miejsce.

Potrzebę systematyczności w modlitwie dobrze podkreśla słowo „ćwiczenia”, często używane przez św. Ignacego Loyolę w jego książeczce Ćwiczenia duchowne. „Pod tym mianem «Ćwiczenia duchowne» rozumie się wszelki sposób odprawiania rachunku sumienia, rozmyślania, kontemplacji, modlitwy ustnej i myślnej. […] Albowiem jak przechadzka, marsz i bieg są ćwiczeniami cielesnymi, tak podobnie ćwiczeniami duchownymi nazywa się wszelkie sposoby przygotowania i usposobienia duszy do usunięcia wszystkich uczuć nieuporządkowanych, a po ich usunięciu – do szukania i znalezienia woli Bożej” (Ćd 1).

Nie tylko sport, ale każda inna dziedzina życia, w której pragniemy być kompetentni, wymaga ciągłych ćwiczeń. Jeżeli pragniemy wzrastać w modlitwie, trzeba się nam w niej „ćwiczyć”. Modlitwa „odruchowa” i „spontaniczna” winna być dopełnieniem modlitwy regularnej i systematycznej. Nie można przeciwstawiać potrzeby spontaniczności w modlitwie potrzebie systematyczności i wysiłku. Obie potrzeby są ważne. Dopiero wówczas, kiedy spotkają się w nas te dwa nurty modlitwy, możemy mówić o pełnym życiu modlitwy. Modlitwa „odruchowa” i „spontaniczna” będzie w nas coraz głębsza, jeżeli równocześnie będziemy systematycznie podejmować „ćwiczenie się” w modlitwie.

Wrażenie, jakie towarzyszy wielu ludziom, iż można w modlitwie odwołać się tylko do spontaniczności, jest złudne i prowadzi do zamierania w człowieku pragnienia modlitwy.

ks. Józef Augustyn SJ

/ opoka.org.pl /