Błędem jest robienie z zapomnienia testu na przebaczenie. Jest dokładnie na odwrót. Przebaczenie pomaga pamięci wyzdrowieć. Wraz z nim wspomnienie zranienia traci na gwałtowności.
Bajka o przebaczeniu: Alfred i Adela
Na skraju pewnej małej i spokojnej wioski, zamieszkałej przez rentierów i paru kupców, znajduje się gospodarstwo ze świeżo malowanymi budynkami. Kwadraty różnobarwnych pól są otoczone prostymi rowami. Oto gospodarstwo Alfreda, człowieka dumnego, nieskazitelnego i mało rozmownego. Wysoki, chudy, wąska broda, nos orli wzbudza u ludzi tyleż respektu, co strachu. Jest mało rozmowny, a gdy mówi, to zazwyczaj przysłowia o wartości pracy czy powadze życia.
Jego żona, Adela, ma zawsze życzliwy uśmiech i miłe słowo. Ludzie czują się dobrze w jej towarzystwie. Wszystko jest w niej okrągłe: twarz, piersi, siedzenie… Adela cierpi w milczeniu przy mężu skąpym w słowa i pieszczoty. Żałuje w głębi serca, że poślubiła tego pracusia, który oczarował jej zmarłego ojca. Oczywiście, Alfred zapewnił jej dostatek i pozostał jej wierny, lecz całkowicie zaabsorbowany pracą, niewiele ofiarowuje jej czasu na zażyłość i przyjemności.
Pewnego dnia Alfred postanawia skrócić swój dzień roboczy. Zamiast pracować aż do zmierzchu, wraca do domu wcześniej. Ku wielkiemu zaskoczeniu, przyłapuje Adelę w małżeńskim łożu na gorącym uczynku z sąsiadem. Mężczyzna szybko ucieka przez okno, podczas gdy bezradna Adela rzuca mu się do stóp błagając o przebaczenie. On pozostaje sztywny jak posąg: blady z oburzenia, usta sine z wściekłości, zaledwie może powstrzymać wybuch. Widząc się takim „rogaczem”, przeżywa upokorzenie, gniew, a także głęboki żal. Nigdy nie był wielkim mówcą, teraz też nie wie, co powiedzieć. Szybko jednak zdaje sobie sprawę, że zachowując milczenie, poddaje Adelę jeszcze większym torturom niż uczyniłyby to jakiekolwiek słowa czy akty przemocy.
Nie wiadomo, jak sprawa Adeli rozniosła się po wsi, ale „złe języki” szybko się rozpuściły. Przepowiadano, że Alfred zażąda separacji. Lecz oto, wbrew plotkom, na niedzielnej sumie w środkowym przejściu pojawia się Alfred, z głową wzniesioną wysoko, w towarzystwie Adeli, która drepcze za nim. Wspaniały chrześcijanin, sprawia wrażenie, że zrozumiał przykazanie: Odpuść nam, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom. Ale chwalebne przebaczenie Alfreda karmi się skrycie hańbą Adeli.
W domu Alfred dalej rozognia swoją urazę poprzez milczenie i ukradkowe, pełne pogardy spojrzenia na grzesznicę. Tymczasem nieba nie da się oszukiwać pozorami cnoty, toteż zostaje posłany pośpiesznie anioł dla naprawienia sytuacji. Za każdym razem, gdy Alfred przenosi na Adelę spojrzenie twarde i posępne, anioł spuszcza w jego serce kamyczek. Alfred odczuwa za każdym razem uszczypnięcie, które wywołuje u niego grymas. Jego serce staje się tak ciężkie, że musi chodzić pochylony i z trudem wyciąga szyję, żeby lepiej przed sobą widzieć.
