Bóg to nie krasnoludek. Czym jest wiara?

W rodzinie wiara towarzyszy wszystkim okresom życia, poczynając od dzieciństwa: dzieci uczą się pokładać ufność w miłości swoich rodziców. Dlatego jest ważne, aby rodzice dbali o wspólne praktykowanie wiary w rodzinie, towarzyszyli dojrzewaniu wiary dzieci. Zwłaszcza młodzież przeżywająca tak skomplikowany, bogaty i ważny dla wiary okres życia, musi czuć bliskość i troskę rodziny oraz wspólnoty kościelnej na swej drodze dojrzewania w wierze. (53.)

Encyklika Lumen Fidei / Światło Wiary

Papież Franciszek przynagla, abyśmy odeszli od traktowania wiary jako wiedzy. To sposób naszego życia jest życiem naszej wiary.

Przez większość teologów w Polsce encyklika „Lumen fidei” [ czytaj ] jest uznawana za tekst mało istotny dla zrozumienia myśli Franciszka. Duży wpływ na takie jego odczytanie ma historia powstania dokumentu. Sam papież podkreślił rolę swego poprzednika, Benedykta XVI, w tworzeniu tej encykliki. Napisał: „Prawie skończył on pracę nad pierwszym szkicem encykliki o wierze. Jestem mu za to głęboko wdzięczny i w duchu Chrystusowego braterstwa przejmuję jego cenne dzieło, dodając do tekstu kilka przemyśleń” (LF7).

Z wnętrza metafory

Jednak uważniejsza lektura „Lumen fidei” pokazuje, że owe „kilka przemyśleń” ma duże znaczenie. Franciszek bowiem całą refleksję o wierze umieszcza na fundamencie dwóch metafor.

„Wierzę w Boga” to wyznanie, a nie stwierdzenie

Można wręcz skorzystać z pięknego określenia Józefa Tischnera: Franciszkowe myślenie o wierze jest myśleniem z wnętrza metafory. To spostrzeżenie traktuję jako podstawowy klucz interpretacyjny w lekturze „Lumen fidei”.

Otóż metafory nie stanowią w tej encyklice uzupełnienia myślenia pojęciowego, tym bardziej nie są elementem dydaktycznym, ułatwiającym zrozumienie treści, które najsolidniej i najbardziej precyzyjnie byłyby ujmowane przy użyciu pojęć i definicji. Metafory są punktem wyjścia określającym całą logikę rozumowania w encyklice. Jest to logika medytacji, a nie argumentacji. Myślenie jest nie tyle spekulatywne, ile fenomenologiczne.

Porzucić utarte tory

Natomiast pojęcia, którymi teologia od wieków opisuje wiarę, w „Lumen fidei” nie występują. Przede wszystkim nie pojawia się klasyczna para pojęciowa: fides qua–fides quae (akt wiary–treść wiary). Tę nieobecność potraktujmy poważnie. To nie jest pominięcie ze względu na oczywistość, lecz rezygnacja z punktu wyjścia, które od wieków wprowadzał myślenie o wierze w pewne utarte tory.

Na podstawie wielu lektur oraz rozmów z teologami i nie tylko teologami, z wierzącymi i niewierzącymi, pozwalam sobie w taki sposób przedstawić owe utarte tory refleksji o wierze: jako oczywisty punkt wyjścia przyjmowana jest koncepcja wiary oparta na wiedzy; akt wiary utożsamiany jest z rozumnym uznaniem za prawdziwe pewnych treści. Wiara jest zatem pewną specyficzną formą wiedzy. W ramach tego paradygmatu wiarę katolicką rozumiemy jako uznawanie za prawdziwy pewnego zestawu twierdzeń dogmatycznych, czyli doktryny katolickiej.

Być może właśnie taki fundament i sposób myślenia o wierze, w tym o wierze katolickiej, sprawia, że komentatorzy „Lumen fidei” nie widzą w tej encyklice nic ważnego. Odczytują ją jako kolejny komentarz wewnątrz paradygmatu fides qua–fides quae. I to jest drugi, chyba poważniejszy powód, dla którego ta encyklika traktowana jest jako tekst mało istotny.

