Jest sprawą niezwykle ważną, aby dostrzec te dwa rodzaje udziału w kapłaństwie Chrystusa, jakimi są kapłaństwo wspólne i kapłaństwo posługi, i nie sprowadzać ich do jednego. Dostrzeganie tylko kapłaństwa posługi prowadzi do odbierania Kościoła jako instytucji klerykalnej. Dostrzeganie jedynie kapłaństwa wspólnego prowadzi do zaprzeczenia widzialności i rozpoznawalności Kościoła w świecie. Do wiary bez religii, do religii bez Kościoła (jeśli jest to w ogóle możliwe).
● Arcykapłan żywy
W centrum owej drogi powrotnej znajduje się patrzenie w wierze na Jezusa Chrystusa jako na uwielbionego Pana. Równoległość powrotu do widzenia Kościoła jako wspólnoty i Jezusa jako uwielbionego Pana jest uderzająca. Jezus Chrystus nie jest ongiś żyjącym założycielem Kościoła, powierzonego później apostołom i biskupom jako Jego następcom. Chrystus zmartwychwstały jest żywy, zasiada po prawicy Ojca i w każdej chwili prowadzi swój Kościół jako Pan i Głowa. Choć jest niewidzialny, nie jest przecież nieobecny. Działa mocą swojego Ducha, Ducha Świętego, poprzez posługi, sakramenty i charyzmaty. Posługi – to różne funkcje w Kościele, z trwałymi funkcjami biskupa, prezbitera i diakona na czele. Sakramenty – to siedem dobrze nam znanych znaków spotkania z Chrystusem. Charyzmaty – to powołania, uzdolnienia czy dary udzielane przez Ducha Chrystusowego wszystkim, komu chce On ich udzielić, mające służyć innym, przede wszystkim wspólnocie Kościoła. Biskupi nie są następcami Chrystusa. Są oni jego zastępcami, znakiem jego aktualnej obecności i działania w Kościele. To samo zresztą trzeba powiedzieć o wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób spełniają w Kościele wolę Jezusa. Sam Chrystus „za pośrednictwem Kościoła chrzci, naucza, rządzi, rozwiązuje, związuje, składa ofiarę” – uprzytamniał jeszcze Pius XII w encyklice o Mistycznym Ciele Jezusa Chrystusa (57).
Trudno oprzeć się przekonaniu, że wraz z powrotem do żywej wiary w uwielbionego (a to znaczy także i działającego) Pana, arcykapłana Nowego Przymierza, Kościół odnajduje sam siebie jako braterską wspólnotę: „jeden jest wasz nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście” (Mt 23, 8). Wszystko zresztą, o czym tu mówię, ma z jednej strony swoje korzenie w Piśmie Świętym, z drugiej – swoją interpretację w dokumentach Soboru Watykańskiego II. I Pismo Święte, i dokumenty soborowe można by tu obficie cytować.
O kapłaństwie samego Jezusa Chrystusa mówiliśmy już, komentując List do Hebrajczyków, jedyne pismo Nowego Testamentu, które mówi o Jezusie jako o kapłanie czy arcykapłanie. Przy czym Jego kapłaństwo pochodziło ze specjalnego powołania przez Boga. Jezus nie był bowiem kapłanem według zasad Prawa Mojżeszowego. Nie należał do pokolenia Lewiego, do rodu Aarona. Należał do rodu Dawida, pokolenia Judy. Według Ewangelii ludzie patrzący na Jezusa uważali Go natomiast za proroka: za kogoś, kto przemawia w imieniu Boga i Jego mocą czyni znaki, to znaczy cuda.
Samuel, prorocy Starego Testamentu, a także autorzy Psalmów głosili jeszcze przed niewolą babilońską, ale szczególnie w okresie jej trwania, gdy świątynia Jerozolimska była zburzona i nie było gdzie składać ofiar, że Bóg chce od człowieka bardziej posłuszeństwa i miłosierdzia niż ofiar. „Czy milsze są dla Pana całopalenia i ofiary krwawe – pyta Samuel – od posłuszeństwa głosowi Pana?” I odpowiada: „Właśnie, lepsze jest posłuszeństwo od ofiary…” (1 Sm 15, 22). „Miłować Boga całym sercem, całym umysłem i całą mocą i bliźniego jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary” (Mk 12, 33). To z Ewangelii św. Marka. Wezwania św. Jana Chrzciciela, a potem samego Pana Jezusa do nawrócenia, niejako streszczające Dobrą Nowinę (por. Mk 1,4.14-15), są wołaniem o wewnętrzny i osobisty związek z Bogiem. „Gdybyście rozumieli, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia, niż ofiary” (Mt 12, 7). Nie można też nie przypomnieć słów Jezusa skierowanych do kobiety z Samarii, że oto nadchodzi „godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec” (J 4, 23).
