Bóg nigdy nie pozwoli…

… by Jego Kościół został pożarty przez system

Wyjście Kościoła jest tylko i aż jedno, jest ciągle aktualne i osiągalne – uznać nadrzędny autorytet Boga, a nie człowieka. Bezprawne używanie boskiego autorytetu i jednoczesne hołdowanie złu kończy się.

To nieprawda, że Kościół obecnie znajduje się w fatalnej sytuacji. Kościół zawsze i z każdej sytuacji ma niezawodne wyjście. Stąd jego położenie nigdy nie jest fatalne, a rozwiązanie problemów na pewno jest możliwe.

To, co piszę brzmi niedorzecznie i ryzykownie – na pierwszy rzut oka kłóci się z wieloma faktami. Ponadto pierwsze trzy zdania zawierają kilka uogólnień, a podobno inteligentni ludzie nigdy ich nie używają…

Podchodząc do tematu całkiem na poważnie, rzeczywiście, to co od dawna dzieje się w Kościele Katolickim, a obecnie dociera do świadomości wiernych, powoduje uzasadniony gniew, sprzeciw, wstyd, poczucie zawodu, a nawet bunt. Część osób, spośród sprawujących władzę pasterską, okazało się niegodnych jakiegokolwiek zaufania. Inni, których honoru nie da się już obronić, mogą być postrzegani jako ofiary systemu – nie jako pasterze, ale jako nieme owce, które nawet nie beczały, gdy trzeba było bić na alarm. Jednak są jeszcze ci, którzy dwoją się i troją, by odczytać sens wydarzeń i szukać mądrych rozwiązań. Kim oni są?

To wielu duchownych i świeckich, którzy na szczęście już nie tylko czują, ale widzą i rozumieją co się wokół dzieje. Nie zgadzają się na obecny stan rzeczy, na trwanie w brudzie grzechu i uwikłań Kościoła. Często są to ci, którzy wielokrotnie cierpieli z powodu dotychczasowego stylu „sprawowania władzy”, byli odrzucani, a nawet wyśmiewani, tylko dlatego, że dążyli do szeroko rozumianej odnowy Kościoła. Ci ludzie, dzięki Bogu, nadal są w Kościele. Trwają w nim, ponieważ nie są jego częścią ze względu na zaszczyty, lukratywne i dające rozgłos funkcje. Są w nim „tylko” ze względu na Jezusa. Nieraz On został im jako jedyna motywacja trwania w stanie kapłańskim, a w przypadku osób świeckich, trwania w posłuszeństwie pasterzom Kościoła. Ci ludzie mają coraz więcej odwagi, by opuścić swoje dotychczasowe, defensywne pozycje i zacząć realnie wpływać na realizację podstawowych zadań Kościoła. Wydaje się, że teraz, gdy jest naprawdę źle, przestrzeń do działania dla nich otwiera się, a niektórzy zaczynają w nich upatrywać szansy, a nawet ostatniej deski ratunku.

Kościół, mając takich ludzi wewnątrz, ma kolejną szansę, która (uwaga!) przychodzi nie ze względu na nich samych, ale ze względu na Tego, który zasiada na jedynym, niezniszczalnym tronie, tj. ze względu na Jezusa. Kościół bowiem nie jest monarchią, w której rządzą książęta, powołując się na bliżej nieokreślonego władcę. To ludzkie rozumienie i często padający, skądinąd nieraz słuszny, zarzut. Ci, którzy są wezwani do piastowania w nim funkcji są pierwszymi wezwanymi do służby, a nie odbierania chwały i zbierania profitów. Kończy się więc pewna epoka dla Kościoła. Status quo nie da się dłużej utrzymywać. A może spełnia się słowo z Księgi Daniela: „Mene – Bóg obliczył twoje panowanie i ustalił jego kres. Tekel – zważono cię na wadze i okazałeś się zbyt lekki. Peres – twoje królestwo uległo podziałowi; oddano je Medom i Persom» (Dn 5,26-28)”?

Jednak ci, którzy chcieliby teraz tryumfować, ciesząc się z klęski doświadczanej przez Kościół, powinni być ostrożni, ponieważ kłopoty zawsze oznaczają, że otrzyma on jeszcze więcej potrzebnej łaski, by przetrwać trudny czas niezbędnego mu oczyszczenia. Pomoc przyjdzie na pewno, bo: „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20).

Kościół bowiem nie jest monarchią, w której rządzą książęta, powołując się na bliżej nieokreślonego władcę.

Stąd wyjście Kościoła jest tylko i aż jedno, jest ciągle aktualne i osiągalne – uznać nadrzędny autorytet Boga, a nie człowieka. Bezprawne używanie boskiego autorytetu i jednoczesne hołdowanie złu kończy się. Bóg nigdy nie pozwoli, by Jego Kościół został pożarty przez system, który gnije i rozkłada się jak trup. Przeciwnie, On chce spowodować, by Kościół odrodził się na nowo, ku rzeczywistej realizacji jego zadań.

To wszystko stanie się tym prędzej, im prędzej wszyscy ludzie Kościoła, wierni świeccy i duchowni zrozumieją, że mają uszy, by słuchać Jezusa, oczy, by wypatrywać Go nadchodzącego w chwale, a usta, by głosić Ewangelię cierpiącemu i zagubionemu światu.

Marzena Pietroszek (FB)
*** wicedyrektor Szkoły Ewangelizacji Cyryl i Metody

/ deon.pl /