Gdy Anioł Gabriel pojawia się przed młodziutką Maryją, by w Nazarecie oznajmić Jej, że Bóg wybrał Ją na Matkę swego Syna, nazywa Ją tajemniczym imieniem kecharitomene. Ten grecki termin oznacza pełną łaski (Łk 1, 30).
Nazaret w Galilei. To tu po raz pierwszy na kartach Biblii spotykamy Miriam – Maryję1. Za Jej czasów była to niewielka wioska położona w pobliżu Via Maris, głównego szlaku wiodącego z północy do Egiptu. Galilea jako kraina geograficzna rozciąga się od rzeki Litanii w obecnym Libanie aż do doliny Jizreel. W czasach biblijnych chętnie posługiwano się określeniem „Galilea pogan”, ze względu na fakt, że ludność żydowska mieszkała tu obok ludności pogańskiej. Przysłowiowe i biblijne pytanie: Czy może być co dobrego z Nazaretu? (J 1, 46) zrodziło się z faktu, że miasteczko to w dużej mierze zamieszkiwane było przez pogan, którymi Żydzi pogardzali.
Miriam z pokolenia Dawida
Niewiele wiemy o życiu Maryi przed Zwiastowaniem. Według tradycji miała przyjść na świat jako długo oczekiwane dziecko, oczekiwane przez rodziców, którym chrześcijanie pierwszych wieków nadali imiona Joachim i Anna. Mieszkać mieli w Jerozolimie, w miejscu, gdzie dziś wznosi się kościół św. Anny. Jako dziecko Maryja miała podjąć służbę w świątyni jerozolimskiej. Apokryficzna Protoewangelia Jakuba przekazuje piękną tradycję o Maryi tkającej zasłonę przybytku. Kapłani w Jerozolimie postanowili uczynić nową zasłonę dla świątyni, wybrali więc siedem dziewcząt bez skazy przed Bogiem, z pokolenia Dawida.
Znalazła się wśród nich także Maryja. Dziewczęta ciągnęły losy, jakim kolorem nici będą tkać. Maryi przypadł szkarłat i purpura. Szkarłat i purpura – zdaniem autora apokryfu – to symbol poczęcia Chrystusa i Jego królewskiej godności. Ponieważ Jezus utożsamiał się ze świątynią, uczył bowiem o świątyni swego ciała (J 2, 21), dziewczyna o wdzięcznym imieniu Miriam [1], tkając zasłonę Świątyni, tkała szatę dla mającego się w przyszłości narodzić Jezusa.
W jaki sposób Maryja trafiła do Nazaretu, nie wiadomo. Według apokryfu udała się tam po to, by poślubić Józefa. Pod koniec VI wieku nieznany z imienia pielgrzym z Piacenzy odwiedził Nazaret. W swoich zapiskach zanotował: „Żydówki są tu piękniejsze niż gdziekolwiek indziej w kraju”. Nie ma podstaw wątpić co do tego, że podobnie było sześć wieków wcześniej. Galilejczycy mieszkający w pobliżu jeziora Genezaret zajmowali się rybołówstwem, inni zaś rolnictwem. W Talmudzie mówi się, że kto nie widział jeziora Genezaret, nie widział w życiu niczego pięknego. Cicha muzyka trzcin poruszanych przez wiatr doskonale oddaje nazwę tego akwenu. Genezaret to po hebrajsku „harfa”. Praca rybaków nie była jednak już tak romantyczna jak nazwa jeziora. Na połowy wypływano często nocami, gdyż o świcie ryby ponoć najchętniej garnęły się do sieci. Za dnia naprawiano zniszczone niewody i handlowano rybami na brzegach jeziora czy targach większych miejscowości. Życie rolników odliczane było porami roku.
Pełna łaski
Józef, oblubieniec Maryi, nie był ani rybakiem, ani rolnikiem. Ewangeliści jednym chórem mówią o nim „cieśla”. Ewangelia Pseudo-Mateusza, utwór pochodzący prawdopodobnie z VI wieku, zawiera ciekawą dotyczącą go notkę: „Józef pracował przy budowie w nadmorskim mieście Kafarnaum; był bowiem cieślą. Przebywał tam przez dziewięć miesięcy, a wróciwszy do domu, zastał Maryję brzemienną. Przejęty i strapiony zawołał: «Panie, Panie, przyjmij ducha mego, ponieważ lepiej jest dla mnie umrzeć niż żyć!»”. Chyba nikogo nie dziwi taka reakcja mężczyzny, którego Biblia nazywa człowiekiem sprawiedliwym (Mt 1, 19). Nieznany z imienia autor apokryfu, powstałego, jak się przypuszcza, w Galii, w taki właśnie sposób odniósł się do informacji zapisanej na kartach kanonicznej Ewangelii Mateusza: Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego (Mt 1, 18).