Całe życie Jezusa – jak pisał Pius XII w encyklice Mediator Dei et hominum [ czytaj ] – było krzyżem i męczeństwem. Ostatecznie wyraziło się ono w przyjęciu śmierci, na którą Go skazano. Nie będąc kapłanem według Prawa Mojżeszowego, Jezus nie składał Bogu ofiary rytualnej. Składał Bogu Ojcu swoje własne życie: wszystkie cierpienia, przez które przechodził, i swoją śmierć. Co to znaczy, że składał je Bogu? To znaczy, że nie miały one przed Bogiem wartości same z siebie, jako cierpienie czy jako śmierć. Jezus jednak przyjmował je jakby z rąk Boga Ojca: „Ojcze ( ) nie moja wola, ale Twoja niech się stanie” (Łk 22, 42). Przyjmował w ten sposób nie tylko śmierć, lecz wszystko, co Go spotkało. I działał – nauczał, czynił cuda – tak jak Mu Ojciec kazał czy dawał czynić. Czynię zawsze to, co się Jemu podoba. Mówię to, co On mi kazał. Spełniam Jego wolę (por. np. J 7, 16; 8, 26. 29; 12, 49-50).
Całe życie Jezusa było aktem posłuszeństwa i miłości. Aż do śmierci, i to śmierci na krzyżu. „Przyszedłem na tę godzinę” (J 12, 27). „Niech świat się dowie, że miłuję Ojca i że tak czynię, jak mi Ojciec nakazał” (J 14, 31). Dzięki temu właśnie, że życie Jezusa było aktem posłuszeństwa i miłości w stosunku do Ojca, było ono złożoną Mu ofiarą. Nie ofiarą rytualną -mówiliśmy już, że takiej ofiary Jezus nie składał i nie mógł składać – ale ofiarą, nazwijmy ją tak, egzystencjalną: z samego siebie, ze swego losu. Powtórzmy: dzięki posłuszeństwu i miłości Jezusa w stosunku do Ojca, Jego życie i śmierć mogły w Liście do Hebrajczyków zostać nazwane ofiarą.
Nieraz się sądzi, że Bóg wymagał cierpień i krwi swego niewinnego Syna jako zadośćuczynienia za grzech. Krwi do ostatniej kropli. I jest to powodem zgorszenia: jak to, Bóg ma tak twarde serce, że nie przebaczy? Wymaga cierpień i krwi? Ale to nie cierpienie, krew i śmierć posiadały wartość w oczach Bożych, lecz posłuszeństwo i miłość. Posłuszeństwo i miłość bez reszty, rzeczywiście z całego serca i ze wszystkich sił. Zaprzeczenie pierwotnego, obecnego w każdym grzechu nieposłuszeństwa Bogu i braku miłości Boga ponad wszystko. To w tej postawie Jezusa – Sługi Jahwe, w postawie posłuszeństwa i miłości ponad wszystko i mimo wszystko, wyrażało się oddanie Ojcu. Ofiarowanie siebie Bogu. Postawa, która była czy miała być symbolizowana w każdej ofierze Starego Przymierza, także w ofiarach pogańskich.
Dzięki temu mógł autor Listu do Hebrajczyków dostrzec w śmierci Jezusa, jako w całkowitym oddaniu siebie Bogu Ojcu, ofiarę jedyną i doskonałą, skuteczną ponad wszystkie inne ofiary, ofiary rytualne. Tu oto, w życiu i śmierci Jezusa realizuje się to, co było zapowiadane i co miało być spowodowane przez liczne ofiary Starego Przymierza. Śmierć Jezusa na krzyżu była tą ofiarą, ku której prowadziły tamte. Ofiarą, która wszystkie inne czyni już zbędnymi, pozbawia znaczenia
W znakomitej książce Teologia Eucharystii (Warszawa 1977) Aleksander Gerken tłumaczy, że ludzka śmierć nie da się sprowadzić do śmierci w sensie fizjologicznym czy biologicznym, tak jak człowiek nie może być traktowany na równi z innymi istotami żywymi. Człowiek bowiem może ustosunkować się do własnej śmierci. Może oddać własne życie Bogu za innych ludzi. Ten wymiar duchowy jest istotny dla śmierci człowieka. Także dla śmierci Jezusa. „Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję (aby je znów odzyskać). Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie go oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać” (J 10, 7-18).
ks. Andrzej Zuberbier (1922-2000)
*** Były wykładowca Akademii Teologii Katolickiej (obecnie: Uniwersytetu kard. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie) i Wyższego Seminarium Duchownego w Kielcach.
/ opoka.org.pl /