Pewnego dnia, gdy Alfred zajęty jest cięciem zboża, zauważa opartą o parkan świetlistą postać, która mu mówi: Alfredzie, wyglądasz na przybitego. Zdziwiony, że słyszy swe imię wymawiane przez nieznajomego, Alfred pyta go, kim jest i czemu się wtrąca. Anioł mu odpowiada: Tak, wiem, że zostałeś zdradzony przez swą żonę i że upokorzenie cię męczy. Ale ty dokonujesz subtelnej zemsty, która ciebie samego przygnębia. Alfred czuje się rozszyfrowany, pochyla głowę i przyznaje: Nie mogę pozbyć się tej przeklętej myśli: jak ona mogła mnie zdradzić, mnie, męża tak wiernego i hojnego? To dziwka, zbezcześciła małżeńskie łoże! Przy tych słowach, na twarzy Alfreda pojawia się grymas bólu. Anioł proponuje mu więc pomoc, lecz Alfred jest przekonany, że nikt nie może mu ulżyć: Jak mocny byś nie był, cudzoziemcze, nigdy nie będziesz mógł wymazać tego, co się zdarzyło. Odrzekał na to anioł: Masz rację, Alfredzie, nikt nie może zmienić przeszłości, lecz ty teraz masz siłę, aby widzieć ją inaczej. Uznaj swoją ranę, zaakceptuj swój gniew i upokorzenie. Następnie powoli zacznij patrzeć inaczej na Adelę. Czy tylko ona jest winna? Przypomnij sobie swoją obojętność wobec niej. Postaw się na jej miejscu. Potrzebujesz nowych i zaczarowanych oczu, żeby ujrzeć swe nieszczęście w innym świetle. Alfred naprawdę nie rozumie, ale ufa aniołowi. Czy ma inny wybór z tym palącym ciężarem w sercu? Nie mając innego wyjścia pyta swego gościa, jak mógłby zmienić swe spojrzenie. Anioł zaczyna go pouczać: Zanim spojrzysz na Adelę, wygładź czoło, zmarszczki dokoła ust i pozostałe mięśnie twarzy. Zamiast widzieć w Adeli niegodziwą kobietę, patrz jak na małżonkę, która potrzebowała czułości. Przypomnij sobie, z jaką oziębłością i surowością ją traktowałeś. Przypomnij sobie jej szlachetność i ciepło, które tak uwielbiałeś na początku swej miłości. Przy każdym odnowionym spojrzeniu zdejmę ci kamyk z serca. Alfred akceptuje umowę, podkreślając równocześnie swą wrodzoną niezdarność. Stopniowo, powoli, lecz nie bez świadomych wysiłków, przykłada się pilnie do patrzenia na Adelę nowymi oczami. Ból w sercu powoli się zaciera. Adela wydaje się przemieniać w mgnieniu oka: z niewiernej żony staje się osobą łagodną i czułą, jaką poznał w wiośnie ich miłości. Adela sama czuje zmianę. Ulżyło jej, odnajduje swój dobry humor, uśmiech i jowialność. Ze swej strony Alfred też czuje się przemieniony. Jego serce, jeszcze posiniaczone przez kamyki, pozwala się owładnąć głębokiej czułości. Nowe uczucie, które go przepełnia, wywołuje jeszcze lęk. Lecz wieczorem płacząc, bierze Adelę w swe ramiona, bez słowa. Oto dokonał się cud przebaczenia.
Przebaczamy za mało i za bardzo zapominamy
Madame Swetchine
Koniecznie należy uwolnić się od fałszywych wyobrażeń o przebaczeniu, jeśli naprawdę pragnie się je stosować w życiu. Człowiek współczesny jest zanurzony w kulturze chrześcijańskiej, w której pewne wartości, z braku rozeznania, poddawane są groteskowym interpretacjom. Przebaczenie również nie uchroniło się przed taką deformacją. A nawet bywało gorzej. „Mistrzowie życia duchowego” podtrzymują pismem czy słowem fałszywe idee przebaczenia. Szkoda, że tak jest, wziąwszy pod uwagę fakt, że przebaczenie, miłość bliźniego, a zwłaszcza nieprzyjaciół, zajmują centralne miejsce w nauczaniu ewangelicznym i w innych tradycjach duchowych. Dlatego ważne jest ujawnienie fałszywych koncepcji, które zostały stworzone wokół przebaczenia lub jego udzielania. Dzięki temu będzie można uniknąć ślepych zaułków w płaszczyźnie psychologicznej i duchowej: zniechęceń, niesprawiedliwości, duchowych złudzeń, zdrady samych siebie, zahamowania w rozwoju ludzkim i religijnym.