Gdy Anioł Gabriel pojawia się przed młodziutką Maryją, by w Nazarecie oznajmić Jej, że Bóg wybrał Ją na Matkę swego Syna, nazywa Ją tajemniczym imieniem kecharitomene. Ten grecki termin oznacza pełną łaski (Łk 1, 30). Ciekawe, że Biblia wielokrotnie mówi o ludziach wypełnionych Bożą łaską, jednak za każdym razem pojawia się tam fraza złożona z dwóch wyrazów. O Szczepanie na przykład mówi się w Dziejach Apostolskich, że był pełen łaski (Dz 6, 8), jednak Łukasz używa tu sformułowania złożonego z dwóch słów: pleres charitos. Tymczasem w przypadku Maryi ten sam autor sięga po termin, który przypuszczalnie sam wymyślił, aby wyraźnie odróżnić Matkę Jezusa od innych postaci, również obdarzonych łaską. Łukasz z pochodzenia był Grekiem, mógł więc z powodzeniem pozwolić sobie na tworzenie neologizmów.
W opisie Zwiastowania warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden termin – genoito. Maryja sama określa siebie jako służebnicę Pańską (Łk 1, 38). Jej zawołanie: Niech mi się stanie! (gr. genoito; por. Łk 1, 38) nie jest, jak chcieliby niektórzy egzegeci, naznaczone rezygnacją czy wręcz determinacją. Maryja pyta: Jakże się to stanie? (Łk 1, 34), jednak nie jest to pytanie świadczące o powątpiewaniu, braku wiary czy zaufania. Wręcz przeciwnie, to poszukiwanie wiary całkowicie świadomej. Co prawda łacińskie fiat sugerować może pewien odcień zgody podjętej z rezygnacją w tonie „no dobrze, niech już tak będzie”, jednak grecka forma, a więc oryginalna, jest daleka od takiego wydźwięku zgody Maryi. Użyta tu przez Łukasza forma optativus niezwykle rzadko występuje na kartach Nowego Testamentu. Greckie genoito (Łk 1, 38) to radosne zawołanie: „Niech tak będzie! Niech się tak stanie!”, które wyraża ochocze przyjęcie woli Bożej i entuzjastyczne wręcz podjęcie współdziałania z nią. W tym właśnie wyraża się ochoczy duch służby Maryi.
Zaślubiona Józefowi
Zwolennikom fabularnych filmów, ukazujących barwnie wydarzenia związane z narodzinami Jezusa, zwłaszcza oburzenie mieszkańców Nazaretu faktem, że Maryja oczekuje Dziecka, pospieszmy od razu z wyjaśnieniem. Maryja była już zaślubiona Józefowi, a ten był Jej mężem, nikt więc z mieszkańców galilejskiego miasteczka nie powinien się dziwić Jej brzemiennemu stanowi. Raczej składano Jej gratulacje. Tylko Józef miał prawo do oburzenia, zdziwienia, niedowierzania…
W Palestynie czasów Józefa i Maryi małżeństwo zawierano w dwóch etapach. Etap pierwszy, zwany erusin, porównywany jest niekiedy, niezbyt szczęśliwie, do zaręczyn. Małżonkowie mieszkali po nim oddzielnie przez dwanaście miesięcy. Drugi etap zaślubin to uroczyste przeprowadzenie pani młodej do domu pana młodego. Józef i Maryja mieszkali jeszcze osobno, gdy Maryja zaczęła oczekiwać na narodziny poczętego Jezusa. Jednak dziecko poczęte przed wspólnym zamieszkaniem uważane było za prawowite. Dla historycznej prawdy należałoby wyciąć więc z filmów fabularne kadry ukazujące mieszkańców Nazaretu z kamieniami w rękach wymierzonymi w Maryję.
Fakt, iż Maryja była brzemienna, nie powinien dziwić nikogo ze społeczności Nazaretu, chyba że wszyscy wiedzieli, że to nie Józef był ojcem. Jeśli ktoś miałby rzucić cień podejrzeń na Maryję, to właśnie on. Jednak Józef był człowiekiem sprawiedliwym. Nie rozumiał całej sprawy i postanowił potajemnie oddalić Maryję. Zgodnie z Prawem, powinien Jej wręczyć get, czyli list rozwodowy. Sprawiedliwość Józefa przejawia się najpierw w jego odpowiedzialności w podejmowaniu decyzji. Nie była to zemsta ani odwet za to, co – jak mógł sądzić – wydarzyło się w życiu Maryi. Jego decyzja o odejściu jest wyrazem sprawiedliwości uformowanej przez miłosierdzie. Gdyby pozostał przy decyzji rozstania się z Maryją, mógłby – zgodnie z żydowskim prawem – liczyć na zatrzymanie wiana małżonki, a także na odzyskanie mocharu – ceny, którą zapłacił przy zaślubinach. Względy materialne nie wchodziły tu jednak w grę.
Szczęśliwie boska interwencja skłoniła go do zmiany decyzji. Anielski głos przemawiający we śnie sprawił, że Józef przyjął iście ojcowską postawę. Ku zadowoleniu dzisiejszych zwolenników oniryzmu, zbudziwszy się ze snu, wziął swoją małżonkę do siebie. Tym samym Jezusa uznał za swego Syna. W starożytnym Izraelu panował piękny zwyczaj przyjęcia noworodka do grona rodziny. Ojciec tuż po narodzinach brał dziecko na swe kolana i tym symbolicznym gestem uznawał je za swoje. Przypuścić należy, że tak też postąpił nazaretański cieśla. Kiedy?