A przecież myślenie o wierze z wnętrza metafory – przyjmujące za fundament dwie metafory: słuchanie i widzenie, nie zaś paradygmat wiedzy – odsłania zupełnie inne horyzonty. Jeżeli zaś takie myślenie jest podstawową strukturą dokumentu tworzącego oficjalne nauczanie Kościoła, należy je potraktować poważnie. Papież przynagla nas zatem, abyśmy odeszli od traktowania wiary jako swoistego rodzaju wiedzy, porzucili utarte tory.

Wyznanie, a nie stwierdzenie

Jeżeli bowiem pozostajemy w paradygmacie wiedzy, to sytuacja wygląda tak: katolik pytający sam siebie, albo zapytany przez kogoś innego, czy wierzy, zaczyna od przeglądu prawd wiary i twierdzeń, jakie pamięta z nauki religii, oraz zastanawiania się, czy uznaje je za prawdziwe. Zwykle podczas takiego przeglądu katolik najpierw stwierdza, że niewiele pamięta z lekcji religii, a potem, że wcale nie jest przekonany co do prawdziwości tych twierdzeń, które jakoś tam sobie przypomina. Dochodzi więc do wniosku, że z jego katolicką wiarą jest marnie. Albo po prostu stwierdza, że już nie wierzy.

Najgorsze ze wszystkich pytań, jakie może się w takiej rozmowie pojawić, to pytanie o istnienie Boga. Już samo tak sformułowane pytanie sprowadza Boga do przedmiotu. Brzmi tak samo, jak pytanie o to, czy wierzę w istnienie cywilizacji pozaziemskich albo krasnoludków. A więc żadna odpowiedź na to pytanie nie jest dobra. Każda odpowiedź jest bowiem akceptacją narzuconej perspektywy, perspektywy uprzedmiotawiającej Boga, a co najmniej sprowadzającej Go do poziomu bytów stworzonych lub wymyślonych.

Filozofowie i teologowie od tysiącleci medytują, co znaczy słowo „jest” w odniesieniu do Boga. Ta refleksja znajduje się w samym centrum teologii. Ale znajomość historii i meandrów tych rozważań nie jest konieczna dla szczerej wiary w Boga. Podstawowym twierdzeniem wiary chrześcijańskiej, w tym katolickiej, nie jest bowiem fraza „Bóg jest”, ale pierwsze słowa Credo: „Wierzę w Boga”.

Te słowa wcale nie są skróconą formą stwierdzenia: „wierzę w istnienie Boga”. One wyrażają dokładnie to, co jest istotą naszej wiary. „Wierzę w Boga” jest wyznaniem, a nie stwierdzeniem. Tak samo jak powiedzenie komuś „wierzę w ciebie” nie jest stwierdzeniem, że uznaję fakt jego istnienia. W słowach „wierzę w Boga” wznosimy się ponad wszystkie rozumienia słowa „istnieć” i wyrażamy naszą relację do Boga; relację, która jest jedyna, odmienna od wszystkich innych relacji, nie ma żadnej mocnej analogii.

Wiara jako sposób życia

W „Lumen fidei” myślenie o wierze, w tym o swojej wierze, oparte na metaforach widzenia i słuchania jest, powtórzmy, zupełnie inne niż myślenie oparte na pojęciach. Jest medytatywne, a nie argumentacyjne. To myślenie nie zaczyna od przedmiotów: od tego, co wiem, co widzę, co słyszę, ale od tego, że patrzę, że słucham. Ale nie do tego, że już wiem. A więc zaczyna się od mojego własnego przeżywania swojego własnego człowieczeństwa.

Pytanie o istnienie Boga brzmi tak samo, jak pytanie o to, czy wierzę w istnienie cywilizacji pozaziemskich albo krasnoludków. A więc żadna odpowiedź na to pytanie nie jest dobra

Zatrzymajmy się przy słuchaniu. Co prawda tytuł encykliki wskazuje na światło, ale w samej encyklice Franciszek daje pierwszeństwo słuchaniu. Słuchanie dotyczy przede wszystkim słuchania innych ludzi. Słyszymy i wsłuchujemy się w najróżniejsze dźwięki, słuchamy muzyki, ale wiara jest słuchaniem słów ludzkich.

Słowo Boga przemawia wyłącznie słowami ludzkimi, także słowa Pisma są słowami ludzkimi. A ludzkie słowa żyją przede wszystkim jako wezwanie, prośba, rozkaz, zakaz, obelga i przeprosiny, groźba, podziękowanie… Żywe słowo skierowane do mnie zawsze domaga się jakiejś odpowiedzi. Ludzka mowa jest ze swej natury rozmową. Wykład przekazujący obiektywną wiedzę jest tylko jednym, wcale nie pierwszym i nie najważniejszym rodzajem ludzkiej mowy.