Przebaczyć to nie znaczy zapomnieć
Ileż to razy słyszy się słowa podobne do tych: nie mogę przebaczyć, bo nie mogę zapomnieć lub też zapomnij o tym; przewróć kartkę; nie zatrzymuj się przy tej zniewadze, idź dalej. Ten sposób mówienia i postępowania nie daje rozwiązania. Rozumowanie jest proste. Zapomnienie o nieszczęśliwym wydarzeniu, nawet jeśli to możliwe, przeszkadzałoby w przebaczeniu, ponieważ nie wiadomo byłoby już, co się wybacza. Zresztą, jeśli przebaczenie oznaczałoby zapomnienie, to co stałoby się z osobami o znakomitej pamięci? Przebaczenie byłoby dla nich niemożliwe. Okazuje się wiec, że akt przebaczenia wymaga dobrej pamięci i jasnej świadomości zniewagi, w przeciwnym wypadku „chirurgia serca”, jakiej wymaga przebaczenie, nie byłaby możliwa.
Błędem jest robienie z zapomnienia testu na przebaczenie. Jest dokładnie na odwrót. Przebaczenie pomaga pamięci wyzdrowieć. Wraz z nim wspomnienie zranienia traci na gwałtowności. Przykre wydarzenie staje się coraz mniej obecne i obsesyjne, rana powoli się zabliźnia, przypomnienie zniewagi już nie sprawia bólu. To dlatego uzdrowiona pamięć staje się wolna i może zaangażować się w coś innego niż w przygnębiającą myśl o krzywdzie.
Osoby, które twierdzą: Przebaczam, lecz nie zapominam, wykazują więc dobre zdrowie psychiczne. Zrozumiały, że przebaczenie nie wymaga wymazania obelgi z pamięci. Jeśli natomiast mówiąc w ten sposób chcą zaznaczyć decyzję, aby już nie ufać i mieć się stale na baczności, byłoby to dowodem, że nie doprowadziły do końca swego przebaczenia.
Przebaczyć nie znaczy wyprzeć ze świadomości
Gdy otrzymuje się cios, jedną z najczęstszych reakcji jest opancerzenie przed cierpieniem i przed ujawnieniem swych uczuć. Ta postawa obronna przyjmuje ciągle formę wypierania zniewagi. Jeśli odruch obronny trwa, może ona w końcu stać się patologiczny. Osoba dotknięta będzie się czuła zestresowana, wewnętrznie zmrożona, nie wiedząc najczęściej, co się z nią dzieje. Może też nie odczuwać potrzeby ani nawet pragnienia wyzdrowienia, a jeszcze mniej przebaczenia. Jest zatem ewidentne, że alchemia przebaczenia nie będzie mogła odnieść skutku tak długo, dopóki zainteresowana osoba będzie odmawiała uznania obrazy razem z jej skutkiem – cierpieniem.
Otóż, można spotkać „mistrzów życia duchowego”, którzy nie uważają zaprzeczenia za największą przeszkodę w przebaczeniu. Wprost przeciwnie, szukają w niej jedynej drogi prowadzącej do przebaczenia. Edith Stauffer jest jednym z nich. W Miłości bezwarunkowej i przebaczeniu definicję przebaczenia czerpie z kodeksu postępowania esseńczyków: Przebaczyć, to anulować wszystkie zachowywane w głębi duszy wymagania, warunki i oczekiwania, które blokują postawę miłości. Czy chce ona przez to powiedzieć, że aby wybaczyć, należałoby wpierw zaprzeć się jakiejś części siebie? Czy podobne przebaczenie nie byłoby równoznaczne ze zwykłym stłumieniem potrzeb psychicznych wraz ze wszystkimi znanymi konsekwencjami? Choćby motywem była „miłość bezwarunkowa”, przebaczenie, które wymaga stłumienia czy rezygnacji z jakiejś części siebie, wydaje się być bardzo niebezpieczne.[1]
Przebaczenie jest czymś więcej niż aktem woli
Oto dwie często spotykane scenki rodzinne. Pierwsza: syn ma przeprosić swą siostrę, której pamiętnik przeglądał, a potem naśmiewał się z jej miłostek. Druga: nauczycielka rozdziela dwójkę dzieci, które się kłócą na boisku w czasie przerwy, zobowiązując je do natychmiastowego wzajemnego wybaczenia sobie. Czy przypadkiem pierwsza idea przebaczenia nie narodziła się z podobnych doświadczeń w dzieciństwie? Niektórzy z wychowawców posługują się przebaczeniem jak magiczną formułą, zdolną do naprawienia wszystkich szkód. Przebaczenie, bez uwzględnienia przeżycia emocjonalnego dziecka, zostało zredukowane do prostego aktu woli mogącego natychmiast i definitywnie uregulować wszystkie konflikty. W tym wieku nie przychodziło do głowy, by wątpić w wartość tak nieautentycznego wybaczenia. Usta je wymawiały, lecz serca tam nie było. Takie wybaczenie służyło bardziej uspokojeniu wychowawcy niż wychowaniu dziecka.