Matka Syna Bożego
W około 6 roku przed naszą erą małżonkowie udali się do Betlejem, rodzinnego miasta Józefa. Podróż odbyli w związku ze spisem ludności zarządzonym według Łukasza przez Kwiryniusza, wielkorządcę Syrii. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że spis odbył się za Sencjusza Saturninusa, który był u władzy w latach 8-6 przed Chrystusem. Łukasz wzmiankuje Kwiryniusza prawdopodobnie dlatego, że spis przez niego zarządzony był bardziej znany. I właśnie wtedy, podczas podróży, pewnej nocy pod rozgwieżdżonym niebem w górach Judy rozegrała się ta niezwykła w swej prostocie scena, która zmieniła bieg historii świata. Bóg uśmiechnął się do człowieka i otworzył niebo. Jezus przyszedł na świat. Ciepło matczynych dłoni pokonało chłód skalnej groty. A później wszystko potoczyło się już szybko: śpiewy aniołów, pokłon pasterzy, jasna łuna na niebie i dary wędrujących mędrców. Bóg zamieszkał wśród ludzi.
Maryja była w Judei także kilka miesięcy wcześniej, jeszcze przed narodzinami Jezusa. Podczas odwiedzin Elżbiety – według apokryfów Jej ciotki – wyśpiewała Magnificat, hymn wzorowany na pieśni Anny, która dziękowała Bogu za narodziny Samuela (Łk 1, 46-55; por. 1 Sm 2, 1-10). Możliwe, że już w połowie I stulecia chrześcijanie chwalili Boga w liturgii słowami Maryi. Inne epizody tak zwanej Ewangelii Dzieciństwa skupiają się na Jezusie, choć obecność Maryi, która wszystko rozważa w swym sercu, jest przez Ewangelistów skrzętnie zaznaczana. Tak jest przy pokłonie pasterzy, ucieczce i powrocie Świętej Rodziny z Egiptu oraz odnalezieniu Jezusa, przypuszczalnie tuż przed bar micwą, w jerozolimskiej Świątyni.
Matka Kościoła
Po opisie dziecięcych lat Jezusa Ewangelie wspominają Maryję zaledwie trzykrotnie: jako gościa weselnego w Kanie, słuchaczkę Jezusa pośród tłumu i świadka śmierci własnego Dziecka. Na weselnym przyjęciu Maryja pojawia się nie tyle jako gość, ile jako pośredniczka pomiędzy usługującymi na przyjęciu a samym Jezusem. Dzięki temu między innymi nadano Jej w historii chrześcijaństwa tytuł Pośredniczki łask. Maryja szukająca Jezusa, który naucza tłumy, stała się w dziejach kaznodziejstwa wzorem doskonałego słuchacza słowa Bożego – tego, który nie tylko słucha, lecz także przynosi plon obfity. Pod krzyżem natomiast, gdy usłyszała Oto syn Twój (J 19, 26), stała się Matką Kościoła.
Ta ostatnia scena wrażliwego czytelnika Ewangelii musi przyprawiać o dreszcz. Ernest Hemingway pisał kiedyś: „Życie łamie każdego, a potem niektórzy są jeszcze mocniejsi w miejscu złamania”. Miał rację, pisząc „niektórzy”, bo nie wszyscy. Wielu cierpienie przygniotło tak bardzo, że stracili wiarę w Boga i ludzi, popadli w rozpacz i stali się zgorzkniali. Cierpienie przeżywane bez Boga może stać się nie do uniesienia. Cierpienie przeżywane w bliskości z Nim jest szansą na wewnętrzne umocnienie.
Tę drugą opcję starał się ukazać Michał Anioł, gdy pracował nad Pietą. O rzeźbie, którą podziwiać można w watykańskiej Bazylice św. Piotra, powiedziano, że jest to il più bello pezzo del marmo nel mondo – „najpiękniejszy kawałek marmuru na świecie”. Sam artysta twierdził, że rzeźbiąc, nie czyni nic innego, jak tylko odłupuje niepotrzebne fragmenty kamienia. Gdy się ich pozbędzie, pozostaje czyste piękno od dawna zaklęte w marmurze. Może warto w ten sposób spojrzeć na samych siebie? Odłupać z własnego życia koślawe kawałki zła i grzechu, aby wydobyć – na wzór Maryi – czyste piękno szlachetnego serca…
ks. Mariusz Rosik
źródło: zycie-duchowe.pl
*****
1 „Forma Maria pochodzi ze zgrecyzowanego hebrajskiego Miriam, Maryam. Etymologicznie imię to łączy się z akkadyjskim słowem mariām – napawa radością”. Por. H. Fros SJ, F. Sowa, Twoje imię, Kraków 2007, s. 398 (przyp. red.).