Żyjemy z wiary. W słuchaniu słów i w sposobie odpowiadania żyje nasza wiara. W słuchaniu Słowa i w odpowiadaniu na Słowo żyje nasza chrześcijańska wiara. Sposób naszego życia jest życiem naszej wiary. Wykład też jest potrzebny, aby nie pobłądzić, ale nie jest ani fundamentem, ani rdzeniem wiary chrześcijańskiej.

W kulturze Zachodu, do której należymy, wiara jest w kryzysie albo zanika. Pytanie „czy jest to kryzys, czy też zanik wiary?” to jeden z ważniejszych obecnie problemów teologicznych. Jakąś cząstkową odpowiedzią może być hipoteza, że zanika wiara rozumiana jako rodzaj wiedzy. „Lumen fidei”, wyprowadzając nasze myślenie o wierze poza ten paradygmat, pokazuje nam drogi przezwyciężania obecnego kryzysu czy też zaniku wiary i odkrywania – niekiedy zaskakujących – sposobów jej życia.

Więcej niż wiedza, przekonania i zachowania religijne

Skoro wiara jest życiem, sposobem życia, to takie metody jak próba uchwycenia jej w siatkę pojęciową, wyskalowanie stopni mocy wiary i umieszczanie swojej wiary w precyzyjnie ustalonym punkcie tejże skali są uśmiercaniem wiary, potraktowaniem jej jako martwego przedmiotu badań. Nadmierne zastanawianie się nad swoją wiarą, autoanaliza, jest raczej szkodliwe, na pewno nie pomaga.

Oczywiście warto czasem stawiać sobie pytanie: jaka jest moja wiara? Ale odpowiedź na takie pytanie to raczej powtórzenie słów Credo albo modlitwa: „Wierzę, zaradź niedowiarstwu mojemu”. A na pewno: rachunek sumienia z miłości czynnej.

Natomiast ilościowe socjologiczne badania tak rozumianej wiary są zupełnie niemożliwe. Takie badania zwykle dotyczą wiedzy religijnej albo religijnych przekonań, ale sama obiektywizująca natura pytań ankietowych sprawia, że otrzymane wyniki są mało wartościowe. Jeżeli zaś w ankiecie pojawi się wprost pytanie o wiarę i kilkupunktowa skala, na której należy zaznaczyć poziom albo głębię swojej wiary, to: patrz wyżej.

Bardziej miarodajne są badania religijności mierzące ilość zachowań religijnych, czyli np. „chodzenia do kościoła”. Te badania – jako że dotyczą mierzalnej rzeczywistości – faktycznie coś mówią o praktykach religijnych, a więc i o religijności.

Należy jednak pozostawić otwartym pytanie, jaki jest związek między religijnością a wiarą. Taki związek istnieje i istnieją różne teorie na temat jego charakteru. Nie jest to prosta zależność.

Pytanie o wiarę – swoją i cudzą

Na koniec wróćmy raz jeszcze do pytania o wiarę. Ale to muszą być dwa różne pytania.

Pierwsze z nich jest pytaniem skierowanym do siebie samego, to zachęta do refleksji nad swoją wiarą. Nieodzowną podstawą odpowiedzi pozytywnej jest akceptacja przykazań oraz miłość bliźniego jako miara ostateczna, według której mierzę wszystkie inne kryteria swych wyborów, nawet jeżeli w praktyce bywa z tym różnie.

Na pewno praktyki religijne są dobrym świadectwem wiary. Natomiast gdy pytam samego siebie wprost o wiarę w Boga, nie powinienem się bać powracających wątpliwości, gdyż „jeśli nasze serce oskarża nas, to Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko” (1J 3,20).

Drugie pytanie dotyczy wiary innych. Tutaj też nie sposób dać ostatecznej odpowiedzi. Czasem spotykamy ludzi, o których bez wahania powiemy, że to człowiek wiary. Ale nie wolno nam równie kategorycznie odmawiać komukolwiek wiary. Tylko Bóg zna serce człowieka. Tak samo wszystkie badania socjologiczno-religijne zatrzymują się na zewnątrz – przed tajemnicą serca ludzkiego.

ks. Jan Słomka

źródło:wiez.pl