Trudno jest uniknąć takiego natychmiastowego i magicznego przebaczenia z dzieciństwa. Ta iluzja dawała poczucie panowania nad własnymi emocjami! Dopiero później należało spuścić z tonu. Człowiek poczuł się bardzo zawiedziony, a nawet winny, że nie jest już zdolny do odtworzenia tej samej magii. Błąd polega na traktowaniu przebaczenia jako prostego aktu woli, zamiast rezultatu pewnego postępowania. Osiągniecie go trwa dłużej lub krócej, w zależności od rany, reakcji winowajcy czy możliwości znieważonego. Wola – oczywiście – gra wielką rolę, ale ona sama nie dokona dzieła przebaczenia. Wszystkie władze są zmobilizowane w przebaczeniu: wrażliwość, serce, inteligencja, osąd, wyobraźnia, wiara, itd.
Przebaczenia nie można nakazać
Albo decyzja przebaczenia jest dobrowolna, albo nigdy ono nie nastąpi. Istnieje jednak ogromna pokusa, zwłaszcza u pewnych chrześcijan, by zobowiązywać ludzi do dobrowolnego przebaczenia. Nie inaczej rozumowała pewna matka, kiedy pytała, jak mogłaby najlepiej przymusić swe dziecko do dobrowolnego studiowania.[2]
Przeciwwskazane jest ograniczanie przebaczenia, jak każdego aktu duchowego, do obowiązku moralnego. Tak postępując, zatraca się jego bezinteresowny i spontaniczny charakter. Potwierdza to pewna praktyka chrześcijańska. Oto jeden z najbardziej widocznych dowodów: chrześcijanie odmawiają codziennie Ojcze Nasz, lecz nie zawsze zdają sobie sprawę, że fałszywa interpretacja Odpuść nam, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom upodabnia przebaczenie do aktu nakazanej sprawiedliwości. Sądzą, że muszą koniecznie przebaczyć, aby Bóg im samym przebaczył. Zapominają, że przebaczenie Boże nie jest uwarunkowane ich biednymi ludzkimi wybaczeniami. Jaki nędzny obraz Boga wyrobili sobie jako istoty wyrachowanej i merkantylnej, poddanej prawu: coś za coś.
Lecz jest tu jeszcze coś więcej. Zobowiązanie do przebaczenia w Ojcze Nasz pozostawiałoby domysł, że w przypadku nie uczynienia tego, człowiek naraziłby się ze swej strony na karę nie odpuszczenia win. Tkwiłby więc bardziej w duchu przykazań Starego Testamentu niż w spontanicznym i bezinteresownym wezwaniu miłości Błogosławieństw. Żeby usunąć wszelką dwuznaczność w wyrażeniu Odpuść nasze winy, jako (…), należy je recytować w sensie słów św. Pawła: Jak Pan wybaczył wam, tak i wy (Kol 3,13). Tego samego ducha wyraża następująca formuła: Odpuść nam nasze winy, abyśmy mogli odpuścić naszym winowajcom.
Przebaczenie nie oznacza powrotu do sytuacji przed obelgą
Pewna kobieta została zdradzona przez przyjaciółkę, która ujawniła jej zwierzania. Dlatego mówiła: nie mogę jej przebaczyć, bo czuję się niezdolna do tego, żeby znowu stać się dla niej taką samą przyjaciółką. W jej oczach przebaczyć oznaczało pojednać się, czyli stać się takim, jak przedtem. Ciągle myli się przebaczenie i pojednanie, jak gdyby akt przebaczenia polegał na odbudowaniu stosunków identycznych do tych, które były przed przewinieniem. W zażyłych stosunkach rodzinnych, wspólnotowych czy w pracy, pojednanie powinno być normalną konsekwencją przebaczenia. Ale przebaczenie nie jest w istocie synonimem pojednania, bo może mieć swą rację bytu bez pojednania.
Można przebaczyć osobie nieobecnej, nieżyjącej lub nawet nieznanej. Jest oczywiste, że pojednanie w tych przypadkach jest niemożliwe, np. rodzice, którzy przebaczyli zabójcy swej córki, nie widząc go ani nie znając. W terapiach żałoby jest to bieżąca praktyka, proszenie osoby pogrążonej w żałobie, aby przebaczyła drogiej istocie, która odeszła. Jeśli chodzi o pewne przypadki nadużycia czy przemocy, radzi się ofierze położyć kres kontaktom z napastnikiem, żeby ją ochronić. Co nie znaczy, że należy wykluczyć przebaczenie w przyszłości.
Mylne jest liczenie, że raz udzieliwszy przebaczenia, można odnaleźć się ze swoim winowajcą w pierwotnej sytuacji. Czy można po zrobieniu jajecznicy odzyskać jajka? Czy można po wypieczeniu chleba odzyskać mąkę? Niemożliwe jest cofnięcie się do tego, co było przed doznaniem krzywdy. Albo próbuje się uwierzyć, że nic się nie stało i wtedy przywraca się relacje w kłamstwie, albo wykorzystuje się konflikt, by zrewidować jakość relacji i podjąć je na nowo na bardziej solidnych podstawach.
Przebaczenie nie wymaga zrzeczenia się swoich praw
Istnieje złożony i ważny problem odniesień pomiędzy sprawiedliwością a przebaczeniem. Sprawiedliwość zajmuje się obiektywnym przywracaniem praw osoby pokrzywdzonej, przebaczenie należy przede wszystkim do aktu dobrowolnej życzliwości. Co nie znaczy, że przebaczając należy rezygnować ze sprawiedliwości. Przykładem jest kobieta, której mąż żądał od niej rozwodu, odmawiając jej wszelkiego zadośćuczynienia za dwadzieścia lat małżeństwa i pracy. Mimo tak rażącej niesprawiedliwości, była ona gotowa wszystko mu wybaczyć. Twierdziła: nawet jeśli wychowałam dzieci i przyczyniłam się do jego sukcesu w karierze dyplomatycznej, nie chcę mu wyrządzić żadnej krzywdy. Wybaczam mu, choć zostawił mnie bez grosza, choć chce zabrać mi dzieci, a nawet to, że porzucił mnie dla młodszej kobiety. W takiej postawie –jakkolwiek wydaje się piękna i wspaniałomyślna – kryje się dużo lęku i tchórzostwa przed rzekomym „wielkim człowiekiem”. Ta osoba miesza przebaczenie ze sprawiedliwością. Trzeba najpierw wybrać dobrego adwokata i dochodzić swych praw. A dopiero potem można zdecydować, czy mu jeszcze przebaczyć.
Przebaczenie, które nie zwalcza niesprawiedliwości, zamiast być znakiem siły i odwagi, jest znakiem słabości i fałszywej tolerancji. Podtrzymuje występek.
Przebaczyć innemu to nie znaczy uniewinniać go
Oto inne błędne pojmowanie przebaczenia: wybaczam mu, to nie jego wina. Otóż, przebaczenie nie oznacza uniewinniania drugiego, czyli uwolnienia go od wszelkiej odpowiedzialności moralnej. Jest wiele pretekstów do usprawiedliwiania się: wpływy dziedziczne, wychowanie, kultura środowiska, itd. Przy takim podejściu nikt nie byłby odpowiedzialny za swe czyny, bo nikt nie byłby wystarczająco wolny. Tak rozumując wymazuje się wszystkie zbrodnie.
Fałszywe usprawiedliwianie występuje często pod postacią zręcznego i zamaskowanego manewru, który stosuje się dla złagodzenia własnego cierpienia. Przekonanie, że winowajca nie jest odpowiedzialny, jest mniej przykre do zniesienia niż świadomość, że wyrządził krzywdę zupełnie świadomie i dobrowolnie. Łatwe usprawiedliwianie może stać się mieczem obosiecznym. Jeśli z jednej strony przynosi ono ulgę, to z drugiej – lekceważy i pogardza samym winowajcą. Zakłada ono bowiem: nie jesteś dość inteligentny, by odpowiadać za takie przewinienie. W sumie przyczynia się ono bardziej do upokorzenia niż do uwolnienia z odpowiedzialności. Gabriel Marcel ukazuje to dobrze w sztuce teatralnej Łaska. Franciszka, niewierna żona, nie może już dłużej znieść wywodu męża, Gerarda, który na próżno usiłuje ją uniewinnić. Gerard mówi jej: Nie mam ci co wybaczać (…), racja twoich czynów jest poza tobą. Franciszka, upokorzona, protestuje: Nie, tylko nie to (…)! Raczej śmierć!
Przebaczenie nie jest demonstracją wyższości moralnej
Niektóre przebaczenia bardziej upokarzają niż wyzwalają. Co się dzieje w takich przypadkach? Przebaczenie może się przemienić w wyrafinowany gest wyższości moralnej, „najwyższej arogancji”. Pod pozorem wspaniałomyślności może ukrywać się instynkt władzy. Czym wytłumaczyć, że przebaczający usiłuje przybrać pozę wspaniałomyślności? Tym, że próbuje ukryć głębokie upokorzenie. Usiłuje ochronić się przed ogarniającym go wstydem i przed odrzuceniem. Usiłuje skryć swe upokorzenie w wyższości pana zranionego, pełnego jednak wielkoduszności i miłosierdzia.
Istnieje duża pokusa przebaczenia dla podziwu otoczenia. Za jednym zamachem przebaczający demonstruje moralną wyższość znieważonego, aby bardziej uwydatnić podłość znieważającego. Tak więc, dopóki człowiek posługuje się wybaczeniem w tym celu, jest jasne, że je tylko wypacza. Prawdziwe przebaczenie z serca dokonuje się w pokorze i otwiera drogę do prawdziwego pojednania. Fałszywe przebaczenie, natomiast, będzie podtrzymywało relację dominujący-zdominowany.[3] Przebaczenie, które służy jedynie do demonstrowania własnej wyższości moralnej, jest praktykowane przez trzy typy „zawodowców” przebaczenia:
1. człowiek kompulsywny, który zadręcza swoim przepraszaniem za każde najmniejsze uchybienie;
2. osoba, która wszędzie dopatruje się winy. Rozjątrza sytuację, żeby móc pokazać się łaskawym i przytłoczyć swym przebaczeniem;
3. wieczna ofiara, której najczęstszym przykładem jest żona alkoholika. Liczy na zdobycie sympatii i uznania otoczenia, ponieważ poświęca się, żyjąc z tym okropnym człowiekiem i ciągle mu przebaczając jego liczne upijania się.
Prawdziwe przebaczenie zatem dalekie jest od manifestowania władzy, jest przede wszystkim aktem wewnętrznej siły. Trzeba jej rzeczywiście, żeby uznać i zaakceptować własną wrażliwość i nie chcieć jej ukryć pod pozorem fałszywej wspaniałomyślności. Możliwe, że przebaczając, będzie się odczuwało na początku potrzebę pokazania się lepszym. W trakcie przebaczania pojawią się jednak, przed przebaczającym, liczne okazje do oczyszczenia swoich motywów, które mogłyby zniszczyć wszystkie jego szlachetne wysiłki.
Przebaczenie nie polega na zrzuceniu go na Boga
Bez wątpienia słyszy się nie raz takie powiedzenie: przebaczenie należy do Boga, jak gdyby ludzie nie mieli w nim już nic do zrobienia. Inaczej mówiąc, jest to pretekst, żeby zrzucić na Boga swą własną odpowiedzialność! Lecz nie ma się racji, bo Bóg, tak w dziedzinie przebaczania, jak i każdej innej, nie wykonuje za człowieka tego, co należy do jego inicjatywy. Ktoś oznajmia, że łatwe jest dla niego przebaczanie: jeśli ktoś mnie rani, szybko proszę Boga, by mu wybaczył. W ten sposób, nie muszę się zamęczać przez różnego rodzaju uczucia żalu, gniewu, urazy czy upokorzenia. Jakkolwiek wspaniała była taka demonstracja wiary, należałoby zastanowić się nad stanem zdrowia psychicznego tej osoby. Zamiast przyjąć na siebie doświadczenie nawet przykre, zrzucała je na Boga. Trzeba wierzyć w odwołanie się do ducha, jako istotnego elementu przebaczenia, niemniej jednak, można stwierdzić, że wpierw należy przygotować się na płaszczyźnie ludzkiej do przyjęcia łaski Bożej. Przebaczenie jest działaniem zarówno boskim, jak i ludzkim. Natura i łaska nie wykluczają się, przeciwnie, współdziałają i uzupełniają się.[4]
*****
Przypisy
[1] Niszczycielskie skutki takiego podejścia można było zauważyć w przypadku Klaudii. Kobieta ta miała objawy depresji: stres, niepokój, bezsenność, brak apetytu, nadmierne poczucie winy. W wiosce, w której mieszkała ze swoimi dziećmi, jej mąż nie krępował się pokazywać publicznie ze swą młodą kochanką. Klaudia i dzieci były tym głęboko upokorzone. Na domiar bezwstydu, mąż opróżnił konto bankowe, by ze swą nową przyjaciółką wieść wystawne życie. Klaudia mówiła zaś, że dzięki pismom pewnego kierownika duchowego przebaczyła swemu mężowi. Ponadto, według rad tegoż kapłana, starała się zalewać męża energią pozytywną, żeby przeciwdziałać swym uczuciom negatywnym, z których – zwłaszcza – gniew był zdolny ją zniszczyć. Należało więc sprzeciwić się radom jej kierownika i usilnie zachęcić ją, żeby nie ignorowała swego wstydu czy złości, ale znalazła właściwe sposoby wyrażania go. Klaudia zrozumiała, że jeszcze nie była w stanie przebaczyć. Trzeba było najpierw respektować swoją uczuciowość. Znalazła zatem sposób na wyładowanie gniewu i wstydu: robiąc porządki domowe, posługiwała się gwałtownym trzepaniem dywanu nie tylko, żeby pozbyć się kurzu, ale też nadmiaru adrenaliny. Postępująca akceptacja swego gniewu, a potem wstydu z upokorzenia przez męża, pozwoliła Klaudii wyzwolić się z napadów niepokoju i chorobliwego poczucia winy.
[2] Pewnego razu była transmitowana Msza św. niedzielna, podczas której kazanie wygłosił jakiś ks. biskup. Dobrze rozpocząwszy, pasterz wyjaśniał, że przebaczenie jest wzniosłym aktem wspaniałomyślności, a przebaczający czuje się lepszym. Ale potem zaczął spłycać problem, sprowadzając go do chrześcijańskiego obowiązku przebaczania. Jego kazanie obfitowało w takie wyrażenia, jak: należy przebaczać, musimy przebaczać innym, przykazanie miłości nieprzyjaciół, przykazanie chrześcijańskie. Zbliżenia kamery na audytorium ukazywały słuchaczy czujących się raczej nieswojo. Można było odgadnąć w nich wewnętrzną walkę: wola przebaczenia zderzała się z przemilczeniem uczuć, które też domagały się wysłuchania.
[3] To przeciwko takiemu wyniosłemu przebaczeniu buntuje się Emma, postać ze sztuki Gabriela Marcela Boży człowiek. Była ona niewierną żoną protestanckiego pastora. Przez lata znosi jego pełne wyższości przebaczenie, aż nie mogąc już dłużej tego znieść, krzyczy: Ta tania wielkość duszy budzi we mnie wstręt. A Klaudiusz jej odpowiada: Tania! Przecież ci wybaczyłem (…). Emma mu przerywa: Jeśli mi nie przebaczyłeś, dlatego że mnie kochasz, co chcesz, żebym uczyniła z twoim przebaczeniem?
[4] To nie są fikcyjne wypaczenia przebaczenia, ale bardzo realne. John Patton w swej książce Is Human Forgiveness Possible, uważa, że zafałszowanie jest tak wielkie, że zwątpił w możliwość przebaczenia przez osobę ludzką. Lepiej, uważa, poddać się całkowicie Bogu, który sam może przebaczyć. To dlatego zamiast wysiłku woli, aby wybaczyć, pokrzywdzony powinien skoncentrować swą energię na uświadomieniu sobie, że „przebaczenie już się w Nim dokonało”. Postawa Johna Pattona wydaje się być przesadna i nie dająca się utrzymać. Nie bierze wcale pod uwagę ludzkiego udziału w przebaczaniu, jakkolwiek skromnym by on nie był. Jeśli zaangażowanie w prawdziwe pojednanie wymaga dużo odwagi, to powstrzymanie się przed fałszywym – wymaga jej nie mniej.
źródło: boniratrzy